Czwarte z rzędu mistrzostwo świata dla Danii czy drugi w historii i pierwszy od dwudziestu dwóch lat tytuł dla Chorwatów? To pytanie od kilkudziesięciu godzin zadawali sobie fani piłki ręcznej, w szczególności ci wspierający obie drużyny.
Skandynawowie byli murowanymi faworytami do zdobycia trofeum, przez turniej przemknęli jak burza, nie mieli sobie równych w żadnym starciu. Nie było drużyny, która choćby zbliżyła się do tego, by im zagrozić. W ćwierćfinale odprawili z kwitkiem Brazylijczyków, w półfinale zmiażdżyli Portugalczyków. Nie mieli słabego punktu, w kilku spotkaniach kłopotem było natomiast wybranie najlepszego zawodnika ich drużyny - Duńczycy prześcigali się w fantastycznych występach, a do tego tworzyli prawdziwy kolektyw.
Chorwaci natomiast kilkukrotnie musieli się już w tym turnieju ratować. Po porażce w fazie grupowej z Egiptem nie mieli żadnego marginesu błędu. Wysoko pokonali szczypiornistów z Wysp Zielonego Przylądka, pokonali Islandczyków, ale Słoweńcy nie mieli zamiaru ułatwiać im zadania w ostatnim pojedynku fazy głównej.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
Gracze Zormana zaczęli od prowadzenia 5:0 i wydawało się, że sprawią ogromną niespodziankę. Podopieczni Dagur Sigurdssona zdołali jednak wyrwać zwycięstwo i zameldowali się w najlepszej ósemce imprezy. W ćwierćfinale stoczyli prawdziwy bój, który zakończyli fantastycznym rzutem w ostatniej sekundzie. Do finału weszli natomiast po kosmicznym meczu z Francuzami. Pokazali serce i charakter. I by pokonać Duńczyków, musieli zrobić to jeszcze raz.
Finał to jednak spotkanie rządzące się innymi prawami. Chorwaci byli zdeterminowani, by sięgnąć po tytuł, by nawiązać do największych triumfów swojego kraju na arenie międzynarodowej, by na stałe wrócić do światowej elity, wreszcie by fantastyczną karierę Domagoja Duvnjaka w jego ostatnim występie reprezentacyjnym ukoronować mistrzostwem świata. Duńczycy nie mieli zamiaru na to pozwolić.
Od pierwszych minut meczu obie ekipy rzuciły się do twardej walki. Skandynawowie szybko zbudowali przewagę trzech trafień (1:4) i od początku starali się narzucić swój styl gry. Duńczycy nie mieli większych problemów z poradzeniem sobie z defensywą 5-1, na którą postawili Chorwaci. Marko Mamić robił, co mógł, by utrudnić rywalom rozegranie ataku, ale to było zadanie z tych należących do kategorii: misja niemożliwa.
Tymczasem szczypiorniści z Bałkanów mieli spore kłopoty w ataku pozycyjnym. Nie dość, że Skandynawowie postawili piekielnie twardą obronę, to Emil Nielsen wznosił się na wyżyny swoich umiejętności i raz za razem stopował chorwackich atakujących. Gdyby nie błędy Duńczyków w ofensywie, to ich prowadzenie urosłoby dużo szybciej.
Skandynawowie jednak też zanotowali kilka nerwowych akcji, Chorwaci zdołali to wykorzystać i udało im się zmniejszyć straty do jednego trafienia. Piłkę na remis miał Marin Sipić, ale nie rzucił stuprocentowej sytuacji z koła. Chwilę później na parkiecie zawrzało, Duńczycy próbowali wyprowadzić akcję, ale bezpardonowo przerwał ją Mamić. Sędziowie sprawdzili jego faul podczas wideoweryfikacji i w dwudziestej minucie i czterdziestej drugiej sekundzie pojedynku Bałkańczycy stracili swojego podstawowego obrońcę. Arbitrzy nie mieli wątpliwości i pokazali Mamiciowi czerwoną kartkę.
Od tego momentu Skandynawowie już nie dopuścili rywali do głosu. Nielsen szalał w bramce, a jego koledzy bez większych problemów znów zdołali zbudować przewagę czterech trafień.
Jeśli Chorwaci mieli nadzieję, że po przerwie zdołają przerwać dobrą passę rywali i szybko odrobić straty, to błyskawicznie zostali sprowadzeni na ziemię. Z pierwszych dziesięciu trafień drugiej połowy tylko dwa należały do szczypiornistów z Bałkanów, osiem poszło na konto Skandynawów.
W 42. minucie przewaga Duńczyków wynosiła już dziesięć trafień, a Chorwaci nadal męczyli się w ataku i mogli liczyć tylko na indywidualne akcje. Mimo wszystko szczypiorniści z Bałkanów nie mieli zamiaru poddać się bez walki. Igor Karacić błysnął kilkoma zagraniami w ofensywie, jego koledzy wygarnęli kilka piłek w obronie i na pięć minut przed końcem Skandynawowie wygrywali pięcioma trafieniami.
W Chorwatach odżyły nadzieje, ale potężnym ciosem okazała się dla nich podwójna kara - dwie minuty dla Srny (trzecie wykluczenie i czerwona kartka) i dwie minuty dla Duvnjaka. Duńczycy nie wypuścili zwycięstwa z rąk - wygrali 32:26 i tym samym przypieczętowali czwarte z rzędu złoto mistrzostw świata.
MŚ 2025, finał: