Mecz z Brazylią miał dla nas ogromny ciężar gatunkowy. Reprezentacja Polski tak naprawdę potrzebowała dwóch setów, by praktycznie zapewnić sobie awans do ćwierćfinału turnieju. Canarinhos byli pod ścianą po porażce 0:3 z Włochami. Tym razem sprawili jednak Polakom ogromne kłopoty. Biało-Czerwoni przegrywali 1:2 i byli o krok od porażki za zero punktów.
Oda do środkowych
Naszym motorem napędowym w meczu z Brazylią byli środkowi. Aż strach pomyśleć jakby wyglądały pierwsze trzy sety tego meczu bez Jakuba Kochanowskiego oraz Mateusza Bieńka. To oni ciągnęli naszą grę w ofensywie, dawali sygnał do ataku swoją zagrywką czy blokiem.
Gdy na początku czwartego seta Norbert Huber zastępował Bieńka, mogliśmy się zastanawiać czy ta zmiana jest potrzebna. Bieńkowi przecież szło dobrze, był jednym z głównych ogniw reprezentacji Polski w ofensywie. Grbić jednak szukał czegoś więcej, złotej zmiany. I ją znalazł! Huber w samej końcówce drugiego seta dołożył asa, a później blok. To on dał Polakom kluczowy punkt. Na początku tie-breaka zaserwował dwa asy. Tak naprawdę należy pochwalić jednak całą trójkę. Znakomita robota.
ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką". Wolne od meczu, ale nie od treningów. Tak minął drugi dzień polskim siatkarzom
Drugim pozytywnym elementem był Wilfredo Leon. Nasz przyjmujący wprawdzie słabo rozpoczął mecz z Canarinhos, ale w kolejnych setach był w stanie się odbudować. Nie bał się brać odpowiedzialności na siebie w ofensywie, co podskórnie czuł Marcin Janusz, który posyłał mu wiele trudnych piłek. Dwa asy na sam koniec udowodniły, że ma nerwy ze stali i może poprowadzić Polskę po medal.
Sam rozgrywający zagrał dobry mecz, mimo że jego koledzy często mu nie pomagali. Miewał momenty, że niemal nikt z jego kolegów nie kończył ataków. Niemal zawsze był jednak w stanie coś wymyśleć. Udaną zmianę dał też Kamil Semeniuk.
Oto największe problemy reprezentacji Polski
Ale żeby nie było tak słodko, trzeba zauważyć, że ten mecz obnażył kilka naszych słabości. Bardzo trudno nam było skończyć akcję po nieudanym przyjęciu. Gdy nasz rozgrywający ma piłkę daleko od siatki, to nie może skorzystać ze środkowych, którzy są naszym największym atutem. Wilfredo Leon zaczął słabo (choć później w efektowny sposób się odbudował), zdecydowanie daleko od swojej formy był Bartosz Kurek. Każdy przeciwnik wie, że musi ryzykować zagrywką. Złamanie nas w przyjęciu może przynieść katastrofalne skutki. Choć paradoksalnie w środę nawet przy dobrym przyjęciu atakowaliśmy bardzo słabo.
Zastanawiające jest też to, jak długo Nikola Grbić trzymał na boisku Bartosza Kurka. Kapitan miał ewidentnie słabszy dzień, a trener konsekwentnie nie chciał go zmienić. Nie dał mu odpocząć choćby na chwilę, zmieniając go na parę akcji w pierwszym czy drugim secie. Zmienił go tak naprawdę dopiero wtedy, gdy musiał, po dwóch bardzo słabych atakach na samym początku trzeciej partii.
Na chwilę pojawił się Łukasz Kaczmarek. On nie zaliczył wybitnego występu, ale Grbić zmienił go tak naprawdę po pierwszym poważnym błędzie. Według mnie zdecydowanie zbyt szybko. Kurek odbudował się dopiero w piątej partii, ale nie do tie-breaka by nie doszło, gdyby nie jego koledzy.
Zaskakująco jest to, że przy urazie Tomasza Fornala selekcjoner nie zdecydował się zrobić zmiany medycznej i wprowadzić do składu meczowego Bartłomieja Bołądzia. Choćby po to, by sprawdzić jego formę. Może byłaby lepsza od jego kolegów na tej pozycji. To nic nie kosztowało, Fornal na sobotnie starcie z Italią mógłby wrócić za któregokolwiek zawodnika z dwunastki.
Teraz czeka nas mecz z Włochami, którzy zdają się być jeszcze o pół poziomu wyżej niż Canarinhos. Polacy muszą zaprezentować się zdecydowanie lepiej, jeśli chcą zająć pierwsze miejsce w grupie. A to kluczowe, by mieć łatwiejszego przeciwnika w ćwierćfinale.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Trener z Brazylii wychowywał się w "polskim" mieście. "Widzę, jak Polska się wzbogaciła"
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)