O ile pierwsza połowa zwiastowała emocje, to po przerwie Renato Sulić i spółka punktowali błędy MMTS-u. Chorwat rzucił cztery bramki z rzędu, za jego przykładem poszli koledzy i w 45. minucie Nafciarze prowadzili 25:15. Nic nie zmienił czas na żądanie trenera Zinczuka - kwidzynianie odbijali się od Adama Morawskiego albo sami popełniali błędy w ataku, zaledwie trzy razy trafili do siatki w ciągu 20 minut.
W końcówce trener Sabate mógł do woli korzystać ze zmienników, a jego zawodnicy pozwalali sobie na efektowne zagrania. Ich przewaga nie podlegała dyskusji, w ataku pograł nawet Konstantin Igropulo, przez większość sezonu wykorzystywany jedynie jako egzekutor karnych.
MMTS zasługiwał na pochwały tylko przed przerwą, bo długo dotrzymywał Wiśle kroku. Kacper Adamski, dobrze znany w Płocku, zaskakiwał Morawskiego i utrzymywał się wynik w granicach remisu. Kryzys przyszedł dopiero po wykluczenia dla kwidzynian. Dmytro Zinczuk ryzykował, wycofywał bramkarza, ale nie przynosiło to korzyści. Wręcz przeciwnie - Nafciarze seryjnie kierowali piłkę do opuszczonego posterunku.
ZOBACZ: Mistrzowska druga połowy Perły Lublin
ZOBACZ: VIVE rozbił Chrobrego
Orlen Wisła Płock - MMTS Kwidzyn 37:21 (18:14)
Orlen Wisła: Morawski - Daszek 5/2, Stenmalm 4, Zdrahala, Matulić 2, Ruiz, Piechowski 1, Susnja 3, Szita, Mihić 5, Igropulo 2, Sulić 8, Czapliński 4, Mindegia, Mlakar 3
MMTS: Dudek, Matlęga - Grzenkowicz, Orzechowski 1, Kryński 1, Peret 4, Adamski 4, Biegaj 2, Guziewicz 2, Netz 1, Ossowski 1, Potoczny 4, Landzwojczak 1
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: doznała kontuzji kolana i… Sama je sobie nastawiła!