W 2013 roku w Val di Fiemme Polacy byli o krok od historycznego medalu mistrzostw świata zdobytego w drużynie. O brązowy "krążek" nasi zawodnicy walczyli na skoczni w Predazzo z Norwegami. I początkowo tę rywalizację Biało-Czerwoni przegrali o 0,8 punktu.
- Nie wiem, powiedzcie mi... Jak to się stało? To nie może być prawda - pytał Kamil Stoch na antenie TVP Sport, nie kryjąc rozczarowania. Sam dwa dni wcześniej zdobywał złoty medal na dużej skoczni po raz pierwszy w karierze. Sukces z drużyną jednak miał nie być mu dany...
ZOBACZ WIDEO: Nawet z lodówką. Nie uwierzysz, co zrobił polski zawodnik
Smutku nie ukrywał także Maciej Kot, który niejako obwiniał się za porażkę, mówiąc, że jego dyspozycja kosztowała Polskę miejsce na najniższym stopniu podium: - Gdybym normalnie skoczył w pierwszej serii, myślę, że byłby medal. Przyczyna jest jasna - twierdził po konkursie. Kilkadziesiąt minut później jednak stało się coś nieprawdopodobnego.
Wróćmy jednak do początku. W tamtym konkursie kilkukrotnie dochodziło do zmian położenia platformy startowej na prośbę trenerów - typowy zabieg, który miał dać przewagę w ogólnym rozrachunku. Nie inaczej było przy pierwszym skoku mistrza świata ze skoczni normalnej, Andersa Bardala. Norweg faktycznie otrzymał bonusowe punkty za tę próbę, jednak błąd popełnił... system.
Skok Bardala potraktowano tak, jakby zawodnik startował z platformy ustawionej o dwie pozycje niżej, a nie o jedną. I to sprawiło, że przy zliczaniu not końcowych, pojawiła się poważna pomyłka, której nie zauważyli nasi skoczkowie. Zauważył ją za to... Austriak, Thomas Morgenstern, świeżo upieczony złoty medalista w drużynie.
- Widziałem, że coś jest nie tak, ale nie byłem pewny. Poprosiłem o przeanalizowanie zapisu wideo. Okazało się, że miałem rację. Sędziowie popełnili błąd - wspominał popularny "Morgi", dla którego sprawiedliwość w punktacji zawodów była rzeczą kluczową: - Chciałem, żeby konkurencja była uczciwa, więc poprosiłem o sprawdzenie wyniku Bardala - skomentował dla norweskiego dziennika "Dagbladet" Morgenstern.
Tym samym nasza reprezentacja przesunęła się w klasyfikacji zawodów przed Norwegów z przewagą 3,7 punktu. W polskim zespole wybuchła euforia, zapanował szok i niedowierzanie w to, że los uśmiechnął się do Biało-Czerwonych. Że ekipa w składzie Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Kamil Stoch i Maciej Kot zdobyła pierwszy w historii medal imprezy rangi mistrzowskiej w zawodach drużynowych.
Gest Morgensterna sprawił, że Piotr Żyła był gotów nagrodzić Austriaka butelką wysokoprocentowego trunku alkoholowego, a podczas konferencji prasowej obaj panowie zajęli miejsce obok siebie i przybili "żółwika". Thomas zresztą zaproponował, żeby za spostrzegawczość nagrodzić go polskim paszportem. Humory dopisywały, a "Morgi" został naszym bohaterem narodowym.
12 lat później walka o medal wydaje się być nierealna - Polacy nie mają większych szans na skuteczną walkę z reprezentacjami Austrii, Norwegii, Słowenii. Nasza kadra ani razu tej zimy nie stała na podium w zawodach drużynowych. Eksperymentalny wydaje się być również skład, który desygnował na czwartkowy konkurs w Trondheim trener Thomas Thurnbichler.
Biało-Czerwoni wystąpią w zestawieniu: Jakub Wolny, Aleksander Zniszczoł, Paweł Wąsek i Dawid Kubacki. W selekcji pominięty został Piotr Żyła. Tym samym Wąsek doczeka się debiutu w zawodach drużynowych na poziomie czempionatu, a Wolny powraca do walki o medale w drużynie po trzech latach od MŚ w lotach rozgrywanych w Vikersund.
- Na mistrzostwa przyjeżdża się po medale i tylko po medale, więc to one są celem, bez względu na to, jak odległe się one wydają - zapowiedział po konkursie drużyn mieszanych Thomas Thurnbichler, który po mikście wydawał się być w miarę zadowolony z postawy swoich podopiecznych.
Ze względu na niekorzystne warunki pogodowe, konkurs drużynowy rozpocząć ma się o godzinie 17:05. Wcześniej, o 16:00, rozpocznie się seria próbna. Relację tekstową LIVE przeprowadzi portal WP SportoweFakty.
Skoki narciarskie w Trondheim - oglądaj na żywo w TVN w Pilocie WP (link sponsorowany)