Do dramatycznego upadku doszło w czasie testów skoczni przed mistrzostwami świata w lotach narciarskich w Bad Mitterndorf. Mueller został zabrany spod skoczni helikopterem. Wkrótce później z uwagi na złe warunki atmosferyczne maszyna musiała lądować, a dalszą drogę do szpitala skoczek pokonał już w karetce.
- Cały czas był przytomny, pamięta cały skok. Od razu powiedział lekarzom, że nie ma czucia w nogach. Jest obecnie w szpitalu w Graz, gdzie stwierdzono poważną kontuzję kręgosłupa. Rokowania są niepewne - mówił tuż po wypadku doktor Ulf Karner.
Pierwsze doniesienia mówiły o tym, że skoczek nie ma czucia w nogach. Z czasem zaczęły napływać bardziej optymistyczne informacje. Porażenie nóg nastąpiło na wysokości szóstego lub siódmego kręgu. Rdzeń kręgowy nie został przerwany, ale uszkodzony.
- Pacjent zdaje sobie sprawę ze swojego stanu. Nie rusza nogami, co go bardzo martwi. Paraplegia, czyli paraliż, nie jest jednak na szczęście całkowita, bo zachowana została pewna wrażliwość nóg. Pierwsza operacja była udana, zrobiliśmy w jej trakcie wszystko co było można, by dać nadzieję, że będzie mógł jeszcze chodzić. Przy takim uszkodzeniu rdzenia funkcje niektórych narządów mogą być upośledzone, więc najbliższe dni Mueller spędzi na oddziale intensywnej terapii. Oddycha jednak samodzielnie - mówił profesor Fanz-Josef Siebert, który operował skoczka.
ZOBACZ WIDEO Kamil Stoch: Te starty mają charakter kontrolny (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Media poza relacjonowaniem stanu zdrowia Muellera zastanawiały się, co było przyczyną upadku. Mimo gęsto padającego śniegu wykluczono warunki pogodowe jako główny czynnik, który doprowadził do dramatu. Przyczyną upadku miały być problemy ze sprzętem. W trakcie lotu poluzował się but i to doprowadziło do dramatycznych konsekwencji.
Przebywający w szpitalu zawodnik w trudnych chwilach mógł liczyć na pomoc środowiska narciarskiego. Na przyjęciu "Winners Party" odbywającego się w czasie MŚ w lotach zebrano 25 tysięcy euro na leczenie reprezentanta Austrii. Skoczek mógł również liczyć na krajową federację, która włączyła się w pomoc. Mueller otrzymywał również liczne głosy wsparcia od innych zawodników oraz od kibiców.
"Tysiące wpisów i przesłanych wiadomości - to nie tylko coś powalającego, ale także duża motywacja. Już nie mogę się doczekać rozpoczęcia rehabilitacji. Dziękuję!" - napisał pod koniec stycznia na Facebooku.
Miesiąc później Mueller po raz pierwszy od czasu upadku wziął udział w konferencji prasowej. - W pierwszych dniach po upadku byłem trochę odurzony lekami. Pierwszą rzeczą, o której się dowiedziałem, był brązowy medal w drużynie. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy Stefan Kraft życzył mi szybkiego powrotu do zdrowia przed kamerą. Tego uczucia nie da się opisać. Koledzy myślą o mnie i bardzo mi pomagają. Jestem szczęśliwy, że dorastałem w świecie skoków narciarskich. Myśli o mnie tak wielu ludzi i ma to na mnie dobry wpływ. Wiem, że nie jestem sam w takiej sytuacji. Siłę, jaką z tego czerpię, włożę w rehabilitację - powiedział.
24-letni zawodnik trafił do kliniki w Bad Haring, gdzie rozpoczął rehabilitację. Na ćwiczeniach spędzał do ośmiu godzin dziennie. Mimo, że poruszał się na wózku inwalidzkim, widział postępy swojej pracy. - Jestem bardzo zmotywowany. Już razem z terapeutami osiągnęliśmy spory progres. Mimo, że nie mogę ruszać nogami, już zaczynam je czuć. Jestem jednak optymistą, ponieważ każdego dnia jest coraz lepiej - mówił pod koniec marca.
Kolejne tygodnie przynosiły kolejne dobre informacje, a młody zawodnik z coraz większym optymizmem patrzył w przyszłość. - Moim celem jest to, abym mógł znów poruszać się bez wózka inwalidzkiego. Teraz każdy, nawet najmniejszy krok naprzód to jak dar. Nawet jeśli miałoby to być tylko zwykłe stanie na nogach, to i tak dużo w porównaniu z tymi, którzy nie są w stanie tego zrobić. To jest wygrana - powiedział w wywiadzie dla "Kleine Zeitung".
Pod koniec kwietnia Mueller ponownie zawitał na skocznie. Austriak wykorzystał sprzyjające warunki i wybrał się na wycieczkę do miejscowości Hoenhart, a przy okazji odwiedził znajdujący się w pobliżu kompleks skoczni. "Wreszcie znowu na skoczni" - napisał z humorem na Facebooku.
Wreszcie Mueller po 149 dniach opuścił klinikę w Bad Haring. Był to czas pełen wzlotów i upadków, w których nie brakowało chwil szczęścia mimo niezwykle trudnej sytuacji. Na początku czerwca wstał z wózka inwalidzkiego, pod koniec lipca mógł w końcu wrócić do domu.
- To była wizja, która stała się rzeczywistością, to zupełnie inny wymiar. Co tydzień widać było kolejne efekty poprawy. Powrót do pełnej sprawności to myślenie życzeniowe. Będzie mi brakowało ludzi, których tu spotkałem. Kiedy wrócę do domu, pierwszą rzeczą będzie pływanie w basenie - powiedział tuż po wyjściu z kliniki.
Austriak myśli o swojej przyszłości. W rozmowie z "Kleine Zeitung" przyznał, że ma w głowie wiele pomysłów. Myśli o prowadzeniu kursów motywacyjnych, chciałby pracować w regionie narciarskim. Priorytetem będzie powrót do zdrowia.
- Nie ma powodu, by chować głowę w piasek. To nie jest koniec świata. Każde życie jest ważne, a przeszłości nie da się zmienić - mówi.
Na wiosnę 2017 roku Lukas Mueller rozpocznie drugi etap rehabilitacji, który potrwa od trzech do ośmiu tygodni. Do tego czasu zawodnik będzie musiał ćwiczyć indywidualnie. Celem ostatecznym jest poruszanie się o własnych siłach, bez pomocy kul.
Fajnie jesli srodowisko choc troszke wspiera.