PGE VIVE zdążyło przyzwyczaić kibiców w Polsce, że jego mecze w PGNiG Superlidze Mężczyzn to dość jednostronne pojedynki. MMTS-owi nie pomogła nawet osoba trenera, którzy przez 4,5 roku pracował w Kielcach, czyli Tomasza Strząbały.
Jeśli ktoś miał złudzenia, czy miejscowi zdołają się jakkolwiek przeciwstawić rywalom, odpowiedź otrzymali niemal natychmiast po pierwszym gwizdku arbitrów z Płocka. Gospodarze w ogóle nie radzili sobie w ataku pozycyjnym. Ich pozycje rzutowe można było policzyć dosłownie na palcach jednej dłoni. Mistrzowie Polski bardzo sprytnie ustawiali się w obronie. Jak już piłka trafiała do zawodnika z pierwszej linii, natychmiast doskakiwało do niego 2-3 kielczan. Kontra w wykonaniu przyjezdnych stała się chlebem powszednim.
Strząbała trząsł ze złości przy bocznej linii, widząc ciągłą nieporadność swojego zespołu. Trudno mu się dziwić. Na czasach nie brakowało mocniejszych słów, także tych niecenzuralnych. Niby drużyna ze stolicy województwa świętokrzyskiego to też ludzie, ale długimi fragmentami wyglądali jak precyzyjne do bólu roboty. Nie musieli się specjalnie gimnastykować. Trudno także mówić nawet o jakiejś wysublimowanej taktyce, ot dojście do pozycji i rzut. Kwidzynianie mieli problem nawet z powrotem do defensywy. Idealnym podsumowaniem pierwszych trzydziestu był rzut do pustej bramki przez cały parkiet w wykonaniu Vladimira Cupary.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Piątek szokuje. "W jednej akcji potrafi trafić dwa razy"
MMTS potrafił po zmianie zagrać bardziej niekonwencjonalnie. Przynajmniej kilka razy zdołał rozmontować formację obronną potentata, zaskakując podaniem na czystą pozycję na skrzydło, czy do obrotowego. Ten nie był jednak już tak skoncentrowany, jak przed przerwą, co niewątpliwie ułatwiało im zadanie. Przykładem tego była osoba Marko Mamicia. Rozgrywający PGE VIVE najpierw nogą zatrzymał podanie gospodarzy, a po kilku chwilach ponownie usiadł na ławce kar za zbyt ostre zachowanie przy własnym polu bramkowym.
W pewnym momencie wydawało się, że drugie trzydzieści minut może skończyć się niespodziewanym remisem. Nie mówiąc już o tym, że zdobycie czterdziestu bramek przez przyjezdnych stawało się wręcz misją niemożliwą. Ale wystarczyło kilka przechwytów, by przewaga gości zaczęła rosnąć w ekspresowym tempie. Trudno się dziwić, jeśli na 5 minut przed końcem skuteczność gospodarzy w obronie sięgała, bagatela, zaledwie 13 procent. Dwudzieste zwycięstwo PGE Vive w lidze stało się faktem.
Czytaj również: PGNiG Superliga: Arka zdewastowana w Płocku
PGNiG Superliga Mężczyzn, 20. kolejka:
MMTS Kwidzyn - PGE VIVE Kielce 22:39 (9:20)
MMTS: Szczecina, Dudek - Orzechowski 2, Kryński 1, Krieger 4, Peret 1, Adamski 3, Szczepański, Rosiak, Nogowski 2, Guziewicz 1, Ossowski 1, Potoczny 6 (3/3), Landzwojczak 1, Przytuła.
Karne: 3/3.
Kary: 8 min. (Krieger, Przytuła, Rosiak, Szczepański - 2 min.).
PGE VIVE: Ivić, Cupara 1 - Bis 3, Jachlewski 2, Janc 8 (1/2), Lijewski 1, Jurkiewicz 2, Kulesz 3, Moryto 8 (4/5), Mamić, Cindrić 4, Fernandez Perez, Karalek 7.
Karne: 5/7.
Kary: 6 min. (Mamić - 4 min., Bis - 2 min.).
Sędziowie: Leszczyński, Piechota (obaj z Płocka).
Widzów: 1300.