Bolesne wyznanie bohatera mistrzostw świata. "Nie potrafiłem odpuścić" [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Olga Król / Mateusz Mika
WP SportoweFakty / Olga Król / Mateusz Mika

- Nie potrafiłem odpuścić wtedy, kiedy powinienem. Byłem za mało doświadczony - mówi WP SportoweFakty Mateusz Mika, bohater mistrzostw świata w siatkówce w 2014 roku. Opowiada także o "torturach", jakie wtedy przeżywał jeden z kadrowiczów.

W tym artykule dowiesz się o:

Odkrycie złotych dla Polski mistrzostw świata w siatkówce. Ogromny talent. Mateusz Mika w wieku 23 lat zachwycił, prowadząc naszą kadrę po złoto mundialu. W finale z Brazylią (3:1), ręka mu nie drżała i został najlepiej punktującym zawodnikiem meczu. Kariera przyjmującego została jednak naznaczona kontuzjami, a obecnie zdecydował się na transfer do beniaminka ligi tureckiej.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Jak się pan czuje? Z pana zdrowiem wszystko w porządku?

Mateusz Mika, były przyjmujący reprezentacji Polski: Tak, czuję się bardzo dobrze.

ZOBACZ WIDEO: ZACZĘLIŚMY MŚ! Zwycięstwo z Bułgarią i wielkie emocje w Spodku | #PODSIATKĄ VLOG Z KADRY #16

W ostatnich latach było sporo kontuzji. To kwestia przeciążenia, kiedy grał pan w kadrze?

Nie potrafiłem odpuścić wtedy, kiedy powinienem. Byłem za mało doświadczony, stąd w głównej mierze pojawiły się problemy. Później było to już błędne koło, z którego na szczęście udało mi się wydostać.

W sezonie przed mistrzostwami świata w 2014 roku zdecydował się pan na grę we Francji. Dlaczego?

Chciałem regularnie grać, liga była dla mnie interesująca. Pojawiła się szansa gry w niezłym zespole z dobrym trenerem, więc również za namową Jakuba Malke (agent zawodnika - przyp. red.) podjąłem decyzję o wyjeździe.

Trafił pan do Resovii w młodym wieku, ale jest pan najbardziej znanym przykładem zawodnika, który z klubu szybko uciekł. Czuł pan, że trudno będzie tam dostać szansę?

Jestem wychowankiem Hejnału Kęty, ale faktycznie do Resovii trafiłem zaraz po ukończeniu SMS-u Spała. Myślę, że te pierwsze trzy lata w Rzeszowie dużo mi dały. Miałem okazję potrenować w bardzo dobrym zespole na wysokim poziomie. Jednak w pewnym momencie nadszedł czas, żeby postarać się o regularną grę, a szanse na to miałem większe w innych klubach.

Jak to się stało, że trafił pan do kadry Stephane'a Antigi? Może pan opowiedzieć o pierwszej rozmowie ze szkoleniowcem?

Dostałem powołanie. Myślę, że Philippe Blain, który wtedy był moim trenerem w Montpellier, zarekomendował mnie Stephane'owi. Jednak dokładnych kulisów nie znam. Pierwszej rozmowy nie pamiętam.

Wprawdzie wcześniej już pan debiutował w kadrze, ale od Andrei Anastasiego nie dostał pan dużo szans. Później przez cztery lata pracowaliście razem w Treflu. To on miał największy wpływ na pańską karierę?

Na pewno bardzo duży. Ceniłem sobie pracę z Andreą, zarówno w reprezentacji, jak i w klubie. W Treflu z nim jako trenerem udało nam się osiągać prawie w każdym sezonie wynik lepszy, niż obiektywne oczekiwania przed sezonem. Cieszę się, że spędziłem z nim tyle czasu.

Była duża walka o miejsce w kadrze przed MŚ, na turniej nie pojechał m.in. Kurek. Czuł pan presję, by znaleźć się w ekipie?

W tamtym momencie byłem zadowolony, że pograłem w Lidze Narodów, byłem grze cały prawie cały sezon kadrowy. Gdybym wtedy nie pojechał, na nikogo na pewno bym się nie obraził. Nie czułem takiej presji, żeby koniecznie znaleźć się w reprezentacji. Dostałem jednak szansę i bardzo się z tego do dzisiaj cieszę.

