Sobotnie spotkanie z całą pewnością można zaliczyć do emocjonujących, gdyż losy pojedynku rozstrzygały się do samego końca. - Z widowiska na pewno jestem zadowolony. Mecz był przedni. Rzadko trafiają się takie spotkania na boiskach pierwszej ligi. Dużo fajnych akcji - stwierdził trener Dariusz Molski.
Kancelaria Andrysiak Stal Gorzów tylko na początku została delikatnie z tyłu za rywalami. Potem gracze tego zespołu przejęli inicjatywę i potrafili prowadzić nawet czterema bramkami. - Przy stanie 20:16 trochę przespaliśmy. Jak byśmy nie dali dojść przeciwnikowi albo coś dograli, bramka za bramkę, to byśmy dowieźli zwycięstwo do końca. Można tych sytuacji mnożyć. Choćby ta ostatnia, gdzie po rzucie rywali były jeszcze cztery sekundy i można było do pustej bramki rzucić. Nie zdążyliśmy, bo zanim Krzysiu Nowicki wyciągnął piłkę i podał, to czas minął. Z remisu też trzeba się cieszyć, ale szkoda, bo już myślałem, że wygraliśmy. Fajny doping, fajny mecz, oby takich więcej - mówił gorzowski szkoleniowiec.
Właśnie to, co stało się przy stanie 20:16, było decydujące. Wtedy Spójnia Gdynia zdecydowała się na grę bez bramkarza, co przy pełnym składzie pozwalało na atak siedmioma zawodnikami. - Uważam, że byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Na pewno nie mogliśmy sobie poradzić, choć ćwiczyliśmy to, w sytuacji siedem na sześć. Jak w każdej innej sytuacji coś broniliśmy, tak w tej traciliśmy cały czas. Pomalutku do nas dochodzili i stąd zrobił się remis. Można to było wygrać - przyznał Molski.
Tak nerwowej końcówki w Gorzowie jeszcze nie było. Gospodarze rzeczywiście mieli szansę przeważyć szalę na swoją stronę, ale nie zdołali wykorzystać ostatniej sytuacji, a potem padła bramka wyrównująca. - Omówiliśmy sobie akcję i ona doszła. Nie można nie rzucać sytuacji stuprocentowej. Moi zawodnicy się nie podgrzali. Wypracowaliśmy to, ale nie skończyliśmy i trudno. Nie mam pretensji do żadnego zawodnika. Zagrali naprawdę fajne zawody i chwała im za to. Szkoda, że nie ma dwóch punktów, bo im się należało. To jest jednak sport. Przeciwnik nie przyjechał się tu położyć, jest z najwyższej półki w tej lidze i raczej rozdaje karty - chwalił rywali trener Stali.
ZOBACZ WIDEO Zygfryd Kuchta: Dujszebajew chciał, żeby odchodzili pojedynczo (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Ostatnie kilka minut było nerwowe również z uwagi na drobny uraz Cezarego Marciniaka, którego w bramce zastąpił potem Krzysztof Nowicki. Obaj bramkarze spisywali się znakomicie. - Od dawien dawna mówię i powtarzam, że są tutaj zawodnicy, którzy nie są ozdobami na choince, tylko każdy wchodzi po to, żeby coś lepszego wnieść do gry. Krzysiek bardzo udanie zastąpił Cezarego i chwała mu za to - pochwalił szkoleniowiec.
Kontrowersją w przypadku urazu Marciniaka był fakt, że wybiegł on do piłki, którą zgubili jego koledzy i wówczas wpadł w niego zawodnik rywali. Gdynianin otrzymał za to jedynie karę dwóch minut. Nieco wcześniej łokciem został uderzony Adrian Turkowski, za co arbitrzy także gracza Spójni odesłali tylko na ławkę kar. - Myślę, że ten uraz nie jest poważny, taki tylko z uderzenia. Dziwi mnie jednak to, że zawodnik nie dostał czerwonej kartki. To był atak nogami i nawet w piłce nożnej jest to czerwona kartka bez dwóch zdań. A tutaj, gdzie nogami się nie gra, a było wejście... Zbulwersowała mnie ta sytuacja. Sędziowie podjęli taką decyzję i muszę ją zaakceptować - stwierdził doświadczony trener.
Przed Stalą Gorzów jeszcze dwa mecze I ligi w grupie A w tym roku. Za tydzień zmierzy się u siebie z GKS-em Żukowo, z którym mierzyli się w poprzednim sezonie w II lidze, a 13 grudnia pojadą do Poznania na pojedynek z miejscowym WKS-em Grunwald. - Jeszcze mamy dwa mecze. Będziemy sobie rozmawiać o tym wszystkim. Zobaczymy, jak zakończymy rok - zakończył Dariusz Molski.