Wielu zawodników zajmujących czołowe lokaty w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata miało ogromny problem, by w sobotnim indywidualnym konkursie rozgrywanym w Lake Placid odlecieć daleko. Z pewnością duży wpływ na taki stan rzeczy miał źle dobrany rozbieg, który utrudniał życie podwójnie, zważywszy na niekorzystne warunki wietrzne.
Nie do końca wiedzieli, czego się spodziewać
Rafał Kot zauważył, że sędziowie nie do końca wiedzieli, jak zachować się na amerykańskiej skoczni, czego dowodem jest przebieg rozmowy Borka Sedlaka z Sandro Pertile. W końcu sobotnie zmagania były pierwszymi rozgrywanymi o punkty na tym obiekcie, po jego modernizacji.
- Sędziowie obawiali się tego konkursu. Skocznia jest położona w dziwnym, dosyć specyficznym miejscu. Ponadto nie jest w żaden sposób osłonięta od wiatru, a panujące na niej warunki potrafią być naprawdę trudne. Sobotni konkurs to potwierdził. Jury przede wszystkim starało się zadbać o to, by nikomu nie stała się krzywda. Środowisko nie wybaczyłoby powtórki z Willingen, gdzie narażano na wielkie niebezpieczeństwo Timiego Zajca - zauważył Rafał Kot w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: miss mundialu nie daje o sobie zapomnieć. Co za zdjęcia!
- Natomiast sędziowie przyjęli zachowawczą taktykę i ostatecznie wyszło źle, bo odległości rzeczywiście nie były zadowalające, a rozbieg można było podwyższyć. Ja mimo wszystko nie jestem zwolennikiem obniżania rozbiegu po każdym dalekim skoku, zwłaszcza autorstwa zawodnika, który jest dobrze dysponowany. Natomiast zawody w Lake Placid były dla organizatorów czymś nowym. W trakcie transmisji Eurosportu przetłumaczono rozmowę Borka Sedlaka z Sandro Pertile, którzy otwarcie mówili, że muszą być gotowi na wszystko. Trudny obiekt i nieprzyjemne doświadczenia z tego sezonu złożyły się na właśnie taki efekt końcowy - dodał.
"Wszystko ma dwie strony medalu"
Wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego przyznał, że sędziowie znaleźli się na cenzurowanym i w tej chwili każda, nawet w małym stopniu kontrowersyjna decyzja będzie irytowała kibiców.
- To nie jest pierwszy konkurs, po którym w środowisku dyskutuje się o postępowaniu arbitrów. Sędziowie rzeczywiście widzą więcej, są na skoczni i mają dostęp do szczegółowych pomiarów oraz prognoz, natomiast incydentów, które nie spodobały się fanom skoków było w tym sezonie sporo. Na Kulm w trakcie jednego z treningów zawody zaczęły się z 18. belki, a skończyły na czwartej, co nie powinno mieć miejsca. W Willingen z kolei Timiemu Zajcowi pozwolono na zbyt wiele - przypominał Rafał Kot.
- Konkurs w Lake Placid też wzbudził kontrowersje. Polscy kibice również mieli pretensje do organizatorów po zmaganiach w Zakopanem, kiedy to nasi skoczkowie byli zmuszeni skakać w bardzo złych warunkach i ostatecznie nie zdołali odlecieć daleko. Podkreślam, że nie chcę piętnować arbitrów i organizatorów, bo to oni odpowiadają za bezpieczeństwo zawodników i nierzadko stają przed trudnymi do podjęcia decyzjami. Niemniej takie sytuacje się nawarstwiają i w nadmiarze mogą irytować niektórych, co w pełni rozumiem. Wszystko ma dwie strony medalu - podsumował Wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- "Jest w świetnej formie". Polski skoczek nie przestaje zaskakiwać
- PN: Strata Polaków jest duża