Agata Wasielewska, WP SportoweFakty: Za nami świąteczne gotowanie dla kibiców. Jak czuje się pan w roli kucharza?
Piotr Nowakowski, środkowy Trefla Gdańsk: Ja to się świetnie czuję, kiedy to jedzenie konsumuję. Ale w porównaniu z gotowaniem, na boisku odnajduję się znacznie lepiej. Kuchnia jest dla mnie nieprzewidywalna, na meczu znacznie częściej jestem w stanie powiedzieć, co się wydarzy.
Co w takim razie wydarzy się 23 grudnia o 14:45 w Ergo Arenie w meczu przeciwko ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle?
Będzie walka. Lwy staną naprzeciwko…koziołków? Na pewno będzie widowiskowo, a wynik to już sprawa drugorzędna. Najważniejsze, abyśmy pokazali swoją siatkówkę, co świetnie udało nam się w starciu z Łuczniczką Bydgoszcz (Trefl wygrał wówczas 3:0 - przyp. red.). To wprawdzie inny przeciwnik niż ZAKSA, ale jeśli wyjdziemy na to spotkanie bez strachu i stresu, jesteśmy w stanie wygrać i sprawić niespodziankę pod choinkę sobie i naszym kibicom.
[b]
Myśli pan, że istnieje na to jakiś sposób? Kędzierzynianie idą jak burza i mają sporą przewagę punktową w tabeli.
[/b]
Oglądając ich spotkania w Klubowych Mistrzostwach Świata, zobaczyliśmy, że można ich pokonać, choć w tym sezonie nie dokonał tego jeszcze nikt na krajowym podwórku. Mamy nadzieję, że to my przerwiemy ich zwycięską passę w PlusLidze.
Jest szansa, że przegrane mecze na arenie międzynarodowej trochę zaburzą ich pewność siebie?
Tak, może już poczuli smak porażki i zechcą poczuć go znowu. Oczywiście żartuję, ale ten turniej na pewno nie ułożył się po ich myśli. Przecież chcieli wyjść z grupy i walczyć w półfinałach. Choć rywale byli z wysokiej półki, to ZAKSA miała wszystko w swoich rękach - wynik w tie-breaku z Cucine Lube Civitanova był do końca otwarty. Niewiele brakowało, by to polski zespół walczył o medale.
A PGE Skrę też pan śledził? Im także niewiele brakowało w meczu z Włochami - wyniki wszystkich setów były na styku.
Rzeczywiście, czegoś w tych końcówkach zabrakło polskim drużynom, co pokazuje, że nasza liga nie jest w najlepszej trójce na świecie. Top 3 to ligi brazylijska, rosyjska i włoska. Z całą resztą bijemy się o czwarte miejsce. Na przykład francuski Chaumont VB 52 pokazał, że gracze tej ligi także są w stanie nawiązać walkę. Nie wiem, czy ich wygrana z PGE Skrą to był przypadek, ale to przecież miało miejsce.
Mecz z bełchatowianami czeka was tuż po Nowym Roku (5 grudnia - przyp. red.). Czego spodziewacie się po tym spotkaniu?
O tym jeszcze nie myślimy. Będziemy wtedy już po przerwie świątecznej, już w nowej rundzie spotkań, dlatego na tamten mecz wyjdziemy pewnie ze świeżymi głowami i świeżą energią.
A teraz coś was blokuje? Może presja, by w tabeli nie spaść z trzeciej pozycji?
Nie powinniśmy o tym myśleć, wychodząc na mecz, ale tego się nie da uniknąć, to siedzi z tyłu głowy, zwłaszcza, że zbliżamy się do końca pierwszej rundy spotkań. Chcielibyśmy utrzymać to trzecie miejsce, bo trudno dogonić wyższe pozycje, ale dalej różnice są minimalne i trzeba się mocno napracować, by nie spaść o kilka pozycji. Mecz z ZAKSĄ będzie pod tym względem kluczowy.
Nie obawiacie się braku kibiców w związku z tym, że gracie dzień przed Wigilią?
Może oderwą się od przygotowań i wpadną na chwilę do hali? Ja sam na termin nie narzekam, bo mieszkam w Gdańsku, więc nie jest to dla mnie problemem. Ale z poprzednich sezonów mam złe wspomnienia, gdy dostawało się jeden, maksymalnie półtora dnia wolnego. Na szczęście moja rodzina jest już do tego przyzwyczajona - gram przecież dwunasty sezon.
ZOBACZ WIDEO: Wilfredo Leon już chce mówić po polsku. "Wywiadem w naszym języku zaskoczył wszystkich"