We wtorek załogi startujące w Rajdzie Dakar powróciły do rywalizacji po dniu przerwy. Tym samym zawodnicy opuścili stolicę Arabii Saudyjskiej, czyli Rijad i udali się w drogę do miejscowości Haradh. Na etapie o długości 686 kilometrów zlokalizowano odcinek specjalny o długości 358 kilometrów - ostatni tak długi w tegorocznej edycji imprezy.
Kolejne etapowe zwycięstwo na swoje konto zapisali Eryk Goczał i Oriol Mena. Eryk, najmłodszy z kierowców Energylandia Rally Team, to także najmłodszy etapowy zwycięzca w historii Rajdu Dakar. Kapitalne trzecie miejsce zajęli we wtorek Michał Goczał z Szymonem Gospodarczykiem, którzy po niedzielnych problemach wrócili do bardzo dobrego tempa. Po kilku przygodach na trasie nieco więcej czasu stracili za to Marek Goczał i Maciej Marton.
Po ponad 41 godzinach rywalizacji Eryk Goczał i Oriol Mena zajmują doskonałe drugie miejsce w klasyfikacji generalnej kategorii SSV. Ich strata do prowadzącej dwójki - Rokasa Baciuski i Oriola Vidala Montijano zmalała po wtorkowym etapie do 5 minut i 2 sekund. Czwartą pozycję zajmują aktualnie Marek Goczał i Maciej Marton, którzy wciąż mają realne szanse na podium w rajdzie. Michał Goczał i Szymon Gospodarczyk po wymianie skrzyni biegów na niedzielnym etapie odrabiają straty i aktualnie zajmują jedenaste miejsce.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tajskie wakacje byłego gwiazdora
- Chyba bardzo nam się przydał ten dzień odpoczynku, bo po tym, jak się wyspałem, czułem się jak nowo narodzony. Samochód też był jakby odświeżony po pracy mechaników, więc naprawdę mieliśmy świetne tempo. Pierwsza część tego odcinka była świetna - małe, szybkie wydmy. Wszystko, co zyskaliśmy, to zasługa nawigacji Oriola. Naprawdę wykonał świetną robotę. Mogłem cały czas trzymać gaz i nad niczym się nie zastanawiać - mówił na mecie zadowolony zwycięzca.
- Naprawdę świetnie nam się jechało. Eryk z Oriolem zajęli pierwsze miejsce, a my z Szymonem byliśmy na trzecim. Testowaliśmy kilka nowych rozwiązań, myślę, że skorzystamy z nich także w przyszłorocznym Dakarze. Wyprzedziliśmy aż 52 załogi, więc tempo było naprawdę dobre. Szymon doskonale, bezbłędnie nawigował. Z wszystkiego możemy być w pełni zadowoleni - dodał Michał Goczał.
- Mieliśmy kilka przygód na trasie. Najpierw musieliśmy szukać jednego way pointa, później niestety przebiliśmy koło. To był odcinek z rodzaju tych, na których cały czas trzeba mieć gaz wciśnięty na maksa. Ja ich za bardzo nie lubię. Jesteśmy na mecie i to na pewno jest dobra informacja, ale straciliśmy trochę czasu. W środę na pewno postaramy się odrobić te straty. Czułem, że brakowało nam mocy - na prostym odcinku wyprzedziły nas trzy Can-Amy i nie mogliśmy utrzymać ich tempa. Mam nadzieję, że znajdziemy dziś rozwiązanie tego problemu na biwaku - podsumował Marek Goczał.
W środę załogi pokonają 624-kilometrowy etap z Haradh do Shaybah. Odcinek specjalny to tym razem zaledwie 114 kilometrów.
Czytaj także:
Tak Formuła 1 marnuje fortunę. "Nie dało się tego zrobić gorzej"
Wielokrotny mistrz świata wygrał z fiskusem. "Urządzono polowanie na czarownice"