- To niestety nie jest nic dziwnego. Wśród sędziów po prostu pokutuje magia nazwisk. Tutaj tkwi problem. Noty niektórzy dostają za nazwiska. Zobaczmy na przykładzie Roberta Johanssona. Norweg często ma zachwiane lądowanie, a mimo to dostaje po 18 i 18,5 punktu. Po prostu ma już nazwisko. Tymczasem skacze po nim kolejny zawodnik, ląduje lepiej i dostaje takie same noty - zwrócił uwagę Rafał Kot.
- Sędziowie się bronią, że to ułamki sekund, że czasami nie zdążą dobrze zobaczyć. To jest jednak tylko pół prawdy. Gdy sędzia widzi, że znane nazwisko siada na belce, to ta nota automatycznie idzie już trochę w górę - dodał były fizjoterapeuta polskiej kadry skoczków.
Już we wtorek napisaliśmy (więcej TUTAJ), że tym razem pretensje do sędziów mógł mieć Piotr Żyła. Wszystkie cztery konkursowe skoki wiślanina w Rosji były bardzo dobre technicznie. Do lądowań praktycznie nie można było mieć żadnych zastrzeżeń. Tymczasem sędziowie w sobotę i niedzielę nie dali nawet jednej noty 19 punktów. Wniosek z tych zawodów i wypowiedzi Rafała Kota po prostu płynie jeden - nazwisko Żyły nie zapadło jeszcze w pamięci sędziów na tyle, by regularnie dostawał najwyższe noty, nawet gdy bardzo na to zasługuje.
Dla wiślanina jest jednak nadzieja. Najlepiej świadczą o tym przykłady z poprzednich sezonów Macieja Kota czy Stefana Huli. - Pamiętam jak właśnie Stefan zawsze w powietrzu leciał bardzo ładnie i dobrze lądował. Dopiero jednak gdy zaczął osiągać dobre wyniki, to jego noty poszły do góry. Tymczasem lądował tak jak dawniej, czyli bardzo dobrze. Tak samo sytuacja wyglądała u mojego syna Maćka. Dopiero po sukcesach w Sapporo czy Pjongczangu zaczął otrzymywać wyższe oceny - podkreślił rozmówca WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Włodzimierz Zientarski: Powrót Kubicy to w pewnym sensie medyczny cud
Nawet jednak bez najwyższych not Piotr Żyła z Niżnego Tagiłu wyjechał z dwoma miejscami na podium i pozycją wicelidera Pucharu Świata. Oprócz wiślanina można być także spokojnym o dyspozycję Kamila Stocha i Dawida Kubackiego. Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja z pozostałymi trzema podopiecznymi Stefana Horngachera. Mowa o Jakubie Wolnym, Stefanie Huli i Macieju Kocie.
Co prawda w Wiśle i Kuusamo Wolny pokazał się z dobrej strony. W Rosji nie było już jednak tak dobrze. Były mistrz świata juniorów nie zdobył żadnego punktu do klasyfikacji generalnej PŚ, a do niedzielnego konkursu nawet nie zakwalifikował się. Rafał Kot uspokaja jednak, że w przypadku Jakuba Wolnego nie ma powodów do niepokoju. Po prostu trafił na skocznię, której do końca jeszcze nie znał.
- Na tej skoczni mało jest zawodów. Nie trenuje się także na niej. Do tego obiekt jest trudny, co podkreślał nasz bardzo doświadczony skoczek Kamil Stoch. Warto zwrócić uwagę, że wszystkie najmocniejsze nacje, także Niemcy, miały po jednym czy dwóch skoczków dobrze skaczących na tym obiekcie, a reszta prezentowała się słabiej. To był jednak tylko jeden weekend - powiedział ekspert.
Bez punktów z Rosji wyleciał również Maciej Kot. W taki scenariusz trudno byłoby uwierzyć jeszcze w piątek, gdy 27-latek skakał bardzo dobrze na treningach, a potem zajął wysokie 8. miejsce w kwalifikacjach.
- Problemem jest tylko i aż wykręcanie w locie. Ciężko rozgryźć ten kłopot. Jest kilka planów jak się do tego zabrać. Treningi i kwalifikacje w Niżnym Tagile tchnęły optymizm, że poszło to do przodu. Później jednak zabrakło punktów. Trener uważa, że w zawodach Maciek mógł chcieć pokazać jak najwięcej i być może zrobił o krok za dużo. Najważniejsze jednak, że w piątek pokazał, że da się skakać i jego skoki bez błędu, to co najmniej czołowa dziesiątka Pucharu Świata. Teraz najbardziej potrzebny jest Maćkowi spokojny trening - podkreślił ojciec brązowego medalisty IO w Pjongczangu w konkursie drużynowym.
- Ten trening przyda się na pewno całej grupie, ale zwłaszcza właśnie Maćkowi, Stefanowi Huli i Jakubie Wolnemu. Sporo skorzystają też na pewno Dawid Kubacki i Kamil Stoch, bo trzeba powiedzieć, że na razie to Piotr Żyła skacze najbardziej powtarzalnie - dodał na koniec Rafał Kot.
Na razie nie zapadła jeszcze decyzja na jakiej skoczni (pod uwagę brane są obiekty w Wiśle i Zakopanem) będą trenować Biało-Czerwoni. Czas na spokojne zajęcia Polacy będą mieli dlatego, że we wtorek - ze względu na fatalne warunki atmosferyczne i złe prognozy na kolejne dni - odwołano konkurs drużynowy i indywidualny PŚ w Titisee-Neustadt (8-9 grudnia).