Z jednej strony gigantyczne doświadczenie i dziesiątki tytułów, z drugiej wielki talent i serce do gry. Michał Jurecki i Maciej Zarzycki są na zupełnie różnych etapach kariery, ale w sezonie 2020/21 akurat coś ich łączy. Wokół nich kręci się gra Azotów i Gwardii.
Jurecki wrócił do Polski - chyba jednak nie w pełni usatysfakcjonowany - po roku we Flensburgu. Zbliżając się do końca przygody z piłką ręczną, zamierza ponownie wprowadzić puławian na podium (a może zepchnąć niżej Wisłę?). - Nawet nie spodziewałem się, że po przyjściu Michała tyle się zmieni. Mamy w końcu naturalnego lidera, którego czasem nam brakowało. Gdy trzeba, Michał jest osobą, która obok trenera udziela nam wskazówek, stał się jakby jego prawą ręką. Potrafi na nas krzyknąć na treningu i od razu jakość zajęć poszła do góry - tłumaczy obrotowy Łukasz Rogulski.
Wielokrotny reprezentant Polski znakomicie zaczął sezon. Na inaugurację z Grupą Azoty Tarnów rozdzielał piłki jak za najlepszych kieleckich czasów, kilka dni potem zaaplikował MMTS-owi Kwidzyn osiem bramek. W wieku prawie 36 lat nadal przerasta resztę ligi o głowę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 3,5-latka największą fanką Rafała Majki
14 lat młodszy Zarzycki w porównaniu z Jureckim to szczypiorniakowy osesek, ale w odmłodzonej Gwardii jego wkład w grę jest niebagatelny. Mało kto w Superlidze tak kręci obrońcami i rzuca równie efektowne bramki z dystansu. - Nie ma co ukrywać, Maciek powinien być liderem naszych rywali. Zapewnia im bramki i asysty, ale nie możemy zapomnieć o reszcie, Gwardia ma więcej atutów - ostrzega Rogulski.
Pomimo letnich zawirowań opolanie zaczęli sezon bardziej niż przyzwoicie, po dobrych występach pokonali Piotrkowianina i Chrobrego. Nie zrobili jednak tak dobrego wrażenia jak Azoty, które z Jureckim w roli głównego dyrygenta wysłały w Polskę wiadomość o swojej mocy. W ostatni weekend MMTS Kwidzyn nie zdążył rozgrzać się na dobre, a już było po meczu.
- Spodziewaliśmy się większego oporu, ale cieszę się, że nie zostawiliśmy dużo sił na parkiecie przed spotkaniem z Gwardią. Czujemy się coraz lepiej, przeszliśmy na bardziej skandynawsko-niemiecki styl gry, który chyba nam odpowiada. Nasza postawa na początku sezonu to nie tylko zasługa Larsa Walthera, ale też jego asystenta Michała Skórskiego, który prowadził nas w zeszłym sezonie. Przed pandemiczną przerwą wszystko zaczynało się zazębiać, wniósł sporo do drużyny, poza tym nie doszło do diametralnych zmian w przerwie letniej i teraz zbieramy tego owoce - mówi Rogulski, który bardzo udanie rozpoczął rozgrywki (13 bramek w dwóch meczach).
Oczy kibiców w Opolu będą zwrócone też na jeszcze jedną postać. Mateusz Zembrzycki rósł u boku Adama Malchera, aż wyfrunął z gniazda skuszony perspektywą walki o wyższe cele w Puławach. Co jak co, ale po tylu wspólnych latach będzie skarbnicą wiedzy o Gwardzistach.
Miejscowi liczą z kolei, że przynajmniej w małym stopniu drużynę wspomoże kontuzjowany Mateusz Jankowski. Kapitan dochodzi do siebie i jeśli zagra, to raczej na krótkim dystansie.
KPR Gwardia Opole - KS Azoty Puławy / 18.09.2020, godz. 20.45
ZOBACZ:
Mlakar znów zmienia klub
Łomża VIVE wypuściła wygraną