Przygnębiający obraz w polskich w skokach. Tego pilnie potrzeba

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Nicole Konderla
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Nicole Konderla

Dawid Kubacki lata w Wiśle jak natchniony. Tego samego nie można napisać o polskich skoczkiniach. Marazm trwa, co dobitnie pokazuje inauguracja sezonu. Jakub Kot, ekspert Eurosportu, widzi jednak światełko w tunelu.

W tym artykule dowiesz się o:

Dwie polskie skoczkinie awansowały do sobotniego, pierwszego w nowym sezonie, indywidualnego konkursu Pucharu Świata pań. Delikatnie pisząc, furory w nim jednak nie zrobiły. Kinga Rajda i Nicole Konderla odpadły już po pierwszej serii, na skoczni 
w Wiśle (K-120) nie przekraczając 100. metra (więcej TUTAJ).

- Mimo wszystko, na przestrzeni całego sezonu, możemy spodziewać się postępu, bo mówiąc szczerze nie trudno go zrobić z marazmu, w jakim znalazły się skoki kobiet - przekonuje Jakub Kot, ekspert Eurosportu i trener pracujący z młodymi polskimi skoczkiniami, ale po chwili dodaje: - Wielkim optymistą bym jednak nie był. Milowego krok do przodu nie będzie, bo tak się niestety nie da.

- Mamy przede wszystkim Nicolę Konderlę, za którą fajne lato i bardzo udane mistrzostwa Polski. Stać ją na regularne punktowanie w Pucharze Świata i tego musimy się trzymać. Jest też Kinga Rajda, która była już w dziesiątce PŚ, ale teraz ma swoje problemy - zaznacza nasz rozmówca.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro 2016 znowu na trybunach

Kilka lat temu, gdy polskie skoki narciarskie kobiet przejął Łukasz Kruczek, wydawało się, że nasze zawodniczki zrobią spory postęp i szybciej dołączą do światowej czołówki. Nic jednak z tego nie wyszło. Pojawiły się konflikty, brakowało wyników i atmosfera gęstniała z sezonu na sezonu. Po kilku latach bez wyraźnego przełomu trener Kruczek powiedział pas, a jego rolę przejęli Szczepan Kupczak i Marcin Bachleda.

- Na pewno praca z kobietami nie należy do łatwych. Teraz najważniejsza jest praca z najmłodszymi skoczkiniami, by w zawodach juniorskich zmniejszać dystans dzielący nas od najlepszych. Zeszły sezon pokazał, że sporo tracimy - podkreślił Jakub Kot.

Praca u podstaw to jedno, ale wciąż nie można zapomnieć o PŚ, który... może się okazać lekarstwem na rozwiązanie, przynajmniej części kłopotów.

- Żeby dyscyplina ruszyła z miejsca potrzeba też sukcesu dziewczyn w Pucharze Świata, żeby zrobiło się o nich głośno, a to nakręciło zainteresowanie. Prawda jest taka, że na razie dużo osób w Polsce w ogóle nie wie, że mamy skoki kobiet. Potrzeba bodźca, tak jak kiedyś u skoczków zaczęło się wielkie zainteresowanie za sprawą sukcesów Adama Małysza - zwrócił uwagę ekspert Eurosportu.

- Nie mamy wielu zawodniczek, ale gdyby zobaczyły, że np Nicola Konderla odnosi sukces w PŚ, to pomyślałyby sobie, że skoro ona może, to ja też mogę i to napędza dyscyplinę - dodał.

Na razie o taki sukces może być jednak bardzo trudno. Co więcej, słaba forma skoczkiń, odbiera Polsce szanse na dobry start w mikstach Pucharu Świata, a takich konkursów zaplanowano kilka w tym sezonie.

By Biało-Czerwoni liczyli się w walce o najwyższe lokaty w tych zawodach Nicole Konderla czy Kinga Rajda musiałyby skakać przynajmniej o kilka metrów dalej w każdej serii. Patrząc na to, co robią w Wiśle, może nie być o to łatwo.

Drugi konkurs indywidualny PŚ kobiet w Wiśle w niedzielę o godz. 12:00.

Czytaj także: Stoch przejął mikrofon i zadał pytanie Kubackiemu. Odpowiedź? Mistrzostwo świata

Szymon Łożyński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: