Nie było na nich mocnych! Zachwycający rok polskich kadetów!

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko

W 2015 roku reprezentacja Polski kadetów najpierw zdobyła mistrzostwo Europy, później zwyciężyła w Olimpijskim Festiwalu Młodzieży, a na koniec okazała się najlepsza na świecie. W taki sposób rodzi się przyszłość polskiej siatkówki.

Trenerzy Sebastian PawlikJacek Nawrocki wraz ze swoimi współpracownikami stworzyli grupę, która przez cały sezon nie znalazła pogromcy.

Kluczowe okazało się wyselekcjonowanie najlepszych zawodników na poszczególnych pozycjach. Zadanie okazało się o tyle prostsze, iż większość z powołanych zawodników uczęszcza do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Spale i pod okiem trenera Pawlika występuje w rozgrywkach pierwszoligowych. Niemniej jednak tylko nieliczni z nich mieli do tej pory sukcesy reprezentacyjne.

Przed mistrzostwami Europy trener Jacek Nawrocki, który tym turniejem miał pożegnać się z młodzieżową siatkówką, starał się tonować nastroje. - My ich przestrzegamy przed rolą faworytów, staramy się aby koncentrowali się na każdym meczu i szli krok za krokiem. Bardzo chciałbym żeby znaleźli się w strefie medalowej - mówił.

Metoda małych kroczków okazała się niezwykle skuteczna. Reprezentacja Polski rozpoczęła turniej od najsilniejszego z rywali - Włochów. Walecznością oraz niezwykłym charakterem pokazała, iż będzie się liczyć w walce o najwyższe miejsca. Jak się później okazało, z Italią polskim kadetom przyszło się zmierzyć również w finale.

Fantastyczny turniej i przede wszystkim ciężka praca dwunastu zdolnych młodych zawodników oraz sztabu szkoleniowego została zwieńczona złotymi medalami. Warto odnotować fakt, że w całym turnieju finałowym przegrali zaledwie cztery sety, w tym trzy z włoską kadrą. Na wyróżnienie zasłużyli wszyscy siatkarze, włączając w to również tych, którzy na parkiecie pojawiali się sporadycznie i wyłącznie w celu manewru taktycznego.

Po mistrzostwach Europy bardzo szybko porównywano poszczególnych siatkarzy do ich starszych kolegów i zastanawiano się, który z nich w przyszłości będzie stanowił trzon pierwszej reprezentacji. Może będzie to rozgrywający Kamil Droszyński, który otrzymał w Turcji indywidualne wyróżnienie? A może MVP całego turnieju Bartosz Kwolek?

Najważniejszym było danie czasu siatkarzom na ochłonięcie po mistrzostwie Europy. Radość była ogromna, ale z tyłu głowy tliła się lampka, iż w historii, równe dziesięć lat temu, podobnym sukcesem także cieszyli się kadeci i tylko kilku z nich zaistniało w siatkówce na poziomie międzynarodowym. - Praca od podstaw przynosi efekty, to nie przypadek - mówił po turnieju Stanisław Gościniak.

To był jednak dopiero początek historycznego roku dla siatkarzy prowadzonych przez Sebastiana Pawlika. Kilka miesięcy później jego podopieczni wystąpili w Olimpijskim Festiwalu Młodzieży. Turniej miał być doskonałym przetarciem przed zbliżającymi się mistrzostwami świata, które były docelową imprezą w tym sezonie. Polacy okazali się bezkonkurencyjni, nie tracąc nawet seta. Finał okazał się jedynie formalnością i po pokonaniu Bułgarów Biało-Czerwoni po raz drugi w niedługim odstępie czasu stanęli na najwyższym stopniu podium.

Kolejny sukces rozbudził następne apetyty nie tylko kibiców, ale i samych zawodników. Oni jednak podchodzili do mundialu z chłodną głową oraz koncentracją na każdym meczu. W mistrzostwach Europy metoda małych kroczków przyniosła oczekiwany efekt, więc dlaczego nie miałoby to zadziałać w Argentynie?

Reprezentacja Polski wygrywała wbrew przeciwnościom losu, warunkom mieszkalnym i wrogo nastawionym Irańczykom. Zarówno Polacy, jak i Persowie byli na mistrzostwach świata w znakomitej formie, a pod siatką iskrzyło od spięć pomiędzy poszczególnymi siatkarzami. - Irańczycy uważali się za nie wiadomo kogo. Myśleli, że są najlepsi. W drugim secie pierwszego meczu zaczęli swoje docinki. My i tak wiedzieliśmy, że z nami nie wygrają - wspominał w rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Ziobrowski.

Pewność siebie po raz kolejny okazała się kluczem do zwycięstwa. Szczególnie wtedy, gdy w finałowym pojedynku Polacy musieli wytrzymać nie tylko ciśnienie związane z walką o złoto, ale również presję wywieraną przez zgromadzonych w hali kibiców, którzy wspierali Argentyńczyków. Biało-Czerwoni mieli jednak nerwy na wodzy i spokojnie wykonywali powierzone im zadania taktyczne. Ostatecznie po pasjonującej walce podopieczni Sebastiana Pawlika przeszli do historii polskiej siatkówki, zdobywając tytuł mistrzów świata.

Po turnieju sekret nieprawdopodobnego sukcesu polskich kadetów zdradził libero Mateusz Masłowski. - Powtarzaliśmy sobie, że nigdy nie przegramy - powiedział. Rzeczywiście, w 2015 roku drużyna w tej kategorii wiekowej nie odniosła żadnej porażki. Biało-Czerwoni byli niepokonani podczas trzech imprez, w których brali udział. Ogromna w tym zasługa nie tylko samych siatkarzy, ale również sztabu szkoleniowego.

Trener Sebastian Pawlik nie ma wątpliwości, że przed tymi zawodnikami świetlana przyszłość. - Na pewno jest duże zainteresowanie chłopakami, którzy teraz kończą szkołę. Żaden z nich nie będzie miał problemu ze znalezieniem klubu. Kwestia jest taka, żeby dobrze wybrać. Powinni trafić do takich, w których będzie szansa na grę, a nie tylko na trenowanie i oglądanie meczów z trybun - podkreślał.

I właśnie ten wybór może okazać się najważniejszy w dalszym rozwoju mistrzów Europy i świata. Gdy będzie on prawidłowy, niewykluczone, że w przyszłości tych młodych zawodników czekają fantastyczne kariery i gra w seniorskiej reprezentacji Polski. W przeciwnym wypadku zostaną wchłonięci przez siatkówkę podobnie, jak stało się to z wieloma pokoleniami zdolnych siatkarzy. Pokłony za dotychczasowe sukcesy im się należą, jak nikomu innemu, ale najważniejsze dopiero przed nimi. Przyszłość leży w ich rękach.

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: