Amerykanka i Ukrainka w reprezentacji Polski?! Mamy informacje ze związku

Agencja Gazeta /  Grzegorz Celejewski  / Na zdjęciu: skoki narciarskie
Agencja Gazeta / Grzegorz Celejewski / Na zdjęciu: skoki narciarskie

Niedługo w polskiej reprezentacji skoczkiń mogą wystąpić Sandra Szproch i Karina Kozlova. PZN w najbliższym czasie będzie w tej sprawie debatował. - Najgorsze, że nie patrzymy na siebie, tylko łatamy dziury zawodniczkami z zagranicy - mówi Jakub Kot.

W tym artykule dowiesz się o:

O tym, że kobiece skoki narciarskie w naszym kraju, nawet nie tyle przeżywają kryzys, a są praktycznie na dnie od kilkunastu lat, wiedzą wszyscy kibice tej dyscypliny. Niestety niewiele wskazuje, aby w najbliższych sezonach miało być lepiej. Co więcej, najpewniej czeka nas jeszcze gorszy okres.

Cały czas słyszymy o kolejnej zawodniczce, która postanawia zakończyć lub zawiesić swoją karierę. Już na mistrzostwach świata, aby wystąpić w konkursie drużynowym, musieliśmy posiłkować się kombinatorką norweską Joanną Kil. Bardzo możliwe, że niedługo pozostaną nam tak naprawdę dwie dorosłe skoczkinie - Anna Twardosz oraz Pola Bełtowska. Zastanawiać się nad dalszym skakaniem ma z kolei Nicole Konderla.

ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień

Amerykanka i Ukrainka na ratunek Polsce

Jakub Kot na antenie Eurosportu zdradził, że w akcie desperacji polscy trenerzy mogą poszukać pomocy za granicą (więcej TUTAJ). Konkretnie chodzi o Sandrę Sproch, której rodzice mają polskie korzenie i takim też językiem się posługują, ale na co dzień mieszkają w Stanach Zjednoczonych. W USA jednak muszą samodzielnie finansować swoją córkę. W naszym kraju mogliby liczyć na pomoc PZN. Drugą kandydatką jest Ukrainka Karina Kozlova, chodząca do polskiej szkoły i uczęszczająca do KS Eve-nement Zakopane.

W Polskim Związku Narciarskim dowiedzieliśmy się, że na pewno rozważy on obie kandydatury, gdyż stan skoków kobiet w naszym kraju jest naprawdę zły. Na razie jednak nie wykonano żadnych konkretnych ruchów w tej sprawie, a Zarząd PZN dopiero będzie dyskutował w tej sprawie. Bardzo możliwe, że uda będzie to miało miejsce podczas kolejnego zjazdu. Obecnie temat jest otwarty.

- Jest to przykre. Najgorsze w tym wszystkim, że nie patrzymy na siebie, tylko łatamy dziury zawodniczkami z zagranicy. Tracimy Natalię Słowik, bardzo perspektywiczną dziewczynę. Tak samo Wiktorię Przybyłę, która po kontuzjach obu kolan raczej do sportu nie wróci. Paulina Cieślar też miała sobie podziękować z tym sportem. Nadal nie wiadomo, co z Nicolą Konderlą - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Kot.

Czy winny jest tylko PZN?

Wiele osób za taki stan rzeczy obwinia Polski Związek Narciarski. I to nie ma prawa dziwić. Przez wiele lat kobiece skoki były w naszym kraju zaniedbywane. Ostatnio jednakże się to mocno zmieniło. W tym momencie młode zawodniczki w szkole sportowej otrzymują wszystko, czego potrzebują. Mają także świetne warunki do rozwoju.

Najgorszy momentem jest ukończenie szkoły. Wówczas pewna część wsparcia znika, ale dokładnie tak samo jest w przypadku mężczyzn. Niestety przy braku wyników, po prostu się nie zarabia. W takim momencie skoczkowie oraz skoczkinie muszą się zastanowić, co dalej.

- Nie widzę rozwiązania problemu kobiecych skoków. Czasu nie cofniemy. To, że za późno zaczęliśmy w nie inwestować, skutkuje teraz. W pewnym momencie dziewczyny dostały wszystko, ale było za późno. Pociąg nam odjechał. Gonimy inne kraje, lecz tam również trenują i na nas nie czekają. Naprawdę martwię się o naszą przyszłość - przyznaje Jakub Kot.

Brak bohaterki

Brakuje nam przede wszystkim juniorek. Nie jesteśmy nawet w stanie przeprowadzać dla nich zawodów w naszym kraju. Lepiej to wygląda w przypadku roczników 2012-2014 i młodszych. Tam można zauważyć kilka utalentowanych dzieci, lecz na ich ewentualne starty w poważniejszych zawodach trzeba poczekać jeszcze kilka lat. Dodatkowo nie wiadomo, ilu z nich dotrwa do tego momentu.

- Dobrze byłoby, żeby miały one swoją bohaterkę, na której mogą się wzorować. Na razie nikogo takiego nie ma. Moje pokolenie wśród mężczyzn chciało być jak Adam Małysz, a kolejne jak Kamil Stoch czy Piotr Żyła. To był bodziec do trenowania - podsumowuje nasz rozmówca.

Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (24)
avatar
Omega3
9 h temu
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Koledzy po fachu czyli skoczkowie robią duże postępy aby dorównać swym koleżankom. 
avatar
Łukasz D
10 h temu
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
nie oglądałem specjalnie damskich skoków ale są mistrzostwa mówię sobie ok zobaczę - oglądając konkurs widząc te mizeroty okazało się, że ich trenerami są inne mizeroty, które x lat temu okupow Czytaj całość
avatar
Ksawery Darnowski
10 h temu
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
Jest nadzieja. Wprawdzie kobiece skoki się nie podniosą, za to męskie dorównają kobiecym. 
avatar
Polski_Dave
12 h temu
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Po co komu kobiece skoki narciarskie? Zawodniczkom się nie chce trenować a kibiców to nie interesuje. 
avatar
monika34454
12 h temu
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Ta cała dyscyplina jest chora. Garstka osób lata z deskami na nogach. To trzeba być wariatem. 
Zgłoś nielegalne treści