Na zdjęciu: Mateusz Mika podczas MŚ 2014
Na zdjęciu: Mateusz Mika podczas MŚ 2014


W maju kontuzja przydarzyła się Michałowi Kubiakowi, który był przygotowywany do roli jednej z gwiazd kadry. Jak to wpłynęło na zespół?

Na pewno każdemu było przykro, że Michał miał takiego pecha. Czekaliśmy na jego powrót i udało mu się to przed mistrzostwami.

Co czuł pan po dostaniu informacji o powołaniu na MŚ?

Byłem trochę zaskoczony. Myślałem, że ostatnie miejsce zajmę ja albo Rafał Buszek. Wiedziałem, że mam pewne szanse, ale czułem, że jest mi dalej niż bliżej załapania się.

Od razu wyszedł pan w szóstce na mecz otwarcia na Stadionie Narodowym. Co pan wtedy czuł?

Pamiętam, że przed samym meczem dość mocno się stresowałem. Najbardziej okolicznościami. Niecodzienna liczba kibiców, niecodzienny obiekt. Nie wiem, jak to się stało, ale w momencie, kiedy wybiegaliśmy z tunelu na boisko, wszystkie te emocje opadły i złapałem większy luz.

Co było najtrudniejszym momentem mistrzostw?

Myślę, że druga grupa. Przegraliśmy tylko jedno spotkanie przez cały turniej, został nam mecz z Francją, a i tak nie byliśmy pewni awansu. Co prawda, z tego co pamiętam, już przed tym ostatnim meczem wyniki poukładały się na nasza korzyść i, ani my, ani Francuzi nie musieliśmy wygrać, jednak poziom tej grupy i spotkań był bardzo wymagający. To przynajmniej moje subiektywne odczucie dzisiaj. Nie pamiętam wszystkiego dokładnie.

Wierzyliście, że Michał Winiarski wróci po kontuzji?

Tak. Michał i sztab wykonywali bardzo ciężką pracę. Kiedy my odpoczywaliśmy w pokojach albo trenowaliśmy, Winiar przeżywał z pewnością "tortury". Jak ktoś ma jakiekolwiek pojęcie, jak wygląda praca w przypadku kontuzji, gdzie trzeba wrócić jak najszybciej, wie, że jest to bardzo trudne i nieprzyjemne. Michał to przetrwał, udało się i pomógł drużynie.

W finale był pan najlepszym zawodnikiem. Co było kluczem do tak dobrego występu? Pewność siebie, a może dobre przygotowanie fizyczne?

Pamiętam, że faktycznie czułem się tego dnia dobrze. Ale tak naprawdę, co wpłynęło na to najbardziej? Nie wiem.

Co czuł pan po ostatniej piłce finału?

Niekontrolowaną radość przez jakiś czas, a później zmęczenie i chęć powrotu do domu, żeby w końcu w spokoju odpocząć.

Niektóre osoby z naszej kadry często wspominały, że w pierwszej chwili nie byli świadomi skali ogromnego sukcesu, to złoto do nich nie docierało. Jak było z panem?

Faktycznie, jak myślę o tym dziś, to chyba tak było.

Później pojechał pan z kadrą na Puchar Świata oraz na igrzyska w Rio. Oba jednak zakończyły się niepowodzeniami. Który turniej był dla pana trudniejszy?

Puchar był trudny, bo niewiele zabrakło nam do awansu na igrzyska w Rio mimo jednej porażki. Ale to igrzyska olimpijskie są bez wątpienia największym zawodem. Było minęło. Trzymam kciuki za chłopaków, żeby w końcu reprezentacja przebrnęła przez ćwierćfinał.

Dlaczego zdecydował się pan na grę w lidze tureckiej?

Wpłynęło na to kilka czynników. W skrócie nowy bodziec, ciekawość, lepszy kontrakt.

Jakie cele macie w Tursad na ten sezon?

Na pewno chcielibyśmy się znaleźć w playoffach, a tam zajść jak najwyżej.

Czytaj więcej:
Wielka ulga siatkarzy po pierwszym meczu. "Od tygodnia nas nosiło"
Niewyobrażalna tragedia polskiego siatkarza. A dzień po niej ważny mecz

Komentarze (0)