Maciej Kot skorzystał z tego, że czołówka kadry Polski w skokach narciarskich nie pojechała na weekend z PŚ w rumuńskim Rasnovie (przygotowuje się w kraju do MŚ Planica 2023) i dlatego wystąpił w sobotnim konkursie indywidualnym.
Brązowy medalista w drużynie z ZIO Pjongczang 2018 nie zachwycił jednak formą. 31-latek w pierwszej serii uzyskał odległość 85 metrów i w drugiej 87 metrów, co wystarczyło do zajęcia 27. miejsca.
Zawody wygrał Niemiec Andreas Wellinger, drugi był Słoweniec Ziga Jelar, a trzeci Karl Geiger (więcej TUTAJ).
Polakowi udało się wprawdzie wywalczyć punkty do klasyfikacji generalnej PŚ, ale tak odległą pozycję w mocno okrojonej i na dodatek rezerwowej stawce trudno uznać za sukces.
ZOBACZ WIDEO: Wyjątkowy gest. Pojawiły się łzy wzruszenia
Jak napisał na Twitterze dziennikarz skijumping.pl Adam Bucholz, Kot czekał ponad 800 dni na jakąkolwiek zdobycz punktową w zawodach PŚ.
"Maciej Kot po raz pierwszy od 805 dni w finale zawodów Pucharu Świata" - podkreślił Bucholz na portalu społecznościowym.
Zobacz:
Dawid Kubacki mógł podzielić jego losy. I wtedy zaczęłaby się nerwówka [OPINIA]