Maciej Kot do końca liczył się w walce o miejsce w kadrze na mistrzostwa świata w Trondheim. Choć ostatecznie jednak nie znalazł się w składzie ogłoszonym przez Thomasa Thurnbichlera, nie ma żalu do szkoleniowca reprezentacji Polski.
- Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się innej decyzji. Nie było to dla mnie rozczarowanie -zaznaczył w rozmowie z Aleksandrem Rojem z TVP Sport.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
Szkoleniowiec zabrał na mistrzostwa pięciu zawodników: Pawła Wąska, Dawida Kubackiego, Jakuba Wolnego, Aleksandra Zniszczoła i Piotra Żyłę. Kot przez cały sezon startował głównie w Pucharze Kontynentalnym, gdzie prezentował solidne wyniki, jednak to nie wystarczyło, by przekonać sztab trenerski do powołania.
- Byłem świadomy, że te mistrzostwa świata się ode mnie oddalają. Oczywiście walczyłem do końca i leciałem do Japonii z przeświadczeniem, że dam z siebie wszystko. Jeśli pokażę najlepsze skoki, może jeszcze wskoczę do składu. Jednak wiedziałem, że nie zależy to tylko od jednego weekendu, ale od całego sezonu - przyznał skoczek.
Kot nie ukrywa, że słabszy początek w Pucharze Świata miał wpływ na jego sytuację. Powrót do rywalizacji na poziomie Pucharu Kontynentalnego traktował jako wyzwanie, ale miał świadomość, że oddala się od kadry na mistrzostwa. - Nie mam w ogóle żalu ani do trenerów, ani do nikogo innego, tylko do siebie - podkreślił.
Mimo braku powołania Kot liczy jednak na kolejne szanse w przyszłości, zwłaszcza że dzięki swoim wynikom wywalczył dla Polski dodatkowe miejsce w Pucharze Świata. Wierzy, że jeszcze wróci do rywalizacji na najwyższym poziomie.
Jakby nie dostał sutej wypłaty miesięcznej właśnie za brak wyników to by dopiero był zaskoczony .