Rajd Dakar. Robert Szustkowski i Jarosław Kazberuk z historycznym wynikiem. R-Six Team ma powody do dumy

Materiały prasowe / dakar.pl / Na zdjęciu: R-Six Team
Materiały prasowe / dakar.pl / Na zdjęciu: R-Six Team

Pierwszy Rajd Dakar w Arabii Saudyjskiej przeszedł do historii. Z wyniku osiągniętego w tegorocznej edycji może być zadowolony R-Six Team, do którego należeli Robert Szustkowski, Jarosław Kazberuk i Filip Skrobanek.

Każdy z dwunastu etapów świeżo zakończonej 42. edycji Rajdu Dakar był diametralnie inny, a na uczestników czekały przeróżne wyzwania. Od wysokich, ścinających się niemal pionowo wydm poczynając, poprzez kamieniste drogi i odcinki górskie, aż na burzach piaskowych i skomplikowanej nawigacji kończąc. Jednak niezależnie od okoliczności, po każdym z dwunastu odcinków występ R-Six Team idealnie określało jedno, bardzo ważne w wyczynowym sporcie, słowo: powtarzalność.

Polsko-czeska ekipa w składzie Robert Szustkowski, Jarosław Kazberuk i Filip Skrobanek od samego startu aż do mety realizowała swoje założenia i dostosowywała się do panujących na trasie warunków, co przyniosło jej bardzo dobre 18. miejsce na finiszu supermaratonu. Jest to też najlepszy wynik na Dakarze w historii polskich drużyn, startujących w kategorii ciężarówek!

Czytaj także: Kubica rozmawiał o przyszłości z Obajtkiem

Poprzedni rekord został ustanowiony w 2015 roku, gdy Robert Jan Szustkowski (syn Roberta), Jarosław Kazberuk i czeski mechanik Filip Skrobanek uplasowali się na 19. pozycji w klasyfikacji generalnej. Kazberuk, który był częścią tamtej załogi, opowiedział serwisowi Dakar.pl, co było kluczowe dla poprawienia tamtego rezultatu.

ZOBACZ WIDEO Konrad Dąbrowski idzie w ślady ojca. Na naszych oczach rośnie olbrzymi talent

- Konsekwentna, równa jazda i realizacja planów, które zakładaliśmy każdego dnia, doprowadziły nas do mety. Tak można to podsumować. Trzeba przyznać, że był to bardzo dojrzały Dakar w naszym wykonaniu. Osiągnęliśmy to, co zakładaliśmy na początku, czyli pierwszą dwudziestkę. I jedno oczko wyżej, czyli tak naprawdę rekord polskiej ciężarówki w Dakarze. To bardzo cieszy - powiedział.

- Każdy z nas miał tutaj jeszcze indywidualne jakieś plany. Moim planem było oczywiście zamknięcie mojego dziesiątego udziału w Dakarze, gdyby liczyć ten, który nie pojechał (w 2008 roku Dakar został odwołany z powodu zagrożenia zamachami terrorystycznymi - dop. aut.), a dziewiątego na kołach. I to się udało! - ocenił polski rajdowiec.

- Każdy Dakar skończony to jest wielki sukces. Mieliśmy swoje dramaty, przeżywaliśmy je prawie codziennie, co nie zawsze pozwalało jechać większym tempem. Niemniej to tempo i tak było wysokie, skoro jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, na wysokiej pozycji -dodał Kazberuk.

Radości z wysokiego miejsca, w klasyfikacji generalnej, nie krył również lider R-Six Team, Robert Szustkowski. - Nasza jazda była bardzo dobra i płynna. Z 49 startujących ciężarówek, zajęliśmy 18. miejsce. Zrealizowaliśmy nasz plan i cele. Próbowaliśmy się wbić w tą ekskluzywną grupę w "dwudziestce", zarezerwowaną dla topowych zespołów Maza, Kamaza, Iveco, Hino i Riwalda, czyli Renault. Udało nam się to. Wycisnęliśmy naszą Tatrę jak cytrynę. A na ostatnich odcinkach jechaliśmy nawet bez dwóch biegów -relacjonował Szustkowski.

