Josip Valcić nie jest wybitnym piłkarzem ręcznym. Na takiego nigdy też się nie zapowiadał. Choć z reprezentacją Chorwacji zdobył dwa medale wielkich imprez (srebra Mistrzostw Europy 2008 i Mistrzostw Świata 2009), to nie był dla drużyny narodowej zawodnikiem niezbędnym. Kadrą rządzili inni. On był w niej jedynie szeregowym.
Paradoksalnie jednak, w historii polskiej piłki ręcznej żaden Chorwat nie odegrał chyba takiej roli jak on. Wszystko przez towarzyski mecz i przypadkowe zagranie. Zagranie, które zaprowadziło Chorwata na skraj psychicznej wytrzymałości i omal nie zakończyło kariery Karola Bieleckiego.
Wypadek
11 czerwca 2010 roku. Mecz towarzyski reprezentacji Polski i Chorwacji w kieleckiej Hali Legionów. Dla całego województwa świętokrzyskiego to wielkie święto. Kadra po latach wraca do Kielc, a prezes Vive Targów Kielce, Bertus Servaas, na konferencji ogłasza transfery Sławomira Szmala i Michała Jureckiego. To ogromny krok w kierunku budowy wielkiego europejskiego klubu.
Chorwaci do Polski przyjeżdżają rezerwami. Większość czołowych graczy odpoczywa po ciężkim sezonie. W dwumeczu z Biało-Czerwonymi nowy selekcjoner Slavko Goluza chce sprawdzić młodych zawodników. Do Polski zabiera jednak kilku nieco bardziej doświadczonych szczypiornistów, wśród nich Josipa Valcicia, 26-letniego wówczas rozgrywającego klubu z Zagrzebia.
Valcić jest już wtedy dwukrotnym medalistą wielkich imprez. W kadrze miał coraz mocniejszą pozycję, na arenie klubowej zapracował na transfer do Bundesligi. Mecz z Polakami zaczyna w wyjściowym składzie. Biało-Czerwoni grają na całego. Chcą zrewanżować się rywalom za porażkę w półfinale styczniowych mistrzostw Europy, który przegrali 21:24 po sporym sędziowskim skandalu.
Spotkanie rozpoczyna się standardowo. Akcja za akcję. Wybija ósma minuta meczu. Chorwaci budują atak pozycyjny. Valcić kozłując piłkę zbiega z lewego rozegrania do środka, krok w jego kierunku wykonuje Bielecki. Chce przechwycić piłkę, muska ją dłonią, ale nie jest w stanie jej zatrzymać. Rozpędzony Chorwat przypadkowo uderza go w oko. Polski rozgrywający pada na parkiet. Z oka leje mu się krew. Hala Legionów zamiera.
Załamanie
Bielecki przy pomocy lekarzy opuszcza parkiet. Wie, że jest źle. Zawodnicy kontynuują jednak spotkanie. Polacy do przerwy przegrywają 10:15, ostatecznie jednak triumfują 25:24. Valcić gra do końca, rzuca dwie bramki. - Czułem, że stało się coś bardzo niedobrego, choć podczas meczu byłem zaangażowany w grę i nie zdawałem sobie do końca z tego sprawy - mówił kilka dni po tym spotkaniu.
Po końcowym gwizdku docierają jednak do niego informacje na temat stanu zdrowia Bieleckiego. Karol ma stracić oko. Chorwat doznaje szoku. Nie może poradzić sobie z poczuciem winy, mimo że nikt nie obwinia go za wypadek. Jest przestraszony. Nigdy dotąd nie spotkał się z taką sytuacją w sporcie. Do późnych godzin czeka w hotelu na powrót polskiego sztabu ze szpitala.
- Strasznie to przeżywał. W hotelu do późna na nas czekał. O trzeciej w nocy rozmawiałem z lekarzem, a on siedział załamany i czekał na informacje. Był przybity - wspominał ówczesny trener Polaków, Bogdan Wenta. Valcić nie mógł tej nocy spać. Płacze w hotelowym barze, płacze w pokoju. Wyczekuje każdej informacji na temat Bieleckiego. Długo nie może się pozbierać.
Sytuacja z Kielc zaprowadza go na skraj psychicznej wytrzymałości. Dwa dni po tym wydarzeniu obie ekipy mają ponownie zagrać w Warszawie. Valcić zgłasza trenerowi, że nie jest w stanie wystąpić. - Byłem kompletnie rozbity - mówił w rozmowie z "Przeglądem Sportowy". Jego stan pogarsza wiadomość, że Bielecki musi zakończyć karierę.
Odrodzenie
Polak od początku jednak inaczej traktuje całe zdarzenie. - To wyrok, ale to tylko oko - powtarza. - Dam sobie radę, nauczę się czegoś innego - zapewnia. Po miesiącu europejskie media obiega jednak nieprawdopodobna wręcz informacja: "Bielecki wraca do gry!". Dla Valcicia wiadomość ta jest jak lekarstwo. Od czerwca śledzi wszystkie wiadomości na temat Polaka. - Gdy przeczytałem wywiad z Karolem, że powalczy o powrót do sportu, to zacząłem się modlić. Jestem katolikiem, od tamtego czasu wiele razy prosiłem Boga o pomoc, aby Karol wrócił - mówił w rozmowie z "Super Expressem".
Bielecki wraca do gry w wielkim stylu. Od nowa uczy się poruszania po parkiecie, podawania piłki i rzutów. Wszystko opanowuje w kilka tygodni i w pierwszym meczu po kontuzji rzuca 11 bramek - w rozgrywkach Bundesligi, najsilniejszej lidze świata. 12 grudnia dochodzi do pojedynku jego klubu, Rhein-Neckar Löwen, z Gummersbach Valcicia. Polak zdobywa osiem goli, Lwy wygrywają 36:34.
- Czułem coś dziwnego. To nie był strach, ale uczucie, które momentami krępowało mi ręce. Przed meczem często wspominałem tę tragiczną scenę. Teraz trudno opisać mi jednak moją radość. Dawno nie byłem tak szczęśliwy - wyznał Valcić po tym spotkaniu. Po pół roku odzyskał spokój ducha.
Teraźniejszość
Do wielkiej piłki Chorwat wracał dłużej niż Bielecki. Polak, jak gdyby nigdy nic, ciągle prezentował wielki poziom. Valcić natomiast na lata wypadł ze składu reprezentacji Chorwacji. Na wielkiej imprezie zagrał ponownie dopiero w 2014 roku, na mistrzostwach Europy w Danii. Tam znowu spotkał się z Bieleckim. Na koniec drugiej fazy Chorwaci wygrali 31:28.
To był jednak jak na razie ostatni turniej Valcicia w kadrze. Do Kataru na mistrzostwa świata już nie pojechał. Na co dzień gra w RK Prvo plinarsko društvo Zagrzeb w Lidze Mistrzów. A Bielecki? On ma się zdecydowanie lepiej. Rok temu zdobył brąz mistrzostw świata i zajął 4. miejsce w klasyfikacji strzelców Ligi Mistrzów. Teraz na EHF Euro 2016 znowu błyszczy. A kciuki za niego ściska pewien chorwacki rozgrywający.
[b]Maciej Wojs
#dziejesienazywo: Chorwacja to niezwykle silny przeciwnik
[/b]
Wtedy, przy tym wypadku ogromnie wspólczułem Koli ale też i temu biedakowi, nieumyślnemu winowajcy. Zawsze interesowało mnie, co Czytaj całość