Przed meczem w Wielkopolsce trudno było wskazać zdecydowanego faworyta. Z jednej strony gospodarze, którzy ze swojej hali stworzyli twierdzę, a z drugiej goście, którzy liczyli na przedłużenie swojej passy, czyli piąte zwycięstwo z rzędu.
O tym, że własny obiekt to atut Wolsztyniaka ponownie pokazali kibice. Po raz drugi w tym sezonie fani czerwono-czarnych przygotowali efektowną oprawę. Tym razem sektorówka przygotowana na mecz z gdynianami przykryła całe trybuny w "Świteziance".
[ad=rectangle]
Niesieni dopingiem swoich kibiców miejscowi bardzo dobrze rozpoczęli mecz. Przejęli inicjatywę i szybko wyszli na prowadzenie. Spokojnie kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Najpierw prowadzili różnicą dwóch trafień, a pod koniec pierwszej części gry mieli nawet cztery gole zapasu.
Wydawało się, że z taką przewagą podopieczni Wojciecha Hanyża zejdą na przerwę z taką różnicą. Spójnia walczyła do końca i tuż po końcowej syrenie miała jeszcze rzut wolny. Trudny technicznie rzut znalazł drogę do bramki. Ekipy zmieniały strony przy stanie 17:14 dla Wielkopolan.
W drugiej połowie niewiele wskazywało na to, że obraz spotkania może ulec zmianie. To Wolsztyniak pozostawiał po sobie lepsze wrażenie, jednak podopieczni Marcina Markuszewskiego czekali na swoją okazję.
Jeszcze dziesięć minut przed końcem zespół z Trójmiasta tracił trzy bramki do swoich rywali. W końcówce wolsztynianie zatracili swoją skuteczność i popełniali szkolne błędy. Sędziowie w samej końcówce aż trzy razy odgwizdali błąd kroków zawodnikom gospodarzy.
Najbardziej brzemienną w skutkach okazała się strata Macieja Wajsa 15 sekund przed końcową syreną. Wówczas Wolsztyniak prowadził różnicą jednego gola, jednak nie potrafił przypieczętować swojego sukcesu. Po błędzie kroków piłkę przejęła Spójnia i wyprowadziła zabójczą kontrę. Jej egzekutorem okazał się Piotr Stelmasik. To trafienie zadecydowało o podziale punktów.
Wolsztyniak Wolsztyn - Kar-Do Spójnia Gdynia 30:30 (17:14)