Wielki wyczyn Polaków. Wygrali wbrew takim przeciwnościom!

PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Szymon Sićko
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Szymon Sićko

Wycieńczeni mentalnie, zdołowani, rozbici kadrowo i... zwycięscy. Wiatr sypnął reprezentacji piachem po oczach, ale Polacy poradzili sobie w ekstremalnych warunkach i pokonali Austrię na inaugurację mistrzostw Europy w piłce ręcznej.

Na polską reprezentację w ciągu 24h spadła plaga nieszczęść. Trener Patryk Rombel budował kadrę na ME 2022 od kilku miesięcy, aż nagle wszystko wzięło w łeb. Jeszcze w Polsce dodatni test na koronawirusa mieli Dawid Dawydzik i Rafał Przybylski. Po lądowaniu w Bratysławie wypadło... kolejnych pięciu graczy, w tym tak istotni jak Adam Morawski i Piotr Chrapkowski. Jakby tego mało, to Polacy w oczekiwaniu na wyniki kolejnych badań byli zamknięci w hotelu i odbyli zaledwie jeden trening w okrojonym składzie. Irytację spotęgowało oczekiwanie na rezultaty w dniu meczu. Dopiero na trzy godziny przed spotkaniem Polacy poznali skład, w jakim będą mogli wystąpić!

Pomimo dramatycznych i kuriozalnych okoliczności, Biało-Czerwoni zagrali pierwszą połowę w takim stylu, jakby wszystko spłynęło po nich jak po kaczce. Imponowali zaangażowaniem, na przekór wszystkiemu chcieli pokazać, że są w stanie coś zwojować na Słowacji. Wprawdzie brakowało połowy wyselekcjonowanej kadry, ale udało się zachować rdzeń drużyny i to właśnie potencjał pierwszej siódemce trener Rombel spożytkował w pierwszych 30 minutach.

Właściwie udało się wykorzystać wszystkie atuty. Szymon Sićko uruchomił swoje przenośne działo i rzucał pod poprzeczkę z pułapu nieosiągalnego dla Austriaków. Michał Daszek gubił rywali swoim sprytem i mobilnością, Michał Olejniczak i pozostali rozgrywający szukali na kole Kamila Syprzaka. Przemysław Krajewski nie dość, że zasuwał jako obrońca, to jeszcze potrafił znaleźć się pod bramką nawet w ekstremalnej sytuacji. Jeśli ktoś zwątpił w kadrę, to po pierwszej połowie musiał uderzyć się w pierś. Chwilami Polacy spisywali się rewelacyjnie. Pomyłek z przodu było niewiele, Biało-Czerwoni stracili pierwszego gola z kontrataku pod koniec pierwszej części.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska sportsmenka na egzotycznych wakacjach. "Dlaczego nie"

Najwięcej obaw budził stan fizyczny Polaków. Z placu nie schodziła prawie cała wyjściowa siódemka, do ataku zmieniali się jedynie obrotowi. Trzeba było liczyć się z tym, że kryzys może nadejść. Rombel na ławce nie miał takiej jakości, większość zmienników powołał w trybie awaryjnym.

Polacy potrzebowali jeszcze interwencji Mateusza Korneckiego i lepszej współpracy w środku obrony, bo niezagrażający z dystansu Austriacy znajdywali drogę do skrzydłowych i obrotowego Fabiana Poscha. W końcu udało się trochę odczytać zamiary i efekt był piorunujący - łatwe gole rzucili niezawodni Arkadiusz Moryto i Krajewski. Było dobrze, nawet świetnie, ale nagle na własne życzenie zaczęła się nerwówka.

Rewelacyjny wcześniej Sićko postąpił bardzo lekkomyślnie w pogoni za uciekającym do kontry Nikolą Bilykiem. Lider Polaków znalazł się na drodze biegu i Austriak zahaczył o niego ręką rzucającą. Czuć było w powietrzu, że sędziowie zaraz wyciągną czerwoną kartkę. Duńczycy tylko upewnili się, obejrzeli zdarzenie na wideo i sięgnęli do kieszonki. Na 12 minut przed końcem Polacy zostali bez głównego egzekutora, na szczęście ze sporym pięciobramkowym buforem bezpieczeństwa.

Na zdjęciu: Michał Daszek
Na zdjęciu: Michał Daszek

Kto jeśli nie Michał Daszek mógł uspokoić grę? Gdy po polskiej stronie pojawiał się chaos, to właśnie zawodnik płockiej Wisły finalizował akcję. Wbrew obawom, presja nie związała nóg Arielowi Pietrasikowi, zmiennikowi Sićki. Koledzy przygotowali mu pozycję, a zawodnik wychowany w Luksemburgu dwa razy wziął przykład z bardziej ogranego kolegi i huknął z daleka.

Austriacy jakby przestali wierzyć w sukces, szczególnie gdy na cztery minuty przed końcem Kamil Syprzak zapewnił prowadzenie 35:29. Wszystko przypieczętował Przemysław Krajewski, jeden z bohaterów potyczki. Jeszcze długo będzie wspominało się okoliczności, ale najważniejsze, że Polacy uchylili drzwi do awansu. Zwycięstwo z Białorusią lub Niemcami zapewni wyjście z grupy. Drugie spotkanie 16 stycznia z naszymi wschodnimi sąsiadami.

W drugim wieczornym meczu Islandczycy wykorzystali w końcu swój niemały potencjał i pokonali Portugalczyków 28:24.

Austria - Polska 31:36 (14:17)
Austria:

Doknić (6/38 - 16 proc.), Hausle (3/7 - 42 proc.) - Frimmel 8, Posch 7, Weber 4, Hermann 3, Zeiner 3, Bilyk 3, Bozović 1, Zivković 1, Wagner 1, Dicker, Herburger, Ranftl, Dambock, Hutecek
Kary: 10 min. (Posch, Frimmel, Herburger, Zeiner, Bilk - 2 min.)
Karne: 6/7

Polska: Kornecki (11/40 - 28 proc.), Zembrzycki (0/2) - Moryto 9, Daszek 6, Sićko 6, Krajewski 6, Pietrasik 2, Olejniczak 2, Walczak 2, Syprzak 2, M. Gębala 1, Jędraszczyk, Komarzewski, Beckman, Bis, Pilitowski
Kary: 4 min. (Olejniczak, M. Gębala)
Karne: 3/4

***

Portugalia - Islandia 24:28 (10:14)

Najwięcej bramek: dla Portugalii - Rui Silva, Viktor Iturriza - po 4, Fabio Magalhaes, Leonel Fernandes, Antonio Areia - po 3; dla Islandii - Sigvaldi Gudjonsson 5, Aron Palmarsson, Bjarki Mar Elisson, Gisli Thorgeir Kristjansson - po 4

ZOBACZ:
Ten rzut trzeba zobaczyć, sukces Polaków
Kolejny nowy zawodnik w Kielcach

Źródło artykułu: