Wygrała idea sportowa, budżety nie miały najmniejszego znaczenia - rozmowa z Markiem Boneczko, szczypiornistą Travelandu

Po porażce w Gdańsku z AZS-em AWFiS, przed zawodnikami Travelandu Społem Olsztyn pozostała jedynie walka o miejsca 5-8. O nowej sytuacji oraz o dwumeczu z Gdańskiem rozmawialiśmy z zawodnikiem olsztyńskiej drużyny, Markiem Boneczko.

Michał Gałęzewski: Spodziewaliście się po rundzie zasadniczej, że będzie tak ciężko z Gdańskiem?

Marek Boneczko: Spodziewaliśmy się, że to będą najtrudniejsze mecze, bo taka jest prawda. Sezon zasadniczy, to sezon zasadniczy - gdy się przegra mecz, to najwyżej przesuwa się niżej w tabeli. Jak jednak przychodzą play-offy, to gra się o wszystko. Były to dwa najważniejsze mecze i jeśli nie trafia się z formą, ma się słabszą dyspozycję dnia lub popełnia się wiele niewymuszonych błędów, jak my w Ostródzie, to takie są tego wyniki. Gdańsk wygrał zasłużenie dwa mecze i był lepszą drużyną. To było widać w przekroju tych dwóch spotkań i serdecznie im gratuluję. Mimo tego, że do ósemki dostali się dopiero w ostatnich meczach, to pokazali, że są dobrym zespołem i wygrane z teoretycznie lepszymi zespołami nie były przypadkiem, co teraz udowodnili.

Gdańsk ma jeden z niższych budżetów w lidze i to chyba ewenement w skali kraju, że dostali się do tej czwórki...

- Nie można postrzegać tego w takich kategoriach, bo zapomnielibyśmy o sporcie. Jest on taki, że nie mierzy się go na budżety, a na to co się dzieje na parkiecie. Myślę, że Gdańsk wykazał się większą wolą walki, ambicją i był lepszy. Wygrała idea sportowa, budżety nie miały najmniejszego znaczenia.

Dużo problemów sprawił wam Sebastian Sokołowski. Szczególnie jego dwa wyjścia do połowy były bardzo efektowne...

- Był on ojcem sukcesu obu meczów, bo miał bardzo niezłą skuteczność, bronił w nieprawdopodobnych sytuacjach. Jeśli dodać te wyjścia, to zabrakło nam właśnie dwóch bramek do remisu w drugim spotkaniu.

Co dalej z olsztyńską piłką ręczną? Nie obawiasz się, że po braku awansu do czwórki stanie się coś złego?

- Myślę, że nie trzeba się bać. Nie buduje się zespołu na jeden sezon, rzadko komu udaje się zdobyć medal po jednym dobrym sezonie. Takim przykładem były Puławy rok temu, my byliśmy czarnym koniem rundy zasadniczej. Trzeba wyciągnąć wnioski i budować zespół. Ludzie mają dwu, lub trzyletnie kontrakty i wszystko jest w budowie. Po cichu liczyliśmy na wejście do czwórki i z przebiegu rundy zasadniczej się to nam należało. Prawda jest taka, że trzeba wygrywać najważniejsze mecze. Gdańsk był lepszy i mu tego gratuluję.

Pozostaje wam walka o piąte miejsce. Będziecie walczyć?

- Tak, trzeba będzie się pozbierać. Zawsze gra się o jak najwyższe miejsce. Gdy się jednak ciągle zajmuje miejsce w trójce, to trudno się zmotywować na walkę o miejsca 5-8. Nikogo w Olsztynie nie będą te mecze za bardzo interesowały. My jako zawodnicy i wykonawcy swoich kontraktów musimy walczyć o jak najwyższe miejsce. Trzeba powalczyć dla resztki kibiców, która będzie przychodziła na nasze mecze. Przed sezonem było mówione, że miejsce w szóstce będzie super. Jeśli ugramy piąte miejsce, to też będzie sukces, jednak na pewno nie taki, jakiego oczekiwaliśmy.

Gdański zespół stać na zdobycie medalu?

- Myślę, że tak. Ostatnio wygrali z Kielcami, Kwidzynem i z Olsztynem, a wcześniej dwukrotnie z Płockiem. Jest to nieobliczalna drużyna swojego parkietu, która na wyjazdach gra bez żadnych obciążeń psychicznych i bez założeń, że muszą wygrać. Wtedy gra się o wiele łatwiej. Są to studenci, którzy niewiele zarabiają...

Od czterech miesięcy nie dostali wypłaty...

- Mimo to wychodzą na parkiet i walczą. Jeśli zaczyna się postrzegać mecze w kategorii celów, to pojawia się problem. Może nas możliwość wejścia do czwórki troszkę przerosła. Gdańsk grał na totalnym luzie i wykorzystał swoją szansę w zupełności.

A to, że Gdańsk wygrać mógł, a wy musieliście też miało wpływ?

- Podświadomie to w nas tkwiło. Gdańsk wygrał u nas w hali. Gdyby tam przegrali, to nikt by nic nie powiedział. Gdyby przegrali kolejny mecz, to też nic by się nie stało. My przyjechaliśmy pod presją. Jeśli się nie wygrywa na własnym parkiecie, to ciężko jest cokolwiek ugrać. W sezonie zasadniczym wygraliśmy jedną bramką, tutaj zabrakło więcej.

Źródło artykułu: