Wolfgang Loitzl zapisał się w historii skoków narciarskich jako mistrz świata i zwycięzca prestiżowego Turnieju Czterech Skoczni. Jednak zanim osiągnął te sukcesy, Austriak stał się "bohaterem" sytuacji, która do dziś wzbudza emocje. W 2004 roku na Wielkiej Krokwi w Zakopanem doszło do incydentu, który na długo zapadł w pamięć kibiców.
Na oczach zszokowanej publiczności, podczas jednego z konkursów, Loitzl stracił równowagę na belce startowej i zamiast prawidłowego najazdu, zaczął zsuwać się obok torów zjazdowych. Zgromadzeni widzowie zamarli, gdy zobaczyli, że skoczek zmierza w stronę krawędzi progu. Niebezpieczeństwo było realne - odległość od progu do zeskoku wynosiła około trzech metrów. To mogło zakończyć się poważnym wypadkiem.
Na szczęście Austriak zdołał zatrzymać się na czas. Choć sytuacja wyglądała dramatycznie, chwilę później, z uśmiechem na twarzy, dał znać, że nic mu się nie stało. Jak wyjaśnił później, problem zaczął się już przy samym starcie. Prawa narta nie ruszyła z belki, co wywołało cały ciąg nieoczekiwanych zdarzeń.
- Chciałem się mocno odepchnąć, by ruszyć dynamicznie, ale zahaczyłem butem o belkę startową i narta pociągnęła mnie do przodu, nie zdążyłem się złapać belki i poleciałem w dół. To był moment, w jednej chwili zjeżdżałem po zeskoku, szorując kombinezonem po śniegu - wspominał w rozmowie z "Dziennikiem Polskim".
Loitzl przez lata był bardzo mocnym punktem austriackiej reprezentacji w skokach narciarskich. W sumie zdobył z nią sześć złotych medali mistrzostw świata w drużynie, ale miał też indywidualne momenty chwały. Za taki bez wątpienia należy uznać tytuł mistrza świata na skoczni normalnej w 2009 roku, czy triumf w Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 2008/09.
Zobacz nietypową sytuację sprzed 21-lat:
ZOBACZ WIDEO: Aida Bella zrobiła karierę poza sportem. "Prawdziwe zderzenie z biznesem"