[b]
Daniel Ludwiński, WP SportoweFakty: Pierwszy raz w historii Puchar Świata w skokach narciarskich rozpoczyna się w Polsce. Pod tym względem nowy sezon jest więc wyjątkowy dla naszego narciarstwa.[/b]
Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego: Powiem szczerze, że dla nas to też było coś trochę sensacyjnego. Do tej pory żaden kraj nie zaryzykował tak wczesnego rozpoczynania Pucharu Świata. Jest to związane z problemami z przygotowaniem skoczni, ze śniegiem, ale my się mimo to odważyliśmy. Jest to ryzyko, ale trochę wykalkulowane, bo wiedzieliśmy, że mamy tory lodowe na skoczni w Wiśle, a to eliminuje problem związany z przygotowaniem rozbiegu. Do tego mamy dobrego partnera z którym podpisaliśmy umowę na naśnieżenie obiektu. To polska firma SuperSnow, która dysponuje urządzeniami do produkcji śniegu. Sprawdziliśmy już wiosną konsystencję tego śniegu i postanowiliśmy zaryzykować.
Przekonaliśmy Waltera Hofera i komisję kalendarzową FIS, że podołamy temu zadaniu. Trzy tygodnie temu mieliśmy inspekcję FIS, która sprawdzała nasze przygotowania. Śnieg na skocznię był produkowany od 2 października, a w tym tygodniu jest on rozprowadzany. Mamy go około 2000 metrów sześciennych.
Ubiegły sezon był dla naszej kadry doskonały - przyniósł wspaniałe wyniki w Turnieju Czterech Skoczni oraz złoto w konkursie drużynowym mistrzostw świata w Lahti. Latem również było świetnie, bo Dawid Kubacki wygrał klasyfikację łączną Grand Prix. Jaka będzie więc ta zima? Oczekiwania kibiców są duże.
One mogą być duże, choć może nie tyle dlatego, że latem było dobrze. Oceniamy tu całość i pamiętamy, że do lata nasi zawodnicy się specjalnie nie przygotowywali. Główna grupa odpuściła letnie konkursy w Japonii czy Rosji, bo byłyby wówczas konieczne dalekie podróże. Wszystko jest podporządkowane igrzyskom olimpijskim. Nasi zawodnicy są dobrze przygotowani do sezonu. Ostatnie zgrupowanie odbyli w Hinzenbach trenując na skoczni z torami lodowymi. Wszystko jest w porządku, więc nie napalamy się na skakanie w Wiśle jeszcze przed treningami. Gdyby jednak Stefan Horngacher taką decyzję podjął, to skocznia powinna być gotowa.
Dla Horngachera będzie to drugi rok pracy w Polsce. W pierwszym roku najpierw odbudowywał zespół i atmosferę, a także wprowadził nowe metody treningowe. Wiele zmienił, a nasi zawodnicy, dla których nie był nowy, całkowicie mu zaufali. Horngacher wszystko scalił i to wszystko odpaliło w sezonie. Tymczasem zwykle jest tak, że to drugi i trzeci rok pracy trenera są najlepsze. Patrząc na lato i nie tyle na wyniki, co na poziom skoków, który się poprawił, możemy spodziewać się wiele. Nic złego nie powinno się stać, więc z większą pewnością możemy powiedzieć, że nowy sezon będzie równie udany jak poprzedni. Sam uważam, że tym razem skoczkowie są przygotowani nawet lepiej niż do zeszłej zimy.
ZOBACZ WIDEO: Hit na remis. Brazylia strzelała ślepakami na Wembley - zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Mamy główne imprezy, czyli igrzyska olimpijskie, a wcześniej także mistrzostwa świata w lotach w Oberstdorfie i Turniej Czterech Skoczni. Wszystkie cele trzeba mieć na oku, ale forma przygotowywana jest na połowę lutego. Chcemy, żeby zawodnicy zdobywali medale igrzysk. Ja takie szanse widzę dla naszych skoczków i w obu konkursach indywidualnych i w konkursie drużynowym.
Ostatnio mówił pan, że spośród naszych kadrowiczów u progu sezonu wyróżnia się Kamil Stoch. Wygląda więc na to, że lider zespołu niezmiennie pozostaje ten sam?
