Jeszcze zanim wybrzmiał pierwszy gwizdek to spotkanie już przeszło do historii. Absurd. Kiepski żart. Kpina. Parodia. Niedorzeczność. Określenia można mnożyć w nieskończoność. W wyniku zamieszania z terminarzem i faktu, że Rhein-Neckar Loewen dużo bardziej zależy na odniesieniu sukcesu w Bundeslidze niż Lidze Mistrzów, żółto-biało-niebieskim w pierwszym meczu 1/8 finału rozgrywek przyszło się mierzyć z... trzecioligowcami.
Miał być wielki hit, tymczasem do stolicy województwa świętokrzyskiego przyjechali zupełnie anonimowi zawodnicy. Dość powiedzieć, że dwaj najbardziej doświadczeni gracze w tym sezonie zagrali w sumie w sześciu starciach Ligi Mistrzów i zapisali na swoim koncie całe dwie bramki. Widzowie w dwudziestu krajach zamiast wyrównanego starcia zobaczyli więc jak kielczanie rozbijają rywali w puch.
Trenerzy drugiego zespołu Lwów bali się, że ich zawodnicy będą przytłoczeni atmosferą panującą w hali i że w zderzeniu z utytułowanymi rywalami okażą się bezradni i w efekcie stracą aż... sześćdziesiąt bramek. Chociaż różnica między osiągnięciami i umiejętnościami szczypiornistów obu ekip widoczna była już od pierwszych minut spotkania, to goście starali się być bardzo aktywni. Widać było, że cieszą się grą, a po każdej udanej akcji ławkach rezerwowych eksplodowała z radości.
Kielczanie szybko przejęli kontrolę nad pojedynkiem. Na początku Lwy ambitnie walczyły, ale z każdą upływającą sekundą tracili entuzjazm. Mistrzowie Polski grali czujnie w obronie i bez większych problemów wykorzystywali błędy przeciwników. Ci zaś popełniali ich całkiem sporo, więc PGE VIVE wyprowadzało kontrę za kontrą. Po trzydziestu minutach gry szczypiorniści Tałanta Dujszebajewa wygrywali już trzynastoma trafieniami - 21:8.
Na realizowanie marzeń nigdy nie jest za późno - według tej dewizy w 35. minucie w rozgrywkach Ligi Mistrzów zadebiutował... 38-latek. Patrick Jahnke pracuje już jako trener, ale w Kielcach wszedł na boisko, by spróbować obronić rzut karny. Nie udało mu się to, ale przynajmniej wzbogacił swoje CV. W końcu człowiek uczy się przez całe życie.
Nauką dla rezerw Lwów była też cała druga połowa spotkania. O zmianie obrazu gry nie mogło być mowy, bo kielczanie cały czas pewnie kontrolowali i systematycznie powiększali wynik. Niemcy za to często oglądali plecy biegnących do kontrataków gospodarzy.
Największe owacje w całym spotkaniu otrzymał... Miłosz Wałach. W barwach Lwów zadebiutował 38-latek, za to w szeregach żółto-biało-niebieskich szansę dostał 16-latek. Z powierzonego zadania wywiązał się w stu procentach, bo chwilę po wejściu na boisko obronił rzut karny. To się nazywa debiut marzenie. Ostatecznie po raz pierwszy w swojej historii kielecka siódemka złamała barierę czterdziestu trafień. Mistrzowie Polski zwyciężyli 41:17.
Liga Mistrzów, 1/8 finału:
PGE VIVE Kielce - Rhein-Neckar Loewen 41:17 (21:8)
PGE VIVE: Szmal, Wałach - Jurecki 7, Dujshebaev 5, Kus, Aguinagalde 1, Bielecki 3, Jachlewski 4, Strlek 7, Janc 3, Lijewski 3, Jurkiewicz 2, Zorman 1, Mamić 1, Bombac, Djukić 4
Karne: 4/5
Kary: 6 min. (Mamić - 4 min., Jachlewski - 2 min.)
Rhein-Neckar: Jahnke, Bauer, Boudgoust - Zweigner, Bechtold, Braun 3, Wichmann, Roeller 3, Trost 2, Schmiedt, Meyer, Bauer, Ganz 4, Keller 5, Kessler
Karne: 4/5
Kary: 8 min. (Keller, Ganz- po 2 min Zweigner, Bechtold - 4 min.)
ZOBACZ WIDEO Michał Kołodziejczyk: Podobała mi się Polska. Trudno to wytłumaczyć