Rodowity puławianin rolę szkoleniowca czwartej drużyny mistrzostw Polski porzucił w ubiegłym tygodniu. Dla wielu kibiców jego decyzja była szokiem, a zaskoczenia nie kryli także przedstawiciele klubu, którzy z miejsca ruszyli do gorączkowych poszukiwań następcy Kurowskiego.
- Nie można powiedzieć, że byłem po sezonie jakoś skatowany psychicznie, a niedosyt związany z brakiem medalu też nie miał zbyt dużego wpływu na moją decyzję. Po prostu nie dałbym rady pogodzić funkcjonowania zarówno w zarządzie klubu, jak i w roli pierwszego trenera - nie kryje sam zainteresowany. - Ponadto mam nadzieję, że spojrzenie z drugiej strony pozwoli mi trochę odetchnąć - dodaje były już trener Azotów.
Kurowski posadę pierwszego szkoleniowca objął przed dwoma laty, zastępując na ławce doświadczonego Bogdana Kowalczyka. Dwukrotnie doprowadzał puławian do piątego miejsca mistrzostw Polski, by w ubiegłym sezonie o włos przegrać historyczny medal. Były rozgrywający dwa razy grał ponadto z Azotami w Final Four Pucharu Polski, rozgrywki tegoroczne kończąc na najniższym stopniu podium, tuż za plecami Vive Targów Kielce i Orlen Wisły Płock.
Teraz 40-latek zaangażuje się w działania równie wymagające, choć nieco mniej stresujące. Niewykluczone ponadto, że w trakcie meczów wciąż będzie z bliska wspomagał drużynę. - Na pewno mojemu następcy zaproponuję własne usługi jako asystenta bądź kierownika - zapewnia Kurowski.
To, kto poprowadzi w przyszłym sezonie Azoty, wyjaśni się pod koniec tygodnia. Jednym z kandydatów na szkoleniowca puławskiej drużyny jest... Kowalczyk, dla którego byłoby to już czwarte podejście do pracy nad Wisłą. Obok niego włodarze klubu mają jeszcze na stole przynajmniej pięć innych ofert, z których jedna pochodzi zza granicy.