Wśród samochodów ciężarowych od wielu lat trwa prawdziwy "wyścig zbrojeń". Zespoły wydają dziesiątki milionów na przygotowania swoich pojazdów. W tym gronie Tatra Jamal, prowadzona przez Szustkowskiego i Kazberuka z pewnością do hegemonów nie należy. Tym większe słowa uznania należą się polskim kierowcom.

- Dakar w Arabii Saudyjskiej będzie dla nas niezapomniany, nie tylko ze względów sportowych. Przeżyliśmy tu naprawdę niesamowite przygody. Nie ma chyba drugiej takiej ekipy. Podczas odcinka, po którym wskoczyliśmy do pierwszej dwudziestki w generalce, ścigała nas policja. Może to ten pościg dodał nam skrzydeł? Okazaliśmy się również ekspertami w jeździe nocą po wydmach, budząc respekt u tubylców. Niemalże siłą utrzymaliśmy w teamie naszego mechanika, gdy ten chciał prosić o azyl w Arabii, dowiedziawszy się, że benzyna jest tu tańsza od wody. Filip Skrobanek "odwdzięczył" nam się następnego dnia pokerową zagrywką, gdy sam zdecydował, że nie powie nam o pękniętej oponie, do której dopompowywał stale powietrze przez 240 kilometrów! Mieliśmy, tak zwany foukal vzduch (dosłownie z czeskiego: "dmuchać powietrze") - zakończył humorystycznie Szustkowski.

A jak radzili sobie na Dakarze inni Polacy? O jedno miejsce niżej niż Szustkowski i Kazberuk, uplasował się, w swojej kategorii, Jakub Przygoński. Utalentowany kierowca Orlen Teamu już zapowiedział powrót na trasy rajdu w 2021 roku. Nie zawiedli polscy quadowcy. Startujący po raz pierwszy w Dakarze, Arkadiusz Lindner żegna się z Arabią Saudyjską w pięknym stylu. Polak, mimo że w klasyfikacji generalnej rajdu zajmował 12. pozycję, był wczoraj bezwzględny dla rywali i nie pozwolił się wyprzedzić nawet na chwilę.

Tym sam łodzianin dopełnił doskonałą passę polskich quadowców, którzy kolejno wygrali dziesiąty (Kamil Wiśniewski), jedenasty (Rafał Sonik) i dwunasty etap. Dwa lata po poważnej kontuzji kolana Sonik wrócił na Rajd Dakar. Wrócił i wywalczył trzecie miejsce. Co więcej polski mistrz okazał się najszybszy, na ostatnim, krótkim odcinku specjalnym "Qiddiya Trophy". - To fantastyczne, bo rzeczywiście mało kto w styczniu 2018 roku i przez kolejnych kilka miesięcy mógł przypuszczać, że to się stanie. A stało się! Jesteśmy po raz piąty na podium! - stwierdził.

Ostatni etap Rajdu Dakar, mimo zapowiedzi organizatorów, nie przysporzył nikomu zbyt dużych problemów. - W 2009 roku, powiedziałem w Buenos Aires do kamery, że nie wiem, czy dojadę do mety rajdu, czy przetrwam pierwszy dzień, ale mój start w Dakarze ma być zachętą dla innych quadowców z Polski i ma przetrzeć dla nich szlaki. Jestem bardzo zadowolony i dumny, że teraz jesteśmy w czołówce i wygrywamy odcinki! To wielka satysfakcja - powiedział na mecie Sonik.

Jedyny Polak, który jak dotąd indywidualnie wygrał Rajd Dakar, miał podwójny powód do radości. Po zakończeniu głównej części etapu, organizator super maratonu zaplanował jeszcze jeden, krótki, 13-kilometrowy odcinek specjalny - "Qiddiya Trophy".

Czytaj także: Kubica bez wpływu na upadek Stoczni Szczecin

Krakowianin pokonał go najszybciej, o jedną sekundę pokonując Manuela Andujara z Argentyny. - To był bardzo techniczny przejazd po głazach i kamieniach, wzdłuż kilkumetrowych rozpadlin w okolicznych kanionach. Czas nie liczył się już do klasyfikacji generalnej, ale każdy musiał pokonać tę trasę żeby ukończyć rajd - zakończył Rafał Sonik.

Źródło artykułu: