- Nie mogło nas tutaj zabraknąć. Mamy się obrazić na Polaków, bo słabiej skaczą? To nie o to chodzi. Jesteśmy tutaj z żoną i synem od lat. Uwielbiamy skoki i będziemy wspierać naszych chłopaków zawsze, nie tylko jak wygrywają - mówi nam pan Paweł. Przyjechał z żoną Anną i 10-letnim synem Jackiem z Gdańska.
Spędzili w podróży samochodem ponad 6 godzin. Przejechali 600 km. Wydali, tylko w jedną stronę, na paliwo ponad 400 zł. Kolejny 1000 zł zapłacili za nocleg i za bilety na oba dni rywalizacji. Na przyjazd tutaj wyłożą łącznie ponad 3000 złotych. I to tylko na weekend. W niedzielę wieczorem wsiądą do samochodu i ruszą w drogę powrotną do Trójmiasta, do pracy i do szkoły.
Takich fanów w Wiśle jest więcej. Jeszcze w piątek można było obawiać się o frekwencję, gdy podczas kwalifikacji trybuny i plac przy skoczni w Wiśle świeciły pustkami. Działacze PZN się jednak tylko uśmiechali i mówili: poczekajcie na sobotę. Nie robili dobrej miny do złej gry. Wiedzieli, że 6,5 tys. biletów na każdy konkurs rozeszło się.
W sobotę, tuż przed zawodami, w kasach były jeszcze pojedyncze ostatnie bilety. Na niedzielę, na zmagania indywidualne, zostały już wyprzedane. A przecież wejściówki wcale nie należały do najtańszych. W Wiśle za miejsca stojące trzeba było zapłacić blisko 160 zł. Miejsca siedzące kosztowały natomiast 318 zł.
- Nie jest ani tanio, ani drogo. Wciąż mamy inflację w kraju i takich cen biletów się spodziewałem. Byłem z narzeczoną też w poprzednim roku i ceny są bardzo podobne - powiedział nam pan Tomek z Katowic. Znów przyjechał z narzeczoną na skoki. Przez rok jeszcze nie zdążyli się pobrać. - Ślub mamy zaplanowany na czerwiec - dodaje partnerka Magdalena.
Rok temu fani z Katowic, Gdańska i innych zakątków Polski mogli cieszyć się z sukcesów Polaków w Wiśle. Wtedy furorę na skoczni robił przede wszystkim Dawid Kubacki. Wygrał oba konkursy na skoczni im. Adama Małysza i był liderem Pucharu Świata. W sobotę ten sam Kubacki, w konkursie duetów, latał o kilka metrów krócej. Tak samo jak Piotr Żyła, który zawody zakończył skokiem na bulę.
Po próbie Żyły słychać było głośny zawód. Nie było przełamania. Magia 6,5 tys. zdzierających sobie gardło kibiców nie pomogła. Biało-Czerwoni jak byli bez formy we wcześniejszych konkursach tego sezonu, tak nadal są. Zdarzają się im pojedyncze udane skoki w treningach, ale w konkursach wciąż odgrywają drugoplanowe role.
ZOBACZ WIDEO: Zdjęcia wrzucili do sieci. Zobacz, gdzie Ronaldo zabrał swoją ukochaną
I właśnie z tego powodu można było zakładać, że frekwencja na PolSKIm turnieju będzie słabsza niż zazwyczaj. Ten kto jednak myślał, że skoki narciarskie w Polsce się kończą, już w sobotę został wyprowadzony z błędu. Polacy potwierdzają, że ta dyscyplina, po piłce nożnej i siatkówce, jest dla nich sportem narodowym. Czy Polakom idzie, czy nie, to warto tu być. To wręcz jak spotkanie rodzinne - chociaż raz w roku warto się na nim pokazać, bez względu na cenę.
I gdy trąbki po słabym skoku Żyły ucichły, za chwilę na skoczni znów było głośno. Fani podziwiali loty innych, a takich nie brakowało. Ludzie wręcz złapali się za głowy, gdy Andreas Wellinger wykorzystał huragan pod narty i poleciał aż na 144,5 metra. - I jeszcze próbował robić telemark. Kozak - krzyknął ktoś z tłumu. - Szkoda, że nasi tak nie latają - dodał kolejny z fanów.
Na dłuższą chwilę zrobiło się na skoczni ciszej tuż przed samym zawodami. Ten moment chwycił za serce. Na telebimie pojawiło się czarno-białe zdjęcie Mateusza Rutkowskiego, a spiker, Tomasz Zimoch, poprosił o uczczenie minutą ciszy zmarłego nagle (7 stycznia) 37-letniego, pierwszego polskiego mistrza świata juniorów. Cała rodzina skoków narciarskich wciąż nie potrafi pogodzić się z jego śmiercią. Chociaż przez chwilę na skoczni mogliśmy mu jednak oddać cześć.
Po chwili trąbki i okrzyki znów zagłuszyły skocznię i życie toczyło się dalej. Bez fajerwerków ze strony polskich skoczków, ale z takim samym dopingiem jak co roku. Patrząc na liczbę fanów pod skocznią i ich zapał nikt by nie uwierzył, że Biało-Czerwoni mają najgorszy sezon od 14 lat. Moda na skoki narciarskie w kraju wciąż trwa i ma się naprawdę bardzo dobrze.
W sobotę w konkursie duetów Biało-Czerwoni zajęli 6. miejsce. Wygrali Słoweńcy. W niedzielę, przy pełnych trybunach, zmagania indywidualne. Początek o 16:00.
Z Wisły Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także: Sędziowie skrzywdzili Żyłę? Błyskawiczna reakcja Polaka