Czegoś takiego jeszcze nie widziałeś. Sensacyjny projekt w polskich skokach

Getty Images / materiały prasowe / Adam Małysz i mobilna skocznia narciarska
Getty Images / materiały prasowe / Adam Małysz i mobilna skocznia narciarska

W Polsce powstał innowacyjny pomysł. Bez wątpienia za chwilę możemy być świadkami ogromnego przełomu. I, miejmy nadzieję, napływu wielkich talentów. - Mobilna skoczna to wisienka na torcie - mówi nam Jakub Kot. Atrakcji jednak jest jeszcze więcej.

W tym artykule dowiesz się o:

Były skoczek narciarski jest koordynatorem "Akademii Lotnika". To właśnie na potrzeby całego projektu powstała mobilna skocznia, która premierę będzie miała już w środę 30 października w Bielsku Białej. Później skocznia zawita do: Wrocławia (7.11), Szczecina (10.11), Warszawy (16.11), Wisły (7.12) oraz Krakowa (18.12). To tam dzieci będą mogły oddać, najpewniej swój pierwszy w życiu skok.

Czegoś takiego jeszcze nie było

- Obecny projekt trwa do końca roku. Plan zakłada jednak rozwinięcie go i złożenie kolejnego wniosku do Ministerstwa Sportu i Turystyki o dofinansowanie. Pomysł jest taki, aby od stycznia organizowany był jeden event w miesiącu i po dwie lekcje wychowania fizycznego na Podhalu oraz w Beskidach. Mam nadzieję, że będziemy wybierali kolejne miejscowości, poszerzając tę listę - mówi nam Jakub Kot.

Jednocześnie przyznaje, że wszystko tworzone jest od zera. Plany i wizje są, ale dopiero rzeczywistość je zweryfikuje. Ma jednak nadzieje powiedzieć za jakiś czas, że było warto. Co więcej, może to być świetna baza pod kolejne dyscypliny. W końcu Polski Związek Narciarski to nie tylko skoki narciarskie. Podobne akademie można zrobić w biegach narciarskich czy snowboardzie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ ma sylwetkę! Tak wygląda w stroju kąpielowym

Każdy może poczuć się jak Kamil Stoch

Uczestnicy jednak nie będą mieli łatwo. Skorzystanie ze skoczni to w pewnym sensie nagroda. Wcześniej każdy przejdzie taką mini ścieżkę treningu profesjonalnego skoczka. A więc będzie można spróbować zrobić prawidłową pozycję najazdową czy odpowiednio zainicjować odbicie. Pojawi się nawet platforma do pomiaru, aby sprawdzić, kto wyskoczył najwyżej.

- Mobilna skoczna to wisienka na torcie. Mamy strefy, a w każdej z nich są przygotowane ćwiczenia. Za wykonane zadanie otrzyma się pieczątkę. Dopiero z uzupełnioną nimi legitymacją lotnika będzie można wykonać skok - tłumaczy Jakub Kot.

Projekt kierowany jest dla dzieci i młodzieży, a zapisy prowadzone są pod kątem grup szkolnych z klas 1-8. Nie oznacza to, że eventy będą zamknięte. Cała strefa będzie otwarta dłużej, aby każdy mógł na nią wejść i skorzystać z atrakcji. A tych jest dużo więcej. Na wszystkich czekają jeszcze, chociażby VR czy ćwiczenia równoważne. Będzie można również zrobić sobie zdjęcie na podium.

Nie tylko mobilna skocznia!

Mobilna skocznia to jednakże nie koniec. Na Podhalu i w Beskidach odbywają się specjalne zajęcia. W tym pierwszy regionie przeprowadza je nasz rozmówca. W drugim Wiktor Pękala, przedskoczek oraz ekspert TVP. Nie są one jednak czymś dodatkowym, lecz odbywają się w ramach lekcji wychowania fizycznego. Dwie z nich miały już miejsce.

W ich trakcie wprowadzano elementy skoków narciarskich. Wszystko realizowane wspólnie z nauczycielem lub nauczycielką. Jakub Kot czy Wiktor Pękala przywozili za to odpowiedni sprzęt sportowy. Jeśli ktoś będzie chętny spróbować swoich sił w profesjonalnym klubie, może poprosić o kontakt, żeby rodzice mogli skontaktować się odpowiednią osobą. Ośrodków dla młodych zawodników w naszym kraju jest kilka.

- Pomysł jest taki, że poprzez takie zajęcia może uda się zachęcić jedno czy dwójkę dzieci na 20. Celem całej akademii jest promocja skoków narciarskich. Zdaję sobie sprawę, że po moim przyjściu i pokazaniu kilku ćwiczeń, nagle wszyscy nie będą chcieli iść na skocznie. Mamy też przecież wiele innych dyscyplin. Zresztą nie chodzi o to, aby mówić, że skoki są najlepsze. Ważne, żeby dzieci w ogóle podejmowały aktywność fizyczną i to im przekazuję - zaznacza 34-latek.

- Niestety po tych kilku lekcjach już widzę, że poziom sprawności dzieci jest bardzo kiepski. A im starsza klasa, tym gorzej. Istotne, aby te dzieciaki złapały jakąkolwiek zajawkę i się ruszały, dla swojego zdrowia - dodaje.

Polska będzie miała kolejnych mistrzów?

Kilka takich eventów nie spowoduje, że nagle w Polsce pojawią się setki osób chcących zostać drugim Adamem Małyszem czy Kamilem Stochem. Chodzi o to, żeby poznać skoki narciarskie z bliższej odległości niż sprzed telewizora. A mieszkańcy, szczególnie spoza południa naszego kraju, najczęściej mają wyłącznie taką możliwość. Mimo wszystko już w trakcie takiego jednego wydarzenia można ocenić potencjał do uprawiania tej dyscypliny.

- Trudno mówić o stuprocentowej selekcji. Po takim jednym dniu nie powiemy, że ktoś zostanie mistrzem świata. Natomiast okiem trenerskim już na pierwszych treningach, lekcjach wychowania fizycznego czy nawet mobilnej skoczni, można zobaczyć, że ktoś ma dryg, nie boi się, jest zwinny, szybki i lekki. Oczywiście to się w późniejszym wieku może jeszcze zmienić. Na pewno takie przedsięwzięcia mogą pomóc, aby takie dzieci zauważyć i wyłapać - podkreśla nasz rozmówca.

X/Polski Związek Narciarski
X/Polski Związek Narciarski
X/ Polski Związek Narciarski
X/ Polski Związek Narciarski

Jeden (nie)mały problem

Zresztą to właśnie dostępność do obiektów tylko w górach jest często barierą nie do przekroczenia. Trudno wyobrazić sobie, żeby ktoś z północy Polski zdecydował się na zawodową ścieżkę w skokach narciarskich. W końcu jedynymi opcjami w takiej sytuacji są przeprowadzka lub... dojeżdżanie na treningi.

- Istnieją jeszcze szkoły z internatem. Aczkolwiek dziewięcioletnie dziecko z Gdańska nie przyjedzie do takiego miejsca w górach. Na pewno to będzie duży problem, jeśli znajdziemy kogoś uzdolnionego na północy kraju. Musimy przemyśleć, jakby to miało wyglądać - nie ukrywa były skoczek.

Jego zdaniem rozwiązaniem na pewno nie jest budowa małych skoczni w każdym województwie. Przede wszystkim trzeba je utrzymać, zatrudnić trenerów i pozyskać sprzęt. Na to funduszy i zasobów ludzkich nie ma, dlatego stawianie obiektów, chociażby K-60, w takich miejscach jest bez sensu. Można za to stworzyć więcej mobilnych skoczni i "zaparkować" je obok szkół w różnych częściach Polski. Wówczas dzieci mogłyby z nich korzystać. Jak zdradza nasz rozmówca, to jednak wyłącznie luźny i otwarty pomysł.

Tester dla Adama Małysza

Na mobilnej skoczni swoją próbę odda Adam Małysz, co sam zapowiedział (więcej TUTAJ). To samo czeka Jakuba Kota. - Obawiam się, że jako koordynator akademii, właśnie na mnie spadnie zadanie przetestowania skoczni, aby prezes PZN mógł już bezpiecznie oddać swój oficjalny skok - śmieje się 34-latek. Wiadomo także, że w poniedziałek odbyły się już pierwsze sprawdziany, właśnie z Małyszem w roli głównej (więcej TUTAJ).

Warto podkreślić, że obiekt cały czas jest dopracowywany. W ostatnich dniach poszerzono jeszcze zeskok. Jeśli chodzi o sprzęt, dzieci będą skakać na plastikowych nartach z takimi wiązaniami, żeby można było w nie włożyć stopę w tenisówkach czy innych butach.

- To nie jest takie proste, gdyż skocznia powstaje od zera, więc jej każdy element musi być dobrze zaplanowany. Mam nadzieję, że wszystko się uda. Aczkolwiek o tym dopiero się przekonamy - podsumowuje Jakub Kot.

Eventy z mobilną skocznią:

30.10.24 - Bielsko Biała (Galeria Sfera), godz. 10:00-17:30
07.11.24 - Wrocław (Centrum handlowe Magnolia Park) 10:00-17:30
10.11.24 - Szczecin (Łasztownia, Dźwigozaury)
16.11.24 - Warszawa (dokładna lokalizacja i godziny zostaną podane później)
07.12.24 - Wisła (dokładna lokalizacja i godziny zostaną podane później)
18.12.24 - Kraków (dokładna lokalizacja i godziny zostaną podane później)

Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty