W tym sezonie z PGE Skrą Bełchatów zdobył Puchar Polski oraz brązowy medal PlusLigi. Z kolei z reprezentacją Francji wywalczył awans na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro, a w lipcu wraz z kolegami z kadry cieszył się z trzeciego miejsca w Lidze Światowej. W rozmowie z portalem WP SportoweFakty Nicolas Marechal opowiada o obecnym sezonie reprezentacyjnym, szansach Trójkolorowych na igrzyskach olimpijskich oraz zmianie klubu.
WP SportoweFakty: Choć raczej Liga Światowa nie jest waszą imprezą docelową, bardzo chcieliście zdobyć w Krakowie medal, zwłaszcza gdy okazało się, że będziecie grać o brąz. Dlaczego?
Nicolas Marechal: Zawsze lepiej jest zakończyć turniej zwycięstwem, więc na tym medalu nam bardzo zależało. Widać zresztą po nas, że to bardzo pozytywnie działa, bo wszyscy są szczęśliwi.
Widać było, że Włosi nie prezentowali się najlepiej.
- Może dlatego, że to my graliśmy tak dobrze?
Co było waszym takim największym plusem po turnieju w Krakowie?
- Dwa razy było w Krakowie tak, że prowadziliśmy 2:0, a potem musieliśmy grać tie-breaka. Cieszę się, że w ostatnim meczu ta 10-minutowa przerwa nam nie zaszkodziła i wygraliśmy mecz o brąz.
ZOBACZ WIDEO Witold Bańka: MKOl odepchnął od siebie odpowiedzialność (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
To, co zaprezentowaliście w ostatnim meczu w Tauron Arenie, to już wasz poziom olimpijski?
- Jeszcze nie. Tu czeka nas jeszcze sporo pracy, zwłaszcza, że mieliśmy tydzień przerwy od gry. Po turnieju dostaliśmy pięć dni wolnego, ale teraz bierzemy się do ostrej pracy przed igrzyskami. Trzeba poprawić agresywność w grze.
Nad czymś będziecie pracować szczególnie?
- Musimy zapanować nad naszymi błędami, zwłaszcza w przyjęciu i to mówię przede wszystkim w swoim imieniu. Powinniśmy się też uspokoić, żeby tak nie falować w trakcie gry, bo w Krakowie było widać, że z niektórymi przeciwnikami to się może zemścić.
Czujecie się faworytami turnieju olimpijskiego?
- Nie uważam, że jesteśmy faworytami, ale że jesteśmy jednym z głównych faworytów. W naszej grupie są cztery znakomite drużyny - Włochy, USA, Brazylia i my. Oni też są faworytami - takimi samymi jak my. W drugiej grupie będą jeszcze Polacy i Rosjanie. Każdy z tych zespołów nie tylko może zdobyć medal, ale bardzo chce to zrobić.
A kogo będzie najtrudniej pokonać w Rio?
- Myślę, że Brazylię. To ona sprawia nam ostatnio bardzo dużo problemów.
No właśnie, to jest jeden z tych przeciwników, którego nie możecie przełamać w decydujących meczach.
- W 2014 roku też w półfinale wielkiej imprezy (mistrzostw świata - przyp. red.) przegraliśmy z Brazylią w półfinale i potem nie pozbieraliśmy się w meczu o trzecie miejsce. Dlatego choć trochę radości daje nam ten brązowy medal, bo tym razem daliśmy radę się podnieść.
A jak czujesz się fizycznie? W ostatnich latach masz sporo turniejów na swojej drodze.
- Od kilku lat bardzo trudno jest mi znaleźć chwilę na odpoczynek. Jest sporo gry w klubie, a dochodzi do tego reprezentacja - Liga Światowa, mistrzostwa świata, Europy, kwalifikacje olimpijskie... To jest fajne, kiedy się ma 22-23 lata. Kiedy ma się lat 29, to trochę męczące. Jednak gra dla swojego kraju to coś absolutnie wyjątkowego, choć czuć czasem w kościach, że ciało stawia opór.
W tym roku zmieniasz też klub. Z PlusLigi przechodzisz do Büyükşehir Belediyesi Stambuł.
- Grałem 3 lata w Polsce i spędziłem tutaj piękny czas. Jednak teraz zdecydowałem, że czas na zmianę otoczenia. Czułem się tutaj bardzo dobrze, ale uznałem, że czas na jeszcze coś nowego. Nie mówię, że nie wrócę jeszcze do Polski, czas pokaże.
Rozmawiał Krzysztof Sędzicki