Szósty dzień rywalizacji w Arabii Saudyjskiej za reprezentantami AzotoPower. Piąty etap składał się z dość krótkiego, jak na standardy Rajdu Dakar odcinka o długości 118 kilometrów, który w całości prowadził zawodników przez pustynny krajobraz. Wysokie i zdradliwe wydmy, które sprawiały, że zawodnicy do końca nie wiedzieli, co się za nimi kryje. To była fizycznie wymagająca próba, która wymagała od załóg odwagi i ryzyka, a dodatkowym utrudnieniem były ostre promienie słońca oślepiające kierowców.
MINI z Krzysztofem Hołowczycem za kierownicą straciło zaledwie 16 minut do zwycięzców odcinka - Nassera Al-Attiyaha. Dla naszych reprezentantów była to próba odporności na ból, którą w strefie serwisowej wymownie podsumował "Hołek".
- Mieliśmy bardzo długą dojazdówkę, bo aż 527 kilometrów, potem dość krótki odcinek, który składał się z samych wydm. Ponad 500 kilometrów trasy dojazdowej w rajdówce robi swoje ale dynamicznie zaczęliśmy oes. Pierwsza wydma, druga, trzecia, potem bardzo silne uderzenie i nagle potężny paraliż prawej ręki. Nie byłem wstanie jechać - piekielnie mnie bolało - powiedział 61-latek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny błąd sędziego. Co on zrobił?!
Problemy zdrowotne Hołowczyca to ciągle konsekwencja wydarzeń z niedzieli. Na trasie drugiego etapu polski kierowca robił wszystko, by nie wjechać w motocyklistę. W efekcie zjechał z trasy, uderzył w głaz i urwał koło w swojej terenówce. Nie tylko poniósł potężne straty czasowe, ale też uszkodził kręgosłup.
Paraliż ręki na trasie piątego etapu sprawił, że "Hołek" nie miał łatwego zadania z jazdą do mety. - Myślałem już ze coś poważnego się stało. Podjęliśmy decyzję, że już spokojnie jedziemy do mety. W strefie serwisowej trafiłem do centrum medycznego, gdzie lekarz zawodów przeprowadził diagnostykę - rentgen i tomograf. Na szczęście nie mam nic złamanego ani pękniętego, jednak mam ucisk kręgów na nerw, który powoduje potworny ból - zdradził olsztynianin.
- Cały czas jesteśmy pod opieką Marcina Woźniaka - fizjoterapeuty, który przywraca nas do sprawności - dodał Hołowczyc, który noc z środy na czwartek spędził w kołnierzu ortopedycznym, aby "kręgosłup miał chwilę na regenerację". - Szczerze nie pamiętam tak trudnego Dakaru. Musimy jednak jechać pomimo bólu. Będę walczył do mety! Przed nami w czwartek odcinek zwany maratonem. Dwa dni bez serwisu, śpimy w namiotach. Będzie lepiej! - podsumował.
Czytaj także:
- Ciąg dalszy rewolucji w zespole F1. Szef odszedł po latach
- Najbardziej rozchwytywany kierowca w F1. Zerwie kontrakt?