EHF Euro 2016, gr. C: Słowenia z nożem na gardle. Niemcy potrzebują remisu

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / PAP/Maciej Kulczyński
PAP / PAP/Maciej Kulczyński
zdjęcie autora artykułu

Słoweńscy szczypiorniści to jak na razie najwięksi pechowcy EHF Euro 2016. Podopieczni Veselina Vujovicia zagrali dwa dobre mecze, a na ich koncie widnieje tylko jeden punkt. W meczu z Niemcami muszą wygrać, by myśleć o pozostaniu w turnieju.

Podczas EHF Euro 2016 Słoweńcy prezentują jeden z najciekawszych systemów gry. Opiera się on na wysuniętej, agresywnej defensywie i nieszablonowych wyborach rozgrywających. W drugiej linii Veselin Vujović ma wybitnych specjalistów. Deana Bombaca i Urosa Zormana chciałby mieć w swojej ekipie każdy trener.

Efektownej gry po słoweńskiej stronie zatem nie brakuje. Problemem jest za to skuteczność. Słoweńcy kontrolowali mecz z Hiszpanią, dopóki funkcjonowały ich skrzydła, a rzuty z drugiej linii znajdowały drogę do siatki. Z czasem efektywność dramatycznie spadła i Hiszpanie uratowali remis. Podobnie było ze Szwecją, z tą różnicą, że kryzys nastąpił w pierwszej połowie.

Tym razem drużyna trenera Vujovicia na przestój nie może sobie pozwolić. Jakakolwiek strata punktów eliminuje Słoweńców z turnieju. Czy awans jest zatem możliwy? Jak najbardziej, zwłaszcza, że momentami przy ich akcjach ręce same składały się do oklasków. Przydałaby się jeszcze lepsza skuteczność bramkarzy. Gorazd Skof i Matevz Skok na razie nie wyróżnili się niczym szczególnym.

Wśród Niemców wykreowała się natomiast nowa gwiazda. Dodajmy, bardzo niespodziewana. Po kapitalnym występie ze Szwedami bramkarz Andreas Wolff był oblegany przez reporterów niczym złoty medalista igrzysk olimpijskich. Niemcy zwyciężyli 27:26 i poczuli krew. Dagur Sigurdsson, podobnie jak na MŚ 2015, nieźle poukładał młodą kadrę i chyba słusznie stawia na trio rozgrywających Christian Dissinger-Steffen Fath-Steffen Weinhold.

Niemiecka druga linia rozumie się coraz lepiej. Sporą zdobycz do wspólnego worka dokładają też skrzydłowi, Tobias Reichmann i Rune Dahmke. Mankamentem pozostaje gra przez koło. Hendrik Pekeler i Erik Schmidt w ataku prezentują się przyzwoicie, ale w defensywie do klasy Olivera Roggischa brakuje im lat świetlnych.

Fani obu zespołów mają jeszcze w pamięci finał ME 2004, w którym spotkali się właśnie Niemcy i Słoweńcy. Wtedy lepsi okazali się nasi zachodni sąsiedzi. Czy przyszedł czas na rewanż we wrocławskiej Hali Stulecia?

Niemcy - Słowenia, 20.01.2016, godz. 17.15 

Źródło artykułu: