W tym artykule dowiesz się o:
Przychodził do Opola jako główny bombardier, a nie dotrwał nawet do końca sezonu. Chorwat o niezłym CV (Atletico Madryt, Csurgói, Metalurg Skopje) nie spełnił pokładanych w nim nadziei i w listopadzie opuścił Opole. Po pierwszych spotkaniach cierpliwość do Kedzo stracił trener Kuptel i rozgrywający przestał pojawiać się na parkiecie. Nic dziwnego, skoro zdobył zaledwie 8 bramek, był cieniem samego siebie ze spotkań sparingowych, w których trafiał seryjnie.
Chorwat w lidze nie wykorzystywał swojego potężnego rzutu z drugiej linii. Często szukał kontaktu z obrońcami rywali, co przeważnie kończyło się stratą. Nie dość, że Kedzo prezentował katastrofalną dyspozycję, to dodatkowo nie potrafił zaaklimatyzować się w Opolu. - Poza boiskiem Nikola miał problem z nawiązaniem właściwych relacji z chłopakami - wyjaśniał trener Gwardii.
Poważny kandydat do transferowego niewypału roku. Do Płocka trafił w połowie lipca z niemieckiego GWD Minden jako uzupełnienie pozycji kołowego po odejściu Kamila Syprzaka. CV? Wspaniałe, z Barceloną i Veszprem na czele. Człowiek-ikona chilijskiej piłki ręcznej, kapitan drużyny narodowej. Doświadczony i dobry defensor. W skrócie - materiał na solidne wzmocnienie płockiej drużyny.
Jedyne co mogło martwić już na wstępie, to historia kontuzji 33-latka. Tych nie brakowało, choć początkowo w Wiśle nie zaprzątano sobie tym głowy. Cadenas chwalił swojego nowego podopiecznego ("Wciąż jest głodny gry i zdeterminowany, aby dać temu klubowi wszystko, co najlepsze"), a Oneto zapewniał: - W krytycznych momentach trudnych meczów zespół będzie mógł na mnie liczyć zarówno na boisku, jak i w szatni.
ZOBACZ WIDEO TdP: emocje, ulewy, upadki i niezniszczalny Wellens (źródło TVP)
{"id":"","title":"","signature":""}
Nikt nie zaprzeczy, że intencje chilijskiego kołowego były dobre, ale z czasem te słowa zaczęto mu po prostu wypominać. Oczywiście przez kontuzje. Pierwszego urazu Oneto doznał jeszcze w okresie przygotowawczym, przez problemy mięśniowe wypadając z gry na tydzień. Ten sam uraz wykluczył go z występów w niemal całym październiku, a potem jeszcze w listopadzie. W końcu w lutym pisaliśmy: "Marco Oneto Zuniga kontuzjowany już po raz czwarty w sezonie".
Ostatni uraz okazał się na tyle poważny, że Oneto musiał poddać się zabiegowi kolana, choć początkowo miał pauzować tylko kilka dni. Dla Wisły zagrał w zaledwie 13 z 51 meczów sezonu. Klub pożegnał go bez większej czułości, a Chilijczyk próbował jeszcze o sobie przypomnieć strasząc Wisłę sądem i grzmiąc w krajowej prasie, że został ofiarą błędu medycznego.
Na pozycji kołowego jest w Czechach zdecydowanym numerem jeden. W każdym meczu reprezentacji rzuca jak na zawołanie. Interesowała się nim nawet Orlen Wisła, na testy zaprosił go Manolo Cadenas. Nic więc dziwnego, że sporych nadziei w związku z jego przyjściem narobili sobie kibice Azotów.
Petrovsky jednak zawiódł. 57 bramek w 34 meczach to wynik co najwyżej przeciętny, by nie powiedzieć słaby, zwłaszcza, że mówimy o kołowym, którego zmiennik gra wyłącznie w obronie. Czech ma wszelkie możliwości i predyspozycje fizyczne do tego, by zostać jednym z pięciu najlepszych kołowych Superligi. W sezonie 2015/16 był jednak jednym z rozczarowań.
Maciej Ścigaj (Górnik Zabrze) Trzeci strzelec sezonu 2014/2015 nie narzekał na brak ofert. Gracz Śląska Wrocław przeniósł się do Zabrze, gdzie początkowo przepadł. Rzadko pojawiał się na boisku, a gdy już dostawał szansę, to nie wnosił zbyt wiele. Zawodnika otwarcie krytykował nawet prezes klubu. Bogdan Kmiecik zarzucał Ścigajowi brak zaangażowania i niewielki wkład w wyniku zespołu.
Punktem kulminacyjnym było zawieszenie gracza. Rozgrywający był już na wylocie z klubu i miał ofertę z Gwardii Opole, tymczasem po kilku dniach... zagrał w sparingu Górnika. Wobec kontuzji palca Mariusza Jurasika zespołowi potrzebny był leworęczny rozgrywający. W drugiej części sezonu Ścigaj poczuł się znacznie pewniej, prezentował lepszą dyspozycję, ale w pamięci kibiców pozostały jego słabe występy z ostatnich miesięcy 2015 roku. W 22 meczach nazbierał 53 bramki.
Potencjalny hit transferowy. Po świetnym sezonie w barwach Pogoni Szczecin (150 bramek) Konitz został rzucony na głęboką wodę - miał poprowadzić grę wicemistrzów Polski. W Płocku środkowy rozgrywający nie potwierdził swoich walorów z czasów występów na Pomorzu. Miał problem ze sfinalizowaniem akcji, a niejednokrotnie na parkiecie brakowało nici porozumienia między nim a kolegami.
W 15 spotkaniach ligowych trafił 26 razy. Trzeba przy tym zaznaczyć, że w uzyskaniu lepszych statystyk przeszkodziła mu poważna kontuzja barku, której nabawił się w lutym. Konitz zmagał się z problemami z tym stawem już w zeszłym sezonie i być może wpłynęło to na jego tegoroczną postawę.
Sezon 2015/16 był w wykonaniu Chrobrego Głogów sporym rozczarowaniem. Przed startem rozgrywek drużyna mierzyła wysoko, po cichu licząc na włączenie się do walki o półfinał. Nadzieje okazały się płonne, bo ekipa z Dolnego Śląska grała po prostu przeciętnie.
W tekście podsumowującym sezon w wykonaniu Chrobrego zwracaliśmy uwagę na słabą postawę rzutową rozgrywających. W Głogowie te problemy dostrzeżono już na starcie rozgrywek, dlatego we wrześniu do drużyny dołączył Grzegorz Sobut. Doświadczony rozgrywający daleki był jednak od formy z czasów gry w Mielcu i po prostu zawiódł. Jesteśmy przekonani, że sam liczył na więcej niż raptem 50 bramek w 26 meczach.
Czech przychodził do Puław jako podstawowy bramkarz Tatrana Preszów, uczestnika Ligi Mistrzów. - Tak ograny i doświadczony gracz bardzo podniesie jakość naszej bramki, do której w minionym sezonie było nieco zastrzeżeń - chwalił bramkarza prezes klubu, Jerzy Witaszek. Krupa nie wniósł jednak do zespołu zbyt wiele, bowiem... rzadko podnosił się z ławki rezerwowych.
Wielokrotny reprezentant Czech tylko 13 razy pojawił się na ligowych parkietach i nie zademonstrował dobrej formy. Już w marcu klub postanowił, że Czech nie zostanie w Puławach na kolejny sezon.
Obu graczy trudno oceniać pod względem poziomu sportowego. Rozgrywający Vive oraz Chrobrego należeli bowiem do największych pechowców sezonu. Po raz kolejny w ich karierach dały o sobie znać problemy zdrowotne.
Rosiński już w pierwszej ligowej kolejce zerwał więzadła krzyżowe i musiał pauzować do końca sezonu. Dla głogowian była to katastrofa. Rozgrywający miał być mózgiem zespołu Piotra Zembrzuskiego. To nie pierwszy poważny uraz w karierze Rosińskiego. Jeszcze w barwach kieleckiego Vive zmagał się z kontuzjami śródstopia, palców czy kolana.
Niemal identycznej kontuzji, jeszcze jako gracz Orlen Wisły Płock, doznał Mariusz Jurkiewicz. Po 300 dniach i żmudnej rehabilitacji kadrowicz wrócił do gry. Nie na długo. Zdołał wystąpić w czterech spotkaniach, potem odezwało się kolano. Stan zapalny w stawie nie pozwolił Jurkiewiczowi na występy od połowy marca do końca sezonu.
Specjalne "wyróżnienie" kierujemy do przedstawicieli klubów z Wrocławia i Opola, o których działaniach w minionym sezonie mówiono więcej złego, niż dobrego.
Telenowela związana z odejściem ze Śląska bałkańskiego tria Igor Żabić - Janja Vojvodić - Djordje Golubović była bodaj najgorszą "reklamą" krajowej piłki ręcznej. - Przez cztery miesiące dostaliśmy jedną wypłatę. Raz poprosiliśmy o pieniądze, bo nie mieliśmy za co kupić jedzenia. I otrzymaliśmy trzysta euro - mówił Żabić, a klub odpowiadał: - To nieprawda.
Obie strony obrzucały się oskarżeniami przez jakiś czas, zawodnicy odmówili wyjazdu na mecz do Kwidzyna, aż w końcu wyjechali z kraju. Wkrótce Śląsk opuścił też Michał Adamuszek i drużyna kompletnie się rozsypała.
W Opolu do tak absurdalnych sytuacji nie doszło, choć w styczniu klub stanął na krawędzi upadku i był bliski wycofania z rozgrywek. Sprawa została jednak załatwiona po cichu i Gwardia dograła ligę do końca. Dopiero po zakończeniu sezonu o finansach i działaniach szefostwa klubu opowiedzieli byli już zawodnicy, którzy upust swym emocjom dali na... facebookowym profilu Gwardii pod informacją o staraniach klubu o angaż w Lidze Zawodowej.
"A co z niepłaceniem zawodnikom pensji? Jedna wypłata na pięć miesięcy??? Moim zdaniem powinniście się wstydzić" - pisał Nikola Kedzo. Komentarze zostawili też Emir Taletović, Rok Simić i Jakub Płócienniczak.
Życie ponad stan i oferowanie kontraktów bez pokrycia to jeden z grzechów głównych polskiej piłki ręcznej. Pozostaje nam mieć nadzieję, że wraz z profesjonalizacją rozgrywek i nadejściem ery pod nazwą "Liga Zawodowa", takie działania klubów nie będą tolerowane.