Dla Kamila charakterystyczne jest to, że to nie jest skoczek letni. To jest typowy skoczek zimowy i zawsze największe osiągnięcia ma zimą. Lato i tak wyszło mu zupełnie dobrze, na pewno lepiej niż można było zakładać. Ostatnie zgrupowanie pokazało, że jego forma rośnie. Wygląda na to, że to będzie nasz lider. Są jednak również Maciek Kot, Piotrek Żyła, Dawid Kubacki. Oni wszyscy niewiele spuścili z tonu, więc zima zapowiada się dobrze. Poziomem do naszej czołówki doszedł również Jakub Wolny, podobnie jak Klimek Murańka. Jest też Stefan Hula, w którym na nowo obudził się wielki skoczek. Jest więc siódemka gotowa do sezonu i do rywalizacji na najwyższym poziomie.
Lato należało do Dawida Kubackiego, który triumfował w klasyfikacji generalnej Grand Prix. Oczywiście nie musi to mieć przełożenia na zimę, wszak zwycięzcą całego cyklu na igelicie potrafił już być Kento Sakuyama, następnie nie odnoszący żadnych sukcesów na śniegu, ale czy pana zdaniem można się spodziewać, że będzie to sezon Kubackiego?
Tego nikt nie wie, natomiast po okresie letnim, gdy był w szczytowej formie, teraz u Dawida jest lekki spadek. To jest pewna prawidłowość w skokach, bo zawodnik nie jest w stanie utrzymywać takiego najwyższego światowego poziomu przez dłuższy czas. Na ogół trwa to przez dwa-trzy miesiące, a potem następują spadki i formę buduje się znowu. Do lutego jest jednak sporo czasu. Dawid ma taki poziom, że nawet gdy teraz ma pewną obniżkę, to i tak powinien być w szpicy. Zmienił styl skakania. Ten proces trwał u niego od dwóch, trzech lat. Jego obecne skakanie jest bardzo dojrzałe, więc w czołówce będzie i tak.
Ostatnio głośno się zrobiło o planach znalezienia rozwiązania problemu Andrzeja Stękały i Krzysztofa Bieguna, czyli tych zawodników, którzy nie są już juniorami, a niedawno znaleźli się poza kadrami seniorskimi. Czy jest już pomysł na dalszy ciąg karier tych skoczków?
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że oni dwaj są w najlepszym wieku dla skoczka narciarskiego. Jest jeszcze trzeci zawodnik, czyli Bartek Kłusek, który waha się, co robić dalej. Oni wszyscy mają 23-25 lat. To skoczkowie, którzy mieli już dobre wyniki. Biegun wygrał jeden konkurs, Stękała dwa lata temu był jedną z podstawowych postaci naszego zespołu, Kłusek prezentował równy poziom. Szkoda byłoby ich stracić. Postanowiliśmy, że podczas Pucharu Świata w Wiśle rozwiążemy ten problem. Będziemy mieli wówczas na miejscu wszystkich trenerów i wszystkich zawodników. Podejmiemy decyzje, bo chcemy ich uratować dla skoków i nie pozwolić im odejść. Nie wiem jeszcze jak to się rozstrzygnie, ale mamy już pewne warianty do zaproponowania tym zawodnikom.
Zdaje się, że to jest w ogóle powracający problem. W narciarstwie alpejskim była podobna sytuacja - Maciej Bydliński nie był już juniorem, ale nie było pieniędzy na powołanie kadry seniorskiej. Zawodnik próbował startować na własny rachunek, ale w końcu skończył karierę.
Maciej miał długo bardzo dobre warunki w latach 2012-2015, gdy osiągał swoje najlepsze wyniki. Miał stworzony własny zespół, który się nim opiekował. W głównych imprezach starty mu jednak nie wychodziły, a potem przyszedł czas na zmianę sposobu finansowania. Doszli bracia Jasiczkowie, więc trzeba było wszystko dzielić. Nie było już tylu środków, żeby stworzyć Bydlińskiemu takie warunki, jak chcieliśmy. Teraz przyszedł taki moment, że rzeczywiście nie ma środków, żeby zabezpieczyć go poza kadrą.
Chcieliśmy mu pomóc, ale tylko wtedy, gdy pozyskamy sponsora dedykowanego do narciarstwa alpejskiego. Takiego sponsora nie mamy, w związku z czym nie mogliśmy wesprzeć Bydlińskiego. Teraz już na to za późno, bo zabrał się za coś innego. Trudno, ale musimy powiedzieć, że wtedy, gdy najbardziej można było na niego liczyć, nie spełnił oczekiwań. Finansowanie narciarstwa alpejskiego ze względu na wyniki, które są wynikami słabymi i tutaj nie ma się co czarować, jest mniejsze. To jest naturalne. Trzeba się przebijać sportowo i wtedy wyniki finansowe się poprawią. Większy będzie wówczas trzon dofinansowania, czyli środki z ministerstwa.
