Mając w pamięci pierwszy występ z Płocka, można było oczekiwać, że Polacy w drugiej próbie będą już skuteczniejsi i zdołają złamać mistrzów Europy. Biało-Czerwoni wyszli bez specjalnego lęku i przez kwadrans wszystko wyglądało według wymarzonego scenariusza. Szwedzi nieraz z trudem przedostawali się przez obronę, czasem odważne próby, m.in. w wykonaniu Szymona Działakiewicza, przynosiły Polakom sukces. Gdyby nie dwie zmarnowane kontry, wynik wyglądałby jeszcze lepiej niż 10:7.
Trener Patryk Rombel trochę pomieszał w siódemce i pod koniec połowy linia rozegrania z Piotrem Jędraszczykiem oraz Damianem Przytułą nie była tak skuteczna jak ta dowodzona przez Michała Olejniczaka. Wprawdzie Przytuła korzystał z dużej mocy rzutowej, ale zdarzyły mu się też proste straty. Błędy w rozegraniu zaczęły się niestety mnożyć, Szwedzi zgarniali piłki i wykorzystali prawie każdą okazję, będąc prowadzonym przez niezawodnego Jima Gottfridssona. Mecz zaczął przypominać ten nieudany z mistrzostw Europy 2022, tylko w wersji mini.
Dobrze, że w bramce wydatnie pomagał Jakub Skrzyniarz, bo po 35 minutach byłoby po emocjach. Zmiennik Mateusza Korneckiego odbił cztery piłki po wejściu i jakoś pudrował nieporadność Polaków w ataku - pierwszą bramkę po przerwie rzucili dopiero w 37. minucie po rajdzie Michała Olejniczaka. Niedługo potem po jego kolejnym wejściu wszystkim zadrżały serca, upadek na nadgarstek wyglądał bardzo niepokojąco, ale zawodnik Łomży Vive Kielce otrzepał się, odpoczął chwilę z opatrunkiem lodowym i wrócił na boisko.
ZOBACZ WIDEO: Była gwiazda sportu próbuje sił w tanecznym show. Tak sobie radzi
Obecność Olejniczaka i Szymona Sićki trochę poprawiła sytuację. Przeciętnie spisujący się Szwedzi nadal byli z przodu, choć po golu Sićki udało się zmniejszyć straty do 20:21. Olejniczak swoimi rajdami chyba mocno zirytował Szwedów, bo Linus Persson potraktował go bezpardonowo i całe szczęście, że wejściu na czerwoną kartkę nie skończyło się jakimiś konsekwencjami zdrowotnymi dla lidera Polaków.
Za zmarnowanego karnego zrehabilitował się Jan Czuwara, który zaliczył chyba jedną z najładniejszych bramek w reprezentacyjnej karierze. Będąc przytrzymywanym przez Bergendahla, zdecydował się na rozpaczliwy rzut, stojąc tyłem do bramki i ku swojemu zdziwieniu trafił. Niedługo potem wyszedł ze skuteczną kontrą i wynik 24:26 na trzy minuty przed końcem dawał jeszcze nadzieję.
Marzenia o remisie zabrał Karl Wallinius. Szwed przejął podanie Sićki do Kamila Syprzaka i skierował piłkę do pustej bramki. Cały czas dobrze bronił Skrzyniarz, ale kilka razy jego kolegom zabrakło skuteczności i to przesądziło o porażce.
Polska - Szwecja 24:28 (14:17)
Polska: Kornecki, Skrzyniarz - Chrapkowski, Czuwara 4, Dawydzik, Działakiewicz 2, Fedeńczak 2, Jarosiewicz 1, Moryto, Olejniczak 3, Pietrasik 2, Przytuła 2, Sicko 4, Walczak 3, Syprzak 1, Widomski, Będzikowski
Szwecja: Thulin, Norsten – Carlsbogard 1, Mellegard, Moeller 3, D. Pettersson, Stenmalm 1, Wanne 2, Claar 2, Pellas 6, Lagergren 4, Gottfridsson, Persson 3, Bergendahl 1, Wallinius 4, Chrintz 1.