[b]
Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Po dwóch latach nieobecności Wisła wróciła do grona szesnastu najlepszych drużyn Europy. Do ćwierćfinału nie awansowała jednak jeszcze nigdy. Teraz się uda?
Jose Guilherme de Toledo, rozgrywający Orlen Wisły Płock[/b]
: Nasz awans nie będzie żadnym cudem. Mimo przegranej z Pickiem zachowaliśmy szanse na wygranie dwumeczu, a wynik jest wg mnie totalnie otwarty. To nie jest koniec rywalizacji, bo ona trwa 120 minut, nie 60. Teraz plan mamy prosty: pojechać do Szegedu, walczyć z całych sił i wygrać. Wiemy, że Pick to bardzo dobry zespół, może i od nas lepszy, ale to nie będzie cud, jeśli wygramy. Możemy to zrobić; wiem, że jesteśmy w stanie tego dokonać.
Pierwszy mecz i porażka dwoma bramkami to dla was duży zawód?
No tak, wynik na pewno nie jest tak dobry, jak oczekiwaliśmy przed meczem. Nie chcieliśmy przegrać w domu, ale taka jest piłka ręczna: wygrywa ten, kto popełni mniej błędów, a my zrobiliśmy ich w niedzielę sporo. Tak być nie powinno. Przegraliśmy dwiema bramkami, ale zagraliśmy całkiem dobry mecz, zwłaszcza w obronie, która jest teraz naszym największym atutem. W ataku za to popełniliśmy zdecydowanie za dużo błędów. Jasne, Pick bronił dobrze, ale my traciliśmy piłki za łatwo. To nie może powtórzyć się w rewanżu. I dlatego jestem trochę rozczarowany, bo przegraliśmy przez swoje słabości. Teraz musimy popracować z naszym trenerem Xavim, by wyeliminować je przed niedzielą.
Muszę dodać też, że świetnie było zagrać w naszej hali przy takiej atmosferze. To była czysta przyjemność. Dziękujemy za to i liczymy na więcej.
Skąd wzięła się ta dysproporcja między waszą bardzo mocną obroną i dość niepewnym atakiem?
To prawda, już od jakiegoś czasu widać, że lepiej nam idzie w obronie niż w ataku. Widzieliśmy to w meczu z Szegedem, gdzie w ofensywie przydarzyło nam się dużo wpadek. Z drugiej strony jesteśmy zadowoleni z naszej obrony, która jest dla nas kluczowa. Chcemy równać do niej poziomem w ataku. Na treningach poświęcamy jednak tyle samo czasu na obie te rzeczy, więc nie wiem, skąd to się wzięło.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Sporo wolnych miejsc na PGE Narodowym. Ceny biletów na mecze kadry zbyt wysokie?
Ostatnim razem Wisła w TOP16 znalazła się pod wodzą innego hiszpańskiego trenera - Manolo Cadenasa. Ale według Petara Nenadica gdyby nie Hiszpan, mogłaby być jeszcze wyżej. Prawda?
Wyjaśnię to bardzo wyraźnie: bierzemy pieniądze za grę i trenowanie. Jeśli ktoś nie chce trenować, tylko brać łatwe pieniądze, nie ma dla niego miejsca w naszym sporcie. Tak jest zresztą w całym życiu. Jeśli Petar mówi, że Manolo blokował Wisłę, to znaczy, że nic nie rozumie. Nie zgadzam się z nim w całości. Naszym zadaniem jest, by trenować na 100 proc. i być w najwyższej formie. Manolo pomagał nam w tym znakomicie i wg mnie było zupełnie odwrotnie, jak mówił Petar. Trener zrobił tu świetną robotę, pchał nas do przodu, tak, jak robi to teraz Xavi. Niestety, Manolo musiał odejść z Wisły z powodów politycznych, co wg mnie było złą decyzją klubu.
Teraz Wisła idzie w stronę hiszpańskiej szkoły piłki ręcznej i hiszpańskojęzycznej szatni. To dobra droga?
Myślę, że tak. Dla klubu i dla mnie. Ale myślę też, że nawet teraz wszyscy mamy dość podobne spojrzenie na handball, jesteśmy dobrym zespołem - tak na parkiecie, jak i w szatni. Po sezonie przyjdą nowi gracze i to dobrze, że łatwiej im będzie się zaadaptować, bo jest hiszpański trener, więc powinniśmy grać dobrze od początku sezonu, ale teraz też stać nas na wiele. A miejmy nadzieję, że z sezonu na sezon będzie jeszcze lepiej! Chcielibyśmy powtórzyć wynik w Lidze Mistrzów i sprawić, by to była norma, że Wisła znajduje się na tym poziomie.
Zdziwił mnie pan, że wolał rozmawiać po angielsku niż po hiszpańsku.
Tak, wolę język angielski, choć hiszpański jest bardzo podobny do portugalskiego, mojego ojczystego. Oczywiście potrafię mówić po hiszpańsku, moja dziewczyna jest Hiszpanką, grałem tam półtora roku, ale i tak wolę angielski. Choć w przyszłym sezonie na pewno przyda się hiszpański.
Aż taka różnica pomiędzy hiszpańskim a portugalskim?
Nie o to chodzi. Myślę, że to trochę jak z polskim i czeskim - są do siebie bardzo podobne, ale jednak zupełnie różne. Do tego portugalski z Portugalii i portugalski z Brazylii to też nie do końca to samo. Weźmy chociaż inaczej wymawiane "s" i "sz" na końcu słowa. W Portugalii powiedzą "Dani Alvesz", w Brazylii "Dani Auves" , dodatkowo z "u". Albo też w ogóle inne słowa, bo np. bramkarz to po portugalsku "guardameta", a ja mówię "goleiro" - też po portugalsku, ale z Brazylii. I takie przykłady można mnożyć. Podobnie będzie w hiszpańskim. Niby ten sam język, a inny będzie w Europie, inny w Argentynie, jeszcze inny w kolejnych krajach Ameryki.
Wróćmy do piłki ręcznej. Mówiliśmy o kolejnym sezonie, bo od niedawna wiadomo, że zostanie pan w Płocku na kolejny rok.
Tak, teraz już na pewno. Przynajmniej na kolejny sezon. Wcześniej podpisaliśmy umowę 1+1, teraz dołożyliśmy kolejny rok. Po mistrzostwach świata w Niemczech i Danii dostałem parę ofert, to prawda, ale nic specjalnego, nic lepszego niż Wisła. A nawet gdyby zgłosił się jakiś większy klub, nie wiem czy chciałbym się ruszać. Moje serce jest tutaj, przedłużenie umowy było łatwą decyzją.
Dyrektor Wiśniewski śmiał się, że nie powstrzymała pana nawet pogoda.
Bo to dla mnie żaden problem! Jedyny jest wtedy, kiedy nie ma słońca przez kilka dni, a to się u was zdarza. Wtedy mi tego brakuje. Jestem przyzwyczajony do ciepła i dużo słońca. Z temperaturą sobie poradzę, po prostu cieplej się ubiorę, ale na słońce nic nie poradzę. Śnieg też mnie nie pokonał. Choć w Brazylii widziałem go może z raz, w górach.
W tym sezonie mieliście lepsze i gorsze momenty. Wydaje się, że od pewnego czasu nabraliście jednak wiatru w żagle po nie do końca udanej pierwszej części sezonu. Co się zmieniło?
Nie ma takiego jednego wydarzenia. Myślę, że złożyło się wiele rzeczy: na dobre załapaliśmy taktykę, która w takcie sezonu trochę się zmieniała, teraz stała się dla nas bardziej oczywista. Ustabilizowaliśmy pewne rzeczy. Odnieśliśmy też super zwycięstwo w Silkeborgu, uwierzyliśmy w siebie i poszło.
