Zawodniczki Arki Gdynia miały bardzo trudne wejście w sezon. - Mamy młody zespół, w którym są tylko dwie doświadczone zawodniczki - Beata Kowalczyk i Kasia Kołodziejska. Ja sama tak naprawdę grałam cały sezon rok temu i dużo się nauczyłam, ale też wiele nauki przede mną. Nie żałuje, że wróciłam do Gdyni. Tutaj tez spędzam minuty na boisku, a w tym momencie są mi bardzo potrzebne do dalszego rozwoju - powiedziała Aleksandra Dorsz.
Z gdyńskiej drużyny odeszło mnóstwo zawodniczek. Miało to wpływ na wyniki na początku rozgrywek. - Zespół zmienił się mocno i musiałyśmy się zgrać, a do tego jest potrzebny czas. Teraz działa on na naszą korzyść i mam nadzieję, że z meczu na mecz gra Arki będzie wyglądać coraz lepiej - stwierdziła Dorsz.
Wcześniej, gdy wychowanka gdyńskiego klubu grała w Vistalu, była druga na swojej pozycji. Teraz jest pierwszą kołową. - Na pewno spoczywa na mnie większa odpowiedzialność wyniku, ale nie jestem sama i mam duże wsparcie od Kingi Gutkowskiej i od Martyny Borysławskiej, jak i również od starszych dziewczyn. Większa presja na wynik daje mi tylko większą motywację, żeby dawać z siebie jeszcze więcej na treningach i na meczach - zdeklarowała Aleksandra Dorsz.
W najbliższej kolejce, Arka zmierzy się ze Startem Elbląg. W ostatnim czasie Dorsz grała własnie w tym klubie. - Dzięki wypożyczeniu do Startu zrobiłam krok do przodu w moim rozwoju. Jestem za to bardzo wdzięczna elbląskiemu klubowi, ale teraz gram w Gdyni i na tym się skupiam. Mam w Elblągu dużo koleżanek, ale na meczu o tym się nie myśli. Do spotkania ze Startem na pewno podejdę tak, jak do każdego innego. Jak to kiedyś pewna osoba powiedziała: piłka ręczna jest kobietą. Wszystko może się zdarzyć, a my będziemy starały się uzyskać jak najlepszy wynik w sobotę - podsumowała kołowa.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Różnica klas w "świętej wojnie". Pewna wygrana PGE VIVE Kielce