Niedzielny mecz reprezentacji Polski z Meksykiem (3:0) na mistrzostwach świata siatkarzy od początku był niemal przesądzony. Trener Nikola Grbić podjął zaskakującą decyzję. Wystawił na mecz najmocniejszą szóstkę, a dopiero od drugiego seta zaczął przeprowadzać zmiany, aż w końcu wymienił cały skład. Skąd taka decyzja?
- To nie tylko chodzi o rozwój, ale także o rytm. Kiedy grasz często, to jest w pewnym stopniu trudniej, ale daje to również wiele sytuacji, których nie jesteś w stanie wytworzyć na treningach. Dlatego to było dla mnie tak ważne. To nie działa tak, że przeciwko Meksykowi wyjdzie druga szóstka, w następnym meczu też i będziemy gotowi grać naszą najlepszą siatkówkę po 6 dniach przerwy - ocenia Nikola Grbić.
- Czucie atmosfery na tak wielkim turnieju jest ważne, gdy w hali jest 10 tysięcy ludzi. Granie na treningach i przed publiką to nie jest to samo. Doświadczenie jest ważne. W klubie czegoś takiego nie przeżyli - dodaje Grbić.
ZOBACZ WIDEO: "Afera knoppersowa" w reprezentacji Polski! | #PODSIATKĄ VLOG Z KADRY #17
Pierwsza lekcja Grbicia? Nigdy nie odpuszczać
Mimo że Polacy przez długi czas dominowali w meczu, trenerowi zależało, żeby jego gracze nigdy nie odpuszczali.
- Powiedziałem im, że jeśli mogą zrobić 72 bloki w meczu to niech zrobią. Nie chcę, żeby mieli poczucie, że nawet przy dużej przewadze, mogą odpuścić. W spotkaniach z trudnymi drużynami każda piłka, jeden blok, atak może zrobić różnicę, więc muszą być na to gotowi - twierdzi selekcjoner.
A co było najważniejsze dla niego w meczu z Meksykiem? - Koncentrowaliśmy się na naszej grze. Mamy system i chciałem, byśmy go zrealizowali. Najważniejsze jest w meczach ze słabszymi przeciwnikami, by zacząć na swoim poziomie - dodaje.
Martwić może z kolei słaba dyspozycja naszych reprezentantów w polu serwisowym. Gospodarze oddali rywalom po błędach w tym elemencie aż 18 punktów.
- Zrobiliśmy sesję na siłowni rano przed meczem. Czasem tego potrzeba, by wrócić do rytmu. Wszyscy zawodnicy zagrali. Będziemy napierać serwisem w następnych meczach i stosunek udanych zagrań do błędów będzie trochę lepszy, niezależnie od tego, że Amerykanie są lepsi w przyjęciu - wyjaśnia Serb.
Czy zatrzymanie Amerykanów okaże się mission impossible?
W półfinale Ligi Narodów Biało-Czerwoni odbili się od Amerykanów jak od ściany i przegrali 0:3. Teraz Stany Zjednoczone wydają się być jeszcze silniejsze. I to przez powrót Matthew Andersona, którego chwali nasz selekcjoner.
- Amerykanie są silniejsi. Mają Andersona, mają więcej czucia. To mistrzostwa świata i się do nich przygotowywani. Może nie grają teraz tak, jak grali w Bolonii, ale zobaczycie, że za 2 dni pokażą naprawdę dobrą siatkówkę - zapowiada Grbić.
- Nie muszę wam zachwalać Matta Andersona. To gwiazda, która ma wiele doświadczenia, jakości. Może grać jako atakujący i przyjmujący. Gdy przychodził do Perugii to nie grał na przyjęciu dwa lata i został naszym najlepszym przyjmującym. Jest mało takich graczy, jak on. To mój przyjaciel, więc mogę nie być obiektywny - śmieje się trener.
Zapowiada jednak, że nie da się zaskoczyć. - Jesteśmy gotowi. Jeśli trzeba by było zagrać teraz, to byśmy zagrali. Mamy ich mecze z Ligi Narodów, grali dwa spotkania towarzyskie z Włochami i Japonią, dwa starcia na MŚ. Musimy kontrolować, jak grają. Nie jest tak, że zagrają coś wyjątkowego - kończy Grbić.
Czytaj więcej:
Bolesne wyznanie bohatera mistrzostw świata. "Nie potrafiłem odpuścić" [WYWIAD]
"Serce boli za Ukrainą". Namiastka normalności w Spodku
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)