Już od początku mecz SPR Pogoni Baltica Szczecin z MKS-em Selgros Lublin miał bardzo wyrównany przebieg. Co prawda, wynik raz był bardzo korzystny dla jednych, ale za chwilę było już na odwrót. - Tak, rzeczywiście. Ten mecz był grany falami. Na prowadzenie wychodziła zarówno Pogoń, jak i my. Niewątpliwie było to spotkanie z dużą liczbą błędów własnych w obu drużynach, ale grane w dość szybkim tempie - stwierdziła w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Joanna Drabik.
[ad=rectangle]
- Co by nie mówić, to cieszymy się z tego punktu, bo przez długi czas wynik był dla nas bardzo niekorzystny. MKS-owi w Szczecinie gra się bardzo trudno. To pokazało już wiele spotkań. Naprawdę musimy się podchodzić do tych meczów poważniej, "łapać" koncentrację i mobilizować się nie na 100, a co najmniej na 200 proc. - dodała już z dużo większą powagą obrotowa mistrzyń Polski.
Zapytana po chwili, jaki wpływ na losy wtorkowej rywalizacji miał mecz jej drużyny z Larvikiem, Drabik odpowiedziała. - Możemy szukać różnych problemów w naszej grze. Mecz z Larvikiem był dla nas bardzo wyczerpujący. To jest już Liga Mistrzyń, w której drużyny są na zupełnie innym poziomie. Gra się szybciej, bardziej twardo. Każda z nas na pewno to odczuła, bo już na rozgrzewce widziałyśmy styl naszego poruszania się i że jesteśmy dużo wolniejsze. Aczkolwiek, nie wnikajmy głębiej. Rozgrywki Ligi Mistrzyń są z naszymi rozgrywkami połączone i musimy sobie z tym radzić. Za chwilę gramy kolejne zawody, tym razem z Metzem i to nie będzie spacerek. Czeka nas jeszcze większy wysiłek i nerwy - oceniła sama zainteresowana.
Co istotne, w pewnym momencie tego widowiska było już 19:14. MKS jeszcze nie tracił wiary w końcowy sukces i dość szybko zniwelował straty. - Piłka ręczna jest sportem błędów. Tak naprawdę żaden bagaż bramek nie stawia drugiego zespołu w pozycji przegranego. Jeszcze wiele się może zdarzyć i chyba każda drużyna walczy do ostatniej minuty. Nawet na sekundę nie utraciłyśmy wiary w to, że możemy ten mecz przegrać. Wierzyłyśmy do końca w zwycięstwo, ale, jak pokazały boiskowe wydarzenia, skończyło się na podziale punktów. Cieszymy się z jednego "oczka", bo to zawsze lepiej jest wracać z jednym niż bez - przyznała.
Nasza rozmówczyni zdradziła na koniec, jakie uwagi skierowała do swoich podopiecznych trener Sabina Włodek na 32 sekundy przed końcową syreną. To mogła być przecież decydująca akcja. - Trenerka uspokajała nas, że mamy jeszcze dużo czasu, żebyśmy nie zgubiły piłki i nie zrobiły głupiego błędu. Miałyśmy grać do końca i dorzucić "pewniaka". Zabrakło nam szczęścia, tak się niestety zdarza - skwitowała reprezentacyjna kołowa.