Nowy sezon Pucharu Świata niedługo rozpocznie także Justyna Kowalczyk. W jej przypadku wszystko podporządkowane jest jednak igrzyskom i pucharowe starty są tylko drogą do finałowego celu.
Dokładnie. Cały program jest przygotowany tak, żeby 25 lutego, w ostatnim dniu igrzysk olimpijskich, przyszedł najbardziej udany start Justyny. Trener Aleksander Wierietielny powiedział mi, że Justyna nie była tak dobrze przygotowana do sezonu już od trzech lat. Ja mu wierzę, bo w końcu on się na tym zna i jest najbliżej. Na pewno po drodze Justyna będzie startowała mniej i będzie inaczej niż było w przypadku poprzednich igrzysk. Stawia na styl klasyczny i na niektóre długie biegi maratońskie. Wszystko jest wybrane tak, żeby przygotować się do olimpijskiego biegu na 30 kilometrów. Na igrzyskach wystąpi też jednak w innych konkurencjach. Taki jest plan, a skoro Wierietielny twierdzi, że przygotowana jest dobrze i dodatkowo ma dużą motywację, to znów ma szansę walki o medal. Na podstawie tego, co mówi trener, szansa medalowa powinna być. Z Justyną wszystko jest w porządku.
Bliską panu dyscypliną jest także kombinacja norweska. Co słychać w kadrze w tej dyscyplinie? Rok temu Adam Cieślar potrafił już wejść do czołowej dziesiątki Pucharu Świata. Jak będzie teraz, pod wodzą nowego szkoleniowca, Danny'ego Winkelmanna?
Adamowi zdarzyła się taka sytuacja raz w Szwarcwaldzie. To jest jednak trochę mało, to tylko taki pojedynczy wynik. W biegach Cieślar i Paweł Słowiok osiągnęli już poziom światowej czołówki w kombinacji. W skokach jest natomiast pies pogrzebany. Liczymy na współpracę Winkelmanna ze Stefanem Horngacherem. Chodzi o to, żeby wszystko co najlepsze przenieść ze skoków również do kombinacji i podnieść skokowy poziom naszych dwuboistów. Gdy po skokach ma się stratę dwóch czy trzech minut to trudno potem liczyć na wysokie miejsca, można co najwyżej wskoczyć do trzydziestki. Powtórzę: aby uzyskać dobry wynik nie można pozwolić sobie na stratę w skokach. Proces odbudowywania formy skokowej u tej dwójki trwa już kilka miesięcy.
Pamiętam jak kiedyś, na przełomie wieków, pracowaliśmy nad wyciągnięciem z dołka Adama Małysza. Trwało to nawet 12-14 miesięcy, zanim osiągnął poziom wyjściowy pierwszej dwudziestki Pucharu Świata. To było jeszcze zanim uzyskał wyniki, które przerosły oczekiwania nas wszystkich. Uważam jednak, że do igrzysk Cieślar i Słowiok mogą zdążyć, a wtedy moglibyśmy oczekiwać po nich wyników doprawdy zaskakujących, oczywiście jeśli poprawią swoje skoki. Na razie spokojnie trenują, a my czekamy. Postępy są, pierwszy start czeka ich w Kuusamo i już coś powie na temat ich poziomu.
Jest jeszcze Szczepan Kupczak, który wraca po kontuzji. On akurat jest mocny w skokach, a gorzej biega. W tej chwili w grupie jest jednak wielka mobilizacja do pracy oraz chęć do osiągania lepszych wyników. Może być więc tak, że choć teraz mamy uprawnionych trzech zawodników, to na igrzyska wyślemy całą drużynę,. Jest jeszcze trochę czasu i może będzie czwarty zawodnik, a wtedy moglibyśmy wystartować w konkursie drużynowym.
A czy jest możliwy olimpijski debiut polskiej zawodniczki w kobiecym konkursie skoków? Dotąd na wielkich imprezach naszych dziewczyn nie było, nawet jeśli już punktowały w Pucharze Świata.
Nie było, bo też nie mieliśmy żadnej na odpowiednim poziomie. W tej chwili jest jednak Kamila Karpiel. Na razie nie jest uprawniona do wyjazdu na igrzyska, bo musi zdobyć punkty w Pucharze Świata. Jeżeli spełni kryteria i znajdzie się na liście zakwalifikowanych z FIS to oczywiście na igrzyska pojedzie. Zakładamy, że jej się uda i że wystartuje. Osiągnęła już taki poziom, że jest to możliwe.
CO DO KADRY,DOBRZE,ŻE JEJ NIE PROWADZI.ON I JEGO SYNOWIE TO ANTY TALENTY.TYLKO SIĘ PASĄ ZA NASZE..(((