Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że konfrontacja z Holendrami będzie spotkaniem o być albo nie być w ME 2022. Polacy zrobili jednak to, co nie udało im się od pięciu lat - pokonali reprezentację z europejskiej czołówki. I to w jakim momencie. Zwycięstwo ze Słoweńcami po horrorze i rzucie Michała Daszka niemal równo z syreną mogło właściwie zapewnić awans nawet w razie porażki z Holendrami.
Tu nie chodziło tylko o kolejne dwa punkty. W marcu reprezentacja Oranje sprowadziła Biało-Czerwonych na ziemię po całkiem udanych mistrzostwach świata, duet Luc Steins - Kay Smits dał się zapamiętać nie tylko z fenomenalnej ostatniej akcji, która dała Holendrom zwycięstwo i wprowadziła dużo niepokoju wśród Polaków przed ostatnią fazą eliminacji.
We Wrocławiu kadrowicze Patryka Rombla nie radzili sobie z rywalami nieraz niższymi o głowę, szybkimi na nogach i bardzo dynamicznymi. W rewanżu Steins i Smits znowu przypomnieli o sobie, szczególnie ten pierwszy kręcił obrońcami i popisywał się takimi podaniami, że wypadało tylko przyklasnąć. Do przerwy rozgrywający, mierzący zaledwie 173 cm, rzucił cztery bramki i dołożył co najmniej drugie tyle asyst. Holendrzy to jednak nie tylko Steins, bo radzili sobie z polską obroną nawet gdy ich lider odpoczywał po jednym ze starć.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ten to ma fantazję! Fury tańczył topless i grał na gitarze powietrznej
Po polskiej stronie nie było aż tak wyraźnego lidera, ale Michał Daszek starał się, by kibice zapamiętali kolejny jego występ na prawym rozegraniu. Pod presją, przy sygnalizacji gry pasywnej, piłka wędrowała właśnie do Daszka, a ten... potwierdzał, że chyba nie ma układu nerwowego. M.in. z miejsca rzucił nad bodaj poczwórnym blokiem w samo okienko! Nawet jeśli nie bombardował, to szukał na prawej stronie Arkadiusza Moryty.
Wynik 17:16 mógł być powodem do niepokoju nie tylko ze względu na słabą dyspozycję obrony i bramkarzy. W Europie trwały też ostatnie boje w pozostałych grupach i Polacy mogli jeszcze zostać wyrzuceni za burtę ME 2022. Naprawdę nieciekawie zrobiło się w 36. minucie.
Polacy znowu byli ze skutecznością na bakier, a Steins... grał jak Steins. Kiedy nikt się nie spodziewał, obsługiwał kolegów wymyślnym podaniem. W ten sposób wykreował sobie lidera na kole, Samir Benghanem co rusz znajdował sposób na Korneckiego. Napisać, że wynik 23:18 wprowadził niepokój, to jak przemilczeć temat.
Sprawy w swoje ręce znowu wziął Daszek, wspierał go przedzierający się jak taran Tomasz Gębala. Im bliżej końca, tym Polacy bardziej ryzykowali. Z drugiej strony jak odrabiać straty, skoro z tyłu nie pomagają bramkarze i marnuje się dogodne okazje? Tylko przez chwilę, po rzutach - a jakże - Daszka i Gębali - sukces Oranje był zagrożony (24:24). Steins i spółka nie pozwolili, by ktoś dobrał się do skóry, ciągle wyprowadzali obronę w pole. Rzut z dystansu Rutgera ten Velde ostatecznie przypieczętował zwycięstwo.
Już na kilka minut przed końcem zaczęło się nerwowe sprawdzanie rezultatów z innych grup. Rywale - chcąc nie chcąc - zagrali dla Polaków i uratowali im awans do ME 2022. Chociaż powodów do chwały praktycznie nie ma.
Holandia - Polska 32:30 (17:16)
Holandia: Ravensbergen 1, van der Beucken - L. Steins 6, Benghanem 6, K. Smits 8, Schagen 3, J. Smits 2, Ten Velde 4, Smit 1, Baijens 1, Sluijters 1, I. Steins, Schoenaker, Jerry, Kooijman, J. Baijens
Karne: 1/1
Kary: 10 min. (D. Baijens - 4 min., Smits, L. Steins, Benghanem - po 2 min.)
Polska: Morawski, Kornecki -T. Gębala 6, Daszek 5, M. Gębala 5, Sićko 3, Moryto 6, Olejniczak 3, Walczak 1, Przybylski, Chrapkowski, Ossowski, Czuwara
Karne: 3/3
Kary: 10 min. (Walczak - 4 min., Daszek, M. Gębala, Przybylski - po 2 min.)
ZOBACZ:
Rywale zagrali dla Polaków
Zagłębie musi czekać na złoto