W ostatnich latach zasada była prosta - jeśli Słoweńcy wybierali się na międzynarodowy turniej rangi mistrzowskiej, to niemal z marszu wskakiwali w buty czarnego konia. Sprostanie oczekiwaniom przychodziło im z różnym skutkiem, ale jak do grona zespołów, które mogą sprawić prawdziwą niespodziankę, nie zaliczyć ekipy dyrygowanej przez jednego z najlepszych rozgrywających na świecie, prawdziwego wirtuoza piłki ręcznej - Urosa Zormana?
Krew to jednak nie woda, a emocje i gorące głowy częściej Słoweńcom plany krzyżowały, aniżeli pomagały w ich realizacji. Dla rywali nigdy nie byli łatwymi przeciwnikami, bo do ich największych atutów można było zaliczyć nieprzewidywalność, szybkość i znakomitą technikę. Ta pierwsza cecha często wyprowadzała ich jednak na manowce - formą błysnęli między innymi na czempionacie globu w Hiszpanii, gdzie ostatecznie zajęli czwarte miejsce, ale już podczas mistrzostw Europy rozgrywanych w Polsce musieli pogodzić się z dopiero czternastą lokatą.
Na przekór wszystkiemu, to właśnie po zawieszeniu kariery reprezentacyjnej przez Zormana, Słowenia sięgnęła po jeden z największych sukcesów w historii. Podczas ostatnich mistrzostw świata zdobyła brązowy medal, a decydujący mecz miał niezwykły przebieg i zwariowaną końcówkę. Przez ogromną część pojedynku prowadzili Chorwaci i pewnie kontrolowali wynik.
Wysoka przewaga sprawiła jednak, że w ich szeregi wkradło się rozluźnienie i zamiast walczyć do końca, sprawdzali, ile minut zostało do ostatniej syreny. Słoweńcy to rozprężenie zauważyli i doskonale wykorzystali, odrabiając stratę siedmiu trafień. Upragniony medal sprawił, że ich pozycja znacznie wzrosła i już żadnego sukcesu nie będzie można rozpatrywać w kategoriach gigantycznej niespodzianki.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: tak strzela ksiądz. Dla zespołu z Ekstraklasy
[color=#000000]
[/color]
Dobry wynik Słoweńców był jednak tylko kwestią czasu - w końcu musiało się przecież opłacić posiadanie najbardziej obiecujących i uzdolnionych młodych zawodników w Europie. Malutki kraj położony nad Morzem Adriatyckim to prawdziwa kuźnia talentów. Niemal co sezon serca kibiców podbija nowy gracz, o którego zaraz biją się największe kluby w Europie.
Słoweńcy nie mają żadnych problemów z zachowaniem tak zwanej ciągłości pokoleniowej, bo młodych i ambitnych szczypiornistów jest coraz więcej, a sama piłka ręczna jest jednym z najpopularniejszych sportów w państwie. Prym w kształceniu wychowanków wiedzie oczywiście Celje Pivovarna Lasko, ale i w pozostałych ekipach młodzi dostają wiele szans.
Koniec kariery reprezentacyjnej Zormana sprawił, że na jedną z głównych gwiazd reprezentacji wyrósł Jure Dolenec. Do Chorwacji jednak nie pojedzie, bo po operacji kolana gra na mistrzostwach byłaby dla niego zbyt dużym obciążeniem. W szeregach Słoweńców zabraknie także innej ważnej postaci - Mateja Gabera.
Z mniejszymi lub większymi urazami mierzyło się ostatnio znacznie więcej reprezentantów, ale na kilka chwil przed turniejem każdy kłopot trenera to dla graczy dodatkowa motywacja, by dobrze zastąpić kontuzjowanych kolegów. W ostatnim sprawdzianie przed europejskim czempionatem podopieczni Veselina Vujovicia pokonali Serbów, a najlepszym zawodnikiem spotkania był autor ośmiu trafień - Blaż Janc. - Spodziewam się niespodzianek i dobrej piłki ręcznej - mówi szkoleniowiec Słoweńców przed rozpoczęciem turnieju.
Podopieczni Vujovicia rywalizację rozpoczną w Zagrzebiu. W grupie C zmierzą się z Niemcami, Macedończykami i Czarnogórcami. W stolicy Chorwacji ma ich wspierać aż pięć tysięcy kibiców, których jedynym marzeniem będzie powtórzenie wyniku z 2002 roku. Przed szesnastoma laty Słoweńcy zdobyli pierwszy i jak dotąd jedyny krążek mistrzostw Europy - srebro.