Wspomniał pan już styczniowe mistrzostwa świata: pan zdobył na nich 37 bramek, Brazylia najwyższe w historii 9. miejsce. Mogło być lepiej?
Tak, zagrałem dobre mistrzostwa. Po nich kilka klubów do mnie zadzwoniło, ale kiedy Wisła zapytała czy zostanę, szybko powiedziałem "tak". Dla kadry to był super czas. W końcu jesteśmy najlepszą drużyną spoza Europy! Teraz będziemy walczyć o udział w Igrzyskach w Tokio. Prawdopodobnie o bilet zagramy z Argentyną, a te mecze, podobnie jak w piłce nożnej, są naprawdę gorące, zawsze twarde, zawsze na kontakcie.
Po mistrzostwach pojawiły się głosy, że lepiej panu idzie w reprezentacji niż w Wiśle.
Nie zgadzam się! Trudno to w ogóle porównywać, bo gramy w innych stylach. W Bazylii mamy tą swoją obronę 5-1, przeciwko której rywale grają rzadko i czasem głupieją. W ataku gramy bardo szybko. Dobrze się czuję w takiej grze. W Płocku też czuję się komfortowo, ale gramy inaczej. Dobrze pracuje mi się z Xavim, podobnie jak było z Piotrem (Przybeckim - red.) oraz Manolo. Oba style mi pasują. Robię wszystko, by grać tak samo dobrze i tutaj, i tutaj. Wszędzie zostawiam na parkiecie 100 proc. z siebie. Więc nie widzę tego w ten sposób.
Na drugiej stronie Jose de Toledo mówi o rozwijającej się reprezentacji Brazylii, gorących głowach Brazylijczyków, rzuconych studiach i wyzwaniu, jakim jest rozłąka z rodziną i gra z dala od domu.
[nextpage]Reprezentacja Brazylii to jedna z najszybciej rozwijających się kadr świata, ale o samej piłce ręcznej w pana kraju to już chyba tak nie powiemy?
Było ciśnienie na igrzyska w Rio, a po turnieju wszystko się zmieniło. Głównie dlatego, że sponsorzy obcięli lub w ogóle wstrzymali finansowanie. To spowodowało, że wróciliśmy do czasów, gdy naszej kadrze jest bardzo trudno. Z drugiej strony, faktycznie, wyniki są coraz lepsze. Mam nadzieję, że nasz sukces w Niemczech pomoże. Mamy młody zespół, więc perspektywy nie są najgorsze.
Coraz więcej Brazylijczyków gra w Europie. Stąd ten progres?
Walczyliśmy o to od długiego czasu. Tak samo, jak walczymy o lepszą ligę w Brazylii, która teraz jest półprofesjonalna. Niektóre kluby trzymają standardy, inne w ogóle. Najlepsi gracze muszą wyjeżdżać. A, naprawdę, mamy wielu wspaniałych zawodników, tyle że każdy z nich musi emigrować, by grać na dobrym poziomie. Nie każdy tego chce. A to dla nas jedyna droga. Myślę, że ją nieco otworzyliśmy: Thiagus Petrus, Langaro, ja..
Jesteśmy pierwszą generacją po długim czasie, która przebiła się na tak dużą skalę. I mamy tego efekty. Mieliśmy też bardzo dobrego trenera w kadrze - Jordi Ribeirę, który ma wiele kontaktów i pomógł nam w tym. Zaczęliśmy więc osiągać wyniki, a w Brazylii "sprzedajemy się" jako wojownicy. I chcemy to pokazywać na parkiecie.
Wojownicy z gorącą krwią?
Tak, zgadzam się, Mamy taką mentalność, że jeśli ktoś ciągle nas uderza, uderza, uderza, to w końcu oddamy ze zdwojoną siłą. Nie będziemy stać biernie. Ale to właśnie dzięki temu chcemy zawsze być najlepsi. Jasne, inni gracze, Polacy, też chcą, ale my robimy to w trochę inny sposób. Chcemy dać coś więcej, udowodnić coś, pokazać się światu, walczyć dla naszej dyscypliny. Jak mówiłem, chcemy "sprzedawać się" jako wojownicy.
