Piotr Dobrowolski: Lepiej późno niż wcale

Uważany za wielki talent, przez wiele lat znajdował się w cieniu innych rozgrywających. Wybrał grę w najlepszym klubie na świecie, choć częściej pełni w nim rolę rezerwowego niż gracza "pierwszoszóstkowego". Trener Daniel Castellani z niego zrezygnował, ale pod wodzą Andrei Anastasiego doprowadził reprezentację Polski do brązowych medali Ligi Światowej i Mistrzostw Europy.

O Łukaszu Żygadle piszę nie bez kozery, bo w poniedziałkowym meczu Pucharu Świata z USA nastąpił chyba moment symboliczny - podstawowy rozgrywający biało-czerwonych w tym spotkaniu odebrał nagrodę dla zawodnika, który wywarł największe wrażenie na obserwatorach zawodów. Tym bardziej jest to znamienne, iż odebrał ją na oczach Pawła Zagumnego, oglądającego popisy swojego kolegi z kwadratu dla rezerwowych.

Właśnie w cieniu "Gumy" Żygadło znajdował się przez wiele lat. W młodości uważany za wielki talent, przygodę z siatkówką "na poważnie" rozpoczynał w AZS-ie Częstochowa. Później były krótkie wyjazdy za granicę, powrót "na chwilę" do kraju, by w 2008 roku wyemigrować na dłużej, do Trentino. W Itasie pełnił zawsze rolę rezerwowego - najpierw z kwadratu podpatrywał wielkiego Nikolę Grbicia, zaś teraz trener Radostin Stojczew stawia na Brazylijczyka Raphaela. Czy Polak jest gorszy od siatkarza z Kraju Kawy? Moim zdaniem na pewno nie.

Łukasz Żygadło udowodnił nie raz, że można na niego liczyć w każdym momencie. Z tej roli wywiązywał się zawsze znakomicie, jak chociażby w zeszłym roku, podczas Final Four Ligi Mistrzów w Atlas Arenie. Nie dość, iż jego klub wygrał po raz kolejny, to on sam odebrał nagrodę dla najlepszego rozgrywającego. Nikt nie miał wątpliwości - w pełni ona mu się należała.

Podobnie było w reprezentacji. Zadowalał się rolą wiecznego zmiennika i długo ją z pokorą spełniał. Świadomy swoich możliwości, w pewnym momencie jednak nie wytrzymał, zwłaszcza gdy podczas rozgrywek Ligi Światowej odpoczywał Zagumny. Ówczesny selekcjoner Daniel Castellani widział w składzie m.in. Grzegorza Łomacza czy Pawła Woickiego. Ludzka cierpliwość ma swoje granice i tym razem Żygadło takiej sytuacji nie zniósł. Postanowił nawet zawiesić swoją grę w biało-czerwonych barwach, wydając specjalne oświadczenie. Aż do zmiany na stanowisku szkoleniowca i przyjścia Andrei Anastasiego.

Jego rola w kadrze zmieniła się całkiem niedawno. Co prawda był z nią na Mistrzostwach Europy w 2005 roku we Włoszech, ale jedną z kluczowych postaci jest od turnieju finałowego Ligi Światowej w Gdańsku. To właśnie nad polskim morzem doprowadził drużynę do brązowego medalu tych prestiżowych rozgrywek. Udowodnił, że sam może doskonale prowadzić grę, a miejsce w wyjściowym zestawieniu jeszcze dodaje mu pewności, choć nigdy jej w jego poczynaniach nie brakowało.

Klasą samą w sobie był na ostatnim czempionacie Starego Kontynentu, na którym Polska zajęła jakże fantastyczne, trzecie miejsce. I choć "złota" z Turcji (gdzie Żygadły zabrakło) nie udało się obronić, to ze swoich młodszych, mniej doświadczonych kolegów, spisanych przez wielu "ekspertów" na "pożarcie", potrafił wydobyć maksimum zaangażowania w ataku. Inna sprawa, że dostarczał im świetne piłki, a wszystkim do gustu przypadł zwłaszcza ostatni pojedynek turnieju, o brązowy medal z Rosją. Pokazał wtedy swój prawdziwy kunszt, ze środkowych Sbornej robiąc "wiatraki".

W rozgrywanym obecnie w Japonii Pucharze Świata bohater mojego felietonu na parkiecie spędza nie mniej czasu niż Paweł Zagumny. Czy reprezentacja gra gorzej, cierpi na tym? Absolutnie nie. Pokazują to wyniki osiągane przez biało-czerwonych. Pozycja lidera i wygrane za trzy punkty z tak klasowymi rywalami, jak wicemistrz świata, Kuba, czy najlepszy zespół Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, Stany Zjednoczone, potwierdzają siłę Polaków. Zwłaszcza mecz z USA i tak finezyjne zagrania, jak wystawa jedną ręką w trzecim secie na lewe skrzydło, odzwierciedlają umiejętności samego Żygadły.

Nie umniejszam Zagumnemu. To jeden z najlepszych zawodników na swojej pozycji na świecie, co potwierdziły liczne nagrody na wielkich imprezach. W ostatnim czasie postanowił jednak trochę "oszczędzić" swój wyeksploatowany organizm, co po prostu wykorzystał Żygadło i godnie kolegę zastąpił. Spisuje się wcale nie gorzej od "Gumy" i swoje aspiracje do gry na najwyższym poziomie potwierdza.

Choć Łukasz Żygadło do najmłodszych zawodników nie należy (ma 32 lata-przyp.red.), to nie krótko aktualną dyspozycję powinien jeszcze prezentować. Większą część ostatnich sezonów, czy to w klubie, czy też reprezentacji, spędził bowiem w kwadracie dla rezerwowych. Dopiero teraz zaistniał "na dobre". Podziwiam go za cierpliwość, konsekwencję i pokorę, ponieważ wielu innych siatkarzy na jego miejscu już dawno zrezygnowałoby z występów w kadrze. Ale nie on. Długo na taką szansę czekał, ale podobno lepiej późno niż wcale...

Komentarze (0)