Flemming Oliver Jensen jeszcze niedawno nie mógł przypuszczać, że swoją karierę trenerską będzie kontynuował w Polsce. Duńczyk uważa, iż w naszym kraju traktowany jest po królewsku. Pochlebia mu, że w wieku 59 lat niektórzy nazywają go "młodym innowatorem".
- Jest to cholernie zabawne - przyznał szkoleniowiec w rozmowie z duńską prasą. Trener znalazł szybko wspólny język z zawodnikami płockiego klubu. Jensen ujawnił, że pewnego poranka obudził go dzwonek przy drzwiach do mieszkania.
- Na zewnątrz stało dwudziestu, dwumetrowych facetów, którzy śpiewali tradycyjną w Polsce urodzinową piosenkę. Potem w ciągu dnia trzydziestu kibiców Wisły Płock przerwało nagle trening. Fani przynieśli ogromnego torta ze świeczkami - powiedział Duńczyk.
- Następnie prezes klubu wygłosił mowę, w której stwierdził, że ma nadzieję, iż będę nadal wspaniałym liderem zespołu. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem - dodał z powagą Jensen, który przyznał, iż jego warsztat pracy wzbudza niekiedy pewne zdziwienie.
- Kiedy pewnego dnia wziąłem wieczorem zespół na kręgle, pisano o tym w nagłówkach sportowych gazet. Nie spotkano się w Polsce wcześniej z taką sytuacją - stwierdził duński trener, a potem dodał: - Prowadzę z zawodnikami rozwijające rozmowy. Nie słyszeli przedtem o czymś takim, więc przyjmują z otwartymi ustami [...]. Moi podopieczni nauczyli się właśnie, że w trakcie treningu można się uśmiechać, ale mogę zagwarantować, iż jeśli coś mówię, to nadstawiają uszu.
- Dostałem wspaniałe mieszkanie, samochód i najlepszą pensję w dotychczasowej karierze. Zawodnicy oraz działacze podchodzą z ogromnym entuzjazmem do mnie oraz stylu mojej pracy. Moja drużyna jest dosyć dobrze wyszkolona technicznie, lecz szczypiorniści mają trochę problemy z taktyką, szczególnie w meczach w ramach europejskich pucharów. Z tego powodu klub mnie zatrudnił - stwierdził Jensen.