Ale czasem obraca się to przeciwko wam. Dość często ogląda pan czerwone kartki, "najgłośniejszy" pana faul to ten na Krzysztofie Lijewskim.
Piłka ręczna to czasem brutalny sport i faule się zdarzają. To normalne. Lijewski? To stara historia. Przeprosiłem go, uważam to za zamknięty rozdział. To świetny zawodnik i to był mój błąd, przyznaję.
A co do innych sytuacji: są w piłce ręcznej zasady: jeśli ktoś jest nie fair w stosunku do mnie, bądź moich kolegów z drużyny, mojej rodziny, którą teraz jest Wisła, to może liczyć się z rewanżem. Każdy z drużyny walczy za też za swoich kolegów. Czasem na granicy przepisów. Mówię np. o Bukareszcie.
Gra na drugim końcu świata od domu to duże wyzwanie dla człowieka?
To trudne być stale 10000 kilometrów od domu, który odwiedzasz raz czy dwa w roku. Musimy być naprawdę silni mentalnie. Znam przypadki takich, którzy wyjechali, nie wytrzymali, pieniądze zrobiły swoje, ale proszę mi uwierzyć, większość z nas traktuje to jako wielką szansę, szansę na zmianę swojego życia. Każdy z nas daje więc z siebie maksa. Chcemy więcej, więcej, więcej...
Znając absurdalne historie brazylijskich piłkarzy, ciężko w to uwierzyć...
Pewnie, sam lubię poimprezować, ale kiedy gram dla klubu, muszę być profesjonalistą. Nie jestem piłkarzem nożnym, oni mają zupełnie inne życia, może nie są mniej profesjonalistami, ale są inni. Zarabiają masę pieniędzy, nie mogę powiedzieć o nich złego słowa, robią, co chcą, ale ja jestem szczypiornistą, zawodowcem i myślę, że my działamy trochę inaczej niż oni. Podążam za zasadami, jakie dostałem od mamy i których nauczyłem się w szkole, że jest czas na wszystko: także na imprezę, ale i na pracę. Wszystko jest dozwolone, ale pod kontrolą i w odpowiednim czasie.
Przygotowując się do wywiadu, obejrzałem brazylijski film "Loveling". Traktuje właśnie o młodym piłkarzu ręcznym, chcącym grać w Europie i pokazuje, jak trudna jest rozłąka. Zwłaszcza dla rodziców.
Słyszałem o tym filmie. Dużo w nim prawdy. Gra w piłkę ręczną to czasem jedyny sposób, by odmienić życie. Można by wstawić w miejsce głównego bohatera mnie czy każdego innego mojego kolegę z reprezentacji i zawsze obraz byłby prawdziwy. Mam 25 lat, jestem najmłodszy w rodzinie, i wiem, że mama wciąż bardzo za mną tęskni w domu. To wymagające dla nas, bo nie widzimy się przez naprawdę długi okres. W końcu jednak rodzice zgodzili się na mój wyjazd, zrozumieli, że to mój wybór, moje życie; że kocham piłkę ręczną i mogę z tego żyć. Poza tym rodzice też chcą widzieć swoje dziecko szczęśliwym. Ja jestem szczęśliwy, grając w piłkę ręczną.
A była jakaś inna opcja?
Mogłem być... prawnikiem. Studiowałem prawo na uniwersytecie przez rok, ale wtedy zacząłem grać dla seniorskiej reprezentacji, dostałem ofertę gry w Hiszpanii, więc musiałem się na coś zdecydować. Nie mogłem tego połączyć, bo grałem w trzech kategoriach wiekowych na raz no i szykowałem się już do wyjazdu. Nie mogłem być na zajęciach. Porozmawiałem więc z moimi nauczycielami i zdecydowaliśmy, że lepiej będzie to przerwać i skupić się tylko na handballu.
Pierwszy kontrakt z Granollers podpisywałem i negocjowałem sam. Pomagał mi jedynie były wiceprezydent IHF. Gdy przenosiłem się do Płocka, był ze mną już menedżer, z którym współpracuję do teraz. Zawsze czytam jednak kontrakt, mam jakieś pomysły, ale chciałem wynająć kogoś z większym doświadczeniem.
Adaptacja do europejskiej kultury była łatwa?
Moja mama bardzo się o to martwiła. Zastanawiała się nad wszystkim, co mnie czeka. Na pewno pomogło mi to, że najpierw trafiłem do Hiszpanii. Ta różnica nie była aż tak ogromna, szybko poznałem język. Polubiłem to miejsce, dobrze wpasowałem się do zespołu. Podobnie jest w Płocku. Ludzie w klubie i poza nim robią wszystko, byśmy czuli się tutaj bardzo dobrze. Dlatego też zostaję rok dłużej. Musisz czuć się szczęśliwym w miejscu, gdzie grasz. Wtedy widać to też na parkiecie.
W Polsce coś pana zdziwiło?
To, jak bardzo Polacy są zamknięci w sobie. Zupełnie inni niż Brazylijczycy. Myślę, że po prostu trzeba o wiele bardziej zapracować na zaufanie Polaka, ale gdy ci się już uda, zyskujesz przyjaciela na całe życie, na którym możesz zawsze polegać. W Brazylii ciężej o tak zażyłą relację.
Jeśli popatrzymy na brazylijski sport, na pierwszy rzut oka jest on bardzo silny: piłka nożna, siatkówka, ręczna. Ale jeśli przyjrzymy się bliżej, zobaczymy puste stadiony i brak pieniędzy. Ładnie wygląda tylko na zewnątrz.
Zgadzam się w zupełności. Tak naprawdę w Brazylii liczy się tylko piłka nożna. Kiedy idziesz na finały ligi szczypiornistów, nawet połowa hali nie jest wypełniona. To smutne i rozczarowujące dla nas. Rok temu wspólnie z innymi zawodnikami wystosowaliśmy manifest, by poprawić sytuację piłki ręcznej w naszym kraju. Była skierowana do byłego już prezydenta federacji. Nie było pieniędzy na nic, wiemy, że w grę wchodziła też korupcja. Teraz sprawy układają się już lepiej, ale nawet gdyby nie - już nic nie możemy zrobić. Tylko grać dobrze, walczyć i reprezentować kraj.
Sport obrazuje chyba sytuację całej Brazylii - z jednej strony Pele, Copacabana i karnawał, z drugiej fawele, bieda i korupcja.
Może coś w tym być. Bo Brazylia to znacznie więcej niż te rzeczy, to przede wszystkim natura - największy las świata, gatunki zwierząt, które żyją tylko u nas, mamy góry, wspaniałe plaże - ale też ludzie: ich różnorodność, wszystkie kolory skóry, kultury... Tak, większość z nich jest biedna, ale wciąż z uśmiechem na twarzy. W Brazylii można zobaczyć tak wiele! Jest pięknie! Ta różnorodność to najcenniejsze, co mamy.
Chyba dlatego gdyby zapytać dziesięć osób czy wolałoby mieszkać w Polsce czy Brazylii, jedenaście postawiłoby na tę drugą opcję, licząc na ciepło, plaże i dobre drinki. Pan idzie pod prąd.
Ha ha! Tak może być! Ale musimy pamiętać, że to nie jest pełen obraz Brazylii. A swoją drogą - Płock to wcale nie takie złe miejsce! Moi rodzice raz odwiedzili mnie tutaj i bardzo im się podobało, mnie także. Miasto jest raczej małe, ale dzięki temu ma swoje uroki. Jest tutaj wszystko, czego potrzeba. No i jest piłka ręczna.