Historia Gregora Schlierenzauera jest przykładem na to, jak przewrotny bywa los. Piekielnie zdolny zawodnik, który od początku swojej kariery przeskakuje skocznie, deklasuje rywali i wystawia na próbę cierpliwość jury, nagle dostaje bolesnego pstryczka w nos.
Od momentu, gdy w 2016 roku z powodu bardzo mizernych wyników zdecydował wycofać się z Turnieju Czterech Skoczni, jego sportowa biografia zaczyna obfitować w dotąd obce dla niego doświadczenia: problemy z brakiem motywacji, poważną kontuzję kolana, mozolne starania o powrót do rywalizacji, w końcu brak możliwości startu w upragnionych mistrzostwach świata w swojej ojczyźnie.
Nie jeden dałby za wygraną, ale w wieku, w którym inni przebąkują o zakończeniu kariery, Schlierenzauer postanawia dać sobie kolejną szansę. - Tak szybko się mnie nie pozbędziecie - mówi żartobliwie w jednym z wywiadów. Powodów do dobrego humoru ma więcej. Zdaje się, że poproszenie o pomoc swojego dawnego szkoleniowca, Wernera Schustera, wreszcie było strzałem w dziesiątkę.
ZOBACZ WIDEO Polska - Słowenia. Piotr Zieliński widzi potencjał reprezentacji. "Stać nas na dobry wynik na Euro 2020"
Czytaj także: Skoki narciarskie. Puchar Świata Wisła 2019. Szaleństwo w Wiśle. Miasto oblężone przez kibiców
O tym, jak ważne jest, by skoczek trafił pod skrzydła odpowiedniej osoby, jeszcze podczas mistrzostw świata w Seefeld mówił nam Toni Innauer. - Jego system lotu nie jest odpowiedni, a w głowie ma prawdopodobnie schemat, który teraz już zwyczajnie nie działa. Musi dostać mentora, trenera, który będzie w stanie rzeczywiście to zmienić. To jest duże zadanie, ale myślę, że do rozwiązania.
Mistrz olimpijski z Lake Placid miał nosa. Schuster dał Austriakowi niezbędne wsparcie, motywację i sprawił, że w jego głowie znów zapanował porządek. Wspólnie popracowali też nad aspektami sprzętowymi i technicznymi, bo w ostatnich latach one również nie były mocną stroną skoczka. Mimo wielkiego wyzwania, jakim jest praca z drobiazgowym perfekcjonistą, Schuster ani przez chwilę nie żałował swojej decyzji: - Gregor jest zawodnikiem, którego trener mógłby sobie tylko życzyć. On się w pełni podporządkowuje sportowi - komplementował swojego podopiecznego na łamach Der Standard.
Czytaj także: PŚ w skokach. Potężne wyzwanie przed Stefanem Horngacherem. Ambitne plany psują kontuzje
Obustronne zaangażowanie pierwsze owoce przyniosło już latem. Występy w cyklu LGP były najlepszym z możliwych sygnałów, że skoczek jest na właściwej drodze. Wygrane kwalifikacje, 4. miejsce w Hinzenbach i 2. w Hinterzarten cieszyły jak nigdy wcześniej. - Najpiękniejsze jest to, że dostaję potwierdzenie w postaci osiąganych przeze mnie odległości - mówi Schlierenzauer. Równocześnie jest świadom, że przed nim jeszcze ogrom pracy.
- Nadal jest sporo do zrobienia, szczególnie jeśli chodzi o kwestię techniki. To nieprzerwany proces, w trakcie którego nie można stawać w miejscu - tłumaczył w rozmowie z dziennikarzem Kleine Zeitung. 29-latek nie zniechęca się jednak i z pokorą podchodzi do kolejnych wyzwań.
Nieocenionym wsparciem są dla niego kibice, którzy mocno trzymają kciuki za powodzenie misji. Życzą sobie, by ich ulubieniec choćby jeszcze raz sięgnął po pucharowe zwycięstwo. Dzięki temu jeszcze bardziej wyśrubowałby ustanowiony w 2013 roku rekord w liczbie wygranych - na swoim koncie ma ich aż 53. Sam Schlierenzauer o swoich zamierzeniach mówi z ostrożnością.
Jego celem numer jeden na najbliższy sezon jest wskoczenie do pierwszej "10" i zagrzanie w niej miejsca na dłużej. O podium na razie nie wspomina. Schuster też jest zachowawczy. Dla niego więcej niż satysfakcjonujące byłyby starty "Schlieriego" we wszystkich konkursach Pucharu Świata i nawiązanie do czołówki.
Pierwszy ważny sprawdzian już za kilka dni, podczas inauguracji sezonu w Wiśle. Tym razem miejsce w kadrze dostał, i postara się udowodnić, że to nie przypadek.