- Najważniejsze, żeby nie zlekceważyć przeciwnika i nie myśleć, że jest się już w kolejnej rundzie. Cztery bramki przewagi to dużo i mało. Chcemy u siebie wygrać. Jak zawsze. Wówczas spokojnie awansujemy dalej. Według mnie najlepiej byłoby w ogóle zapomnieć na ten czas o tym pierwszym spotkaniu - mówi przed meczem skrzydłowy Vive Tauron Kielce, Mateusz Jachlewski .
Żółto-biało-niebiescy do rewanżu przystąpią z czterobramkową przewagą przywiezioną z Białorusi. Historia uczy jednak, że nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte. Kieleccy kibice mają bowiem w pamięci ubiegłoroczny bój z Montpellier. Vive w Brześciu zagrało bardzo przyzwoity mecz i mimo problemów w pierwszej połowie potrafiło wypracować solidną zaliczkę. Kluczem do zwycięstwa była szczelna obrona i znakomita skuteczność. Nie inaczej zapowiada w sobotę.
- Podstawą będzie gra zespołowa. To, że ktoś nie rzuca bramek, nie znaczy, że jest bezużyteczny. Jednego dnia, jak w Brześciu, Michał Jurecki i Karol Bielecki zdobędą po około 10 bramek, innym razem rzucać będą inni. U nas zdobycze rozkładają się na wielu zawodników. Ponadto, jedni bronią, drudzy atakują - każdy ma wyznaczone zadania. Tak jak np. Julen Aginagalde. Mimo, że nie zdobył żadnej bramki w sobotę, to dzięki jego zasłonom "Dzidziuś" czy Uros Zorman mieli bardzo ułatwione zadanie w grze "jeden na jeden". Może i do niego piłki nie trafiały, ale to nie zmienia faktu, iż wykonał świetną pracę - przekonywał Jachlewski.
Białorusini to zespół o coraz większych ambicjach. Z roku na rok robią krok do przodu, mocniej zaznaczając swój udział w Lidze Mistrzów. W tej edycji rywalizowali w grupie C, którą wygrali. Następnie pokonali duński Skjern i dzięki temu awansowali do 1/8. W starciu z Vive gracze ze wschodu znają jednak swoje miejsce w szeregu.
- Mieszkow nie zaskoczył nas składem personalnym czy taktyką, ale podejściem zawodników. Kiedy rozmawiałem z Dimą Nikulenkowem, powiedział mi, że grali na kompletnym luzie, bez presji. Oni swoje w Lidze Mistrzów już zrobili. Wiadomo, że gra się łatwiej gdy masz świadomość, że nie musisz koniecznie zwyciężyć. A my gramy teraz u siebie i musimy ten mecz wygrać. Problem pojawi się, kiedy zaczniemy myśleć, że możemy przegrać trzema bramkami - kontynuował reprezentant Polski.
Mieszkow Brześć napsuł najwięcej krwi Vive swoją ruchliwością w ataku. Do przerwy prowadzili nawet dwoma bramkami (14:12). Kielczanie w początkowej fazie meczu wydawali się nieco zagubieni, a swój właściwy rytm osiągnęli dopiero po przerwie. Białorusini cały mecz grali bardzo konsekwentnie, ale w ostatecznym rozrachunku gospodarzom sobotniego starcia zabrakło sił.
- Największą zaletą Mieszkowa jest szybkość gry w ataku. Mają niewysokich - poza ogromnym Kristopansem - rozgrywających, którzy grają dobrze w pojedynkach indywidualnych. Są szybcy i trzymają się mocno na nogach. Mają też zróżnicowany rzut. Mogą rzucić z podłoża, z biodra, wejść w strefę. To wszystko sprawia, że ciężko się przeciw nim broni. Jeżeli jednak będziemy wygrywać starcia "jeden na jednego", wygramy ten mecz - optymistycznie zakończył swoją wypowiedź Jachlewski.
Najwierniejszy kibic :D