- Po zeszłorocznym Pucharze Świata w Planicy myślałem o zakończeniu pracy w sporcie. Dało mi to wszystko w kość - przyznał szczerze Adam Małysz w rozmowie z RMF FM.
Prezes PZN miał takie myśli po najtrudniejszym sezonie w skokach narciarskich od lat. Potem jednak postawił na swoim, wybierając Thomasa Thurnbichlera na trenera.
Pod wodzą Austriaka nasi skoczkowie znów zaczęli latać, pojawiła się nowa energia, a to wszystko miał też wpływ na samego Małysza.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!
- Wszystko się ustabilizowało i zobaczyłem, że chłopaki zaczynają w to wszystko wierzyć, no to sytuacja się zmieniła. Pojawiła się zupełnie inna narracja, że wszystko jest super - przyznał.
Stwierdził, że na Michala Doleżala czy Stefana Horngachera - poprzedników Thurbichlera - nie może powiedzieć złego słowa, ale kadra potrzebowała mocniejszej zmiany. "Systemowej". - Za Horngachera i Doleżala treningi wyglądały podobnie i trzeba było zerwać z monotonią - wyjaśnił.
Małysz zdradził też pewną ciekawostkę. A dotyczy ona Piotra Żyły. O co chodzi? - Gdy Horngacher odchodził, przyznał, że jest bardzo zmęczony rozmowami z Piotrkiem - przyznał prezes PZN.
Jak jest u nowego szkoleniowca? - Dzwoniłem przed sezonem do Thomasa Thurnbichlera. Pytałem jak Kamil, Dawid. Odpowiedział, że spoko, ale najlepiej pracuje mu się z Piotrkiem. Byłem zaskoczony. Jak to jest możliwe, że tak się dogadują? Piotrek mu się jednak podporządkował i to funkcjonuje. Potrafił dopasować się do zmian - dodał.
Efekt? W sobotę Żyła w Planicy obronił tytuł mistrza świata na normalnej skoczni. Przypieczętował go rekordem skoczni.
Zobacz także:
Co ze zdrowiem Dawida Kubackiego? Thurnbichler przekazał nowe informacje
Przesadzili. Takich obrazków w Planicy nikt się nie spodziewał