O tym, że kobiece skoki narciarskie w naszym kraju, nawet nie tyle przeżywają kryzys, a są praktycznie na dnie od kilkunastu lat, wiedzą wszyscy kibice tej dyscypliny. Niestety niewiele wskazuje, aby w najbliższych sezonach miało być lepiej. Co więcej, najpewniej czeka nas jeszcze gorszy okres.
Cały czas słyszymy o kolejnej zawodniczce, która postanawia zakończyć lub zawiesić swoją karierę. Już na mistrzostwach świata, aby wystąpić w konkursie drużynowym, musieliśmy posiłkować się kombinatorką norweską Joanną Kil. Bardzo możliwe, że niedługo pozostaną nam tak naprawdę dwie dorosłe skoczkinie - Anna Twardosz oraz Pola Bełtowska. Zastanawiać się nad dalszym skakaniem ma z kolei Nicole Konderla.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
Amerykanka i Ukrainka na ratunek Polsce
Jakub Kot na antenie Eurosportu zdradził, że w akcie desperacji polscy trenerzy mogą poszukać pomocy za granicą (więcej TUTAJ). Konkretnie chodzi o Sandrę Sproch, której rodzice mają polskie korzenie i takim też językiem się posługują, ale na co dzień mieszkają w Stanach Zjednoczonych. W USA jednak muszą samodzielnie finansować swoją córkę. W naszym kraju mogliby liczyć na pomoc PZN. Drugą kandydatką jest Ukrainka Karina Kozlova, chodząca do polskiej szkoły i uczęszczająca do KS Eve-nement Zakopane.
W Polskim Związku Narciarskim dowiedzieliśmy się, że na pewno rozważy on obie kandydatury, gdyż stan skoków kobiet w naszym kraju jest naprawdę zły. Na razie jednak nie wykonano żadnych konkretnych ruchów w tej sprawie, a Zarząd PZN dopiero będzie dyskutował w tej sprawie. Bardzo możliwe, że uda będzie to miało miejsce podczas kolejnego zjazdu. Obecnie temat jest otwarty.
- Jest to przykre. Najgorsze w tym wszystkim, że nie patrzymy na siebie, tylko łatamy dziury zawodniczkami z zagranicy. Tracimy Natalię Słowik, bardzo perspektywiczną dziewczynę. Tak samo Wiktorię Przybyłę, która po kontuzjach obu kolan raczej do sportu nie wróci. Paulina Cieślar też miała sobie podziękować z tym sportem. Nadal nie wiadomo, co z Nicolą Konderlą - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Kot.
Czy winny jest tylko PZN?
Wiele osób za taki stan rzeczy obwinia Polski Związek Narciarski. I to nie ma prawa dziwić. Przez wiele lat kobiece skoki były w naszym kraju zaniedbywane. Ostatnio jednakże się to mocno zmieniło. W tym momencie młode zawodniczki w szkole sportowej otrzymują wszystko, czego potrzebują. Mają także świetne warunki do rozwoju.
Najgorszy momentem jest ukończenie szkoły. Wówczas pewna część wsparcia znika, ale dokładnie tak samo jest w przypadku mężczyzn. Niestety przy braku wyników, po prostu się nie zarabia. W takim momencie skoczkowie oraz skoczkinie muszą się zastanowić, co dalej.
- Nie widzę rozwiązania problemu kobiecych skoków. Czasu nie cofniemy. To, że za późno zaczęliśmy w nie inwestować, skutkuje teraz. W pewnym momencie dziewczyny dostały wszystko, ale było za późno. Pociąg nam odjechał. Gonimy inne kraje, lecz tam również trenują i na nas nie czekają. Naprawdę martwię się o naszą przyszłość - przyznaje Jakub Kot.
Brak bohaterki
Brakuje nam przede wszystkim juniorek. Nie jesteśmy nawet w stanie przeprowadzać dla nich zawodów w naszym kraju. Lepiej to wygląda w przypadku roczników 2012-2014 i młodszych. Tam można zauważyć kilka utalentowanych dzieci, lecz na ich ewentualne starty w poważniejszych zawodach trzeba poczekać jeszcze kilka lat. Dodatkowo nie wiadomo, ilu z nich dotrwa do tego momentu.
- Dobrze byłoby, żeby miały one swoją bohaterkę, na której mogą się wzorować. Na razie nikogo takiego nie ma. Moje pokolenie wśród mężczyzn chciało być jak Adam Małysz, a kolejne jak Kamil Stoch czy Piotr Żyła. To był bodziec do trenowania - podsumowuje nasz rozmówca.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty