Mam nadzieję, że będzie można na nas oko zawiesić - rozmowa z Karoliną Pedą

Pyrki to jedna z najbardziej utytułowanych ekip w Polsce. A jednak żadna z zawodniczek nie znalazła swojego miejsca w składzie reprezentacji. O tym i nie tylko rozmawialiśmy z Karoliną Pedą.

Paulina Szulc: Stawiacie zdecydowanie na turnieje European Beach Handball Tour, wpływa to na Waszą dyspozycję na polskich plażach?

Karolina Peda: - W tym roku rzeczywiście bardziej zaangażowałyśmy się w wyjazdy zagraniczne, niż w krajowe turnieje. W dużej mierze wynika to z faktu, że w Polsce nie przybywa nam niestety zespołów i wszystkie ekipy znają się niemal na wylot. Jeśli chcemy podnosić swoje umiejętności, to nie możemy grać w kółko z zespołami z Warszawy czy z Kowalewa. Kulminacją tego sezonu będzie jednak na pewno finał MP w Świnoujściu. Jeśli tam pokażemy się z dobrej strony to będzie znaczyło, że granie w turniejach EBT opłaciło się.

Na polskich turniejach Pyrki pokazują się trochę rzadziej, ale jak już są, to prawie zawsze triumfują. Ostatnio obroniłyście w Opolu Puchar Polski.

- I chciałybyśmy, żeby to słowo "prawie" zniknęło (śmiech - dop.red.). Jedynym niepokonanym w tym sezonie zespołem jest przecież AZS AWF Wrocław. Nam zwycięstwa nigdy nie przychodzą łatwo, bo polskie drużyny z turnieju na turniej grają coraz lepiej. Często wynik w meczu plażówki rozstrzyga się do ostatnich sekund pojedynku, a patentu na wygrywanie nie ma nikt. Jeśli chodzi o Puchar Polski to walka o trofeum toczyła się między nami, a zespołem z Kowalewa. I cieszę się, że po raz kolejny Puchar trafił w nasze ręce.

Od finału w Lagoa do turnieju w Tilburgu zaszło z pewnością wiele pozytywnych zmian. Skąd ta lepsza dyspozycja?

- Termin turnieju finałowego EBT chyba nie jest do końca szczęśliwy dla wszystkich ekip. Z jednej strony jest stosunkowo mało czasu na odpoczynek i przygotowania po sezonie halowym, z drugiej jest to po prostu początek sezonu plażowego, więc wszystkim brakuje gry. My miałyśmy dodatkowo utrudnione zadanie, ponieważ na miejscu do Finałów przygotowywało się tylko sześć zawodniczek. Dwie, od pół roku przebywały w Portugalii na wymianie studenckiej, jedna przeprowadziła się wcześniej do Norwegii. Patrząc na nasz obecny skład, to aż dwie dziewczyny zaczęły grać dopiero w tym roku, trzy w ubiegłym. Trochę potrzeba było czasu, żeby nabrać pewności, zgrać się, znaleźć dla każdego optymalną pozycję i zadania do wykonania na boisku.

Jakie są założenia na Finały Mistrzostw Polski w Świnoujściu?

- Pewnie każde miejsce poniżej drugiego będzie dla wszystkich zaskoczeniem. My wiemy jednak, jak trudna i zacięta będzie tam walka. Tutaj już nie ma miejsca na błędy, nie można pozwolić sobie na wpadkę. Na finał MP każdy zespół jedzie ze swoimi nadziejami i wiarą w to, że uda mu się osiągnąć sukces. Nasze założenia i na tym turnieju nie zmieniają się. Koncentrujemy się na każdej akcji w meczu, zbieramy małe punkty, które dadzą nam zwycięstwo w secie, a potem całym spotkaniu. Chcemy pokazać ładną i skuteczną grę. Gwarancji wyniku nie ma nikt. Na pewno więc zapowiada się ciekawy turniej.

Który turniej w tym sezonie ocenisz jako najtrudniejszy dla Pyrek?

- Każdy turniej był inny. Po niektórych czułyśmy niedosyt, po innych dużą satysfakcję. Plażówka daje nam jednak dużo radości z gry, więc te pojawiające się trudności jedynie nas mobilizują, a nie są szczególnie dokuczliwe. Najtrudniejszy turniej chyba jednak dopiero przed nami. W ten weekend oczy wszystkich miłośników beach handballu zwrócone będą w kierunku boisk dla plaży w Świnoujściu. I mamy nadzieję, że i na nas będzie można oko zawiesić.

Które rywalki są dla Was najbardziej wymagające?

- Na polskim podwórku to bez wątpienia AZS AWF Wrocław. Ale są też inne mocne zespoły, które będą się starały