"Nie zniszczy kadry od środka". To dlatego Stoch chce Doleżala [OPINIA]

Getty Images / Daniel Kopatsch/Getty Images / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Getty Images / Daniel Kopatsch/Getty Images / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Współpraca Kamila Stocha z Michalem Doleżalem powinna przynieść sukces. W głównej mierze chodzi o wiarę. Thomas Thurnbichler najpewniej nie będzie wchodził w kompetencje trenera 36-latka i na odwrót. Cała trójka i kadra potrzebują siebie nawzajem.

Stało się to, o czym mówiło się już od jakiegoś czasu. Kamil Stoch będzie miał indywidualnego trenera, o czym poinformował Polski Związek Narciarski. Co prawda oficjalnie nie przekazano, kto tym szkoleniowcem zostanie, ale wiadomo, że chodzi o Michala Doleżala (więcej TUTAJ).

Czy taka decyzja dziwi? Chyba nie bardzo. W końcu już od dłuższego czasu można było zauważyć pewne niezadowolenie trzykrotnego indywidualnego mistrza olimpijskiego ze współpracy z Thomasem Thurnbichlerem. Nie chodzi tutaj o jakieś wielkie konflikty czy inne tego typu zachowania, ale przecież to normalne, że nie ze wszystkimi się idealnie dogadujemy.

Zresztą już w momencie zakończenia współpracy z Czechem przez PZN w 2022 roku polscy skoczkowie głośno i otwarcie mówili o niezadowoleniu z takiej sytuacji. 36-latek wraca więc do bardzo lubianego przez siebie trenera. Nie twierdzę, że miał on złą relację z Thurnbichlerem, ale z Doleżalem zdecydowanie bardziej było mu bardziej po drodze, czego teraz mamy dowód.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kompromitacja gwiazdora. Ten sport nie jest dla niego

Takie rozwiązanie nie jest niczym wyjątkowym w polskich skokach. Dokładnie tak samo zachował się Adam Małysz, który w sezonie 2008/2009 zwrócił się z prośbą o pomoc do Hannu Lepistoe. Najpewniej dzięki temu obecny prezes związku mógł jeszcze założyć na swoją szyję medale olimpijskie oraz mistrzostw świata, a nawet stanąć na podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Tak naprawdę po tylu latach większość kibiców odbiera ten manewr bardzo pozytywnie. W takim razie, czy teraz powinny pojawiać się negatywne komentarze, mówiące być może nawet o jakimś niszczeniu kadry od środka? Skoro 15 lat temu takie rozwiązanie się sprawdziło, to dlaczego teraz by nie miało? Nie dziwi też, że Adam Małysz i całe PZN zgodzili się na to. 46-latek tak naprawdę nie miałby argumentów, blokujących taki ruch, skoro sam wykonał go w przeszłości.

Pytanie, co Michal Doleżal może dać Kamilowi Stochowi? Moim zdaniem przede wszystkim spokojną głowę i wiarę. Oczywiście, parametry fizyczne 39-krotnego zwycięzcy konkursów PŚ nie są takie same, jak 10 lat temu. Natury nie da się oszukać. Jednakże nie zapomniał, jak się skacze. W minionym sezonie cały czas brakowało jakichś elementów. A to był problem z wybiciem, a to z pozycją najazdową i tak dalej.

To wszystko trzeba naprawiać w trakcie treningów, ale pomóc w tym musi trener. I właśnie dlatego Czech powinien dać więcej 36-latkowi niż Austriak. Nie interesuje mnie tutaj porównywanie umiejętności tych dwóch szkoleniowców. Najważniejsza będzie wiara. Zupełnie inaczej wstaje się rano z myślą, że to ten dzień, w którym nastąpi przełamanie. Tak samo inaczej słucha się osób, które naszym zdaniem faktycznie mogą nam pomóc.

Thurnbichler na pewno też tego chciał, pytanie tylko, czy Stoch wystarczająco mu ufał? Tego nie wiemy. Wiemy jednak, że będzie ufał Doleżalowi. Szczególnie że sam go sobie wybrał. Oczywiście trener zza południowej granicy Polski to przedłużenie myśli szkoleniowej Stefana Horngachera. Trudno, aby było inaczej, skoro razem współpracowali przez wiele lat w naszym kraju oraz w kadrze Niemiec.

Dla dwukrotnego zdobywcy Kryształowej Kuli obie te postacie są bardzo ważne. Horngacher doprowadził naszego skoczka do poziomu, na jakim nigdy wcześniej nie był i już nie będzie. Jego były już asystent za to do ostatniego podium Stocha w indywidualnym konkursie, ale też klasyfikacji generalnej. Właśnie ta świadomość powinna przynieść efekty.

Oczywiście nie mamy stuprocentowej pewności, że tak będzie, choć moim zdaniem to powinno się udać. 36-latek prezentuje się najlepiej, gdy wszystko wokół niego jest odpowiednio poukładane i on to czuje. Jeśli to jednak nie przyniesie sukcesów, to nie będzie już miejsca na obronę. To była jego decyzja i w tym momencie każdy będzie mógł mu to wypomnieć. On sam za to nie będzie miał prawa narzekać.

Nie widzę także zagrożenia dla pozostałej części polskiej kadry. Myślę, że Thurnbichler oraz Doleżal będą się dogadywać. Zresztą Czech raczej uchodzi za osobę bezkonfliktową. Obaj poznają swoje obowiązki i pewne nikt, nie będzie chciał wchodzić w kompetencje drugiego. Skoczek z Zębu z kolei nie będzie traktowany gorzej, bo to nie miałoby żadnego sensu. Polska reprezentacja do sukcesów drużynowych potrzebuje Stocha. Thurnbichler potrzebuje sukcesów Biało-Czerwonych. Wniosek więc jest prosty - Thurnbichler potrzebuje Stocha.

Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
"Organizacja leżała". Polski skoczek nie gryzie się w język po fatalnym sezonie

Źródło artykułu: WP SportoweFakty