- Remis w pierwszym meczu, był dobrym wynikiem, ale żądną gwarancja. O tym starłem się przekonać moje zawodniczki, by wywołać w zespole maksymalna koncentracje i mobilizacje. Ważne było , aby zagrać agresywniej w obronie i wyeliminować dobrze zaprogramowana w ataku grę Dunaferru. Na Węgrzech nie najlepiej funkcjonowała nasza gra w kontrataku, wiec i ten element staraliśmy się grac lepiej, co zależne było oczywiście od gry w defensywie i postawy naszej bramkarki – mówi polski szkoleniowiec VfL Oldenburga, Leszek Krowicki.
Drugi mecz rozpoczęliśmy w stylu, który nawet mnie zaskoczył. Prowadziliśmy 4:0, a później 9:1. Mimo tego zespół węgierski zmniejszyły różnice i w II połowie doszły nas na jedną bramkę, ale znów w decydujących fragmentach i końcówce zdobywaliśmy ważne bramki. Ostateczne zwycięstwo 29:27 dało nam awans do ćwierćfinału – podsumowuje rewanżowe spotkanie Polak.
- Także w ocenie węgierskiego trenera - nasz awans i zwycięstwo był jak najbardziej zasłużony. Nasz mecz oglądało ponad 1700 widzów. Dodam jeszcze , ze w tym dniu skończyłem 51 lat i moje dziewczyny wraz z publicznością odśpiewały mi angielskie „Sto lat” tańcząc dodatkowo na środku boiska. Dzisiaj losowanie, zobaczymy kogo nam przydzieli los. Lublin jest w gronie zespołów, z którymi możemy się spotkać – kończy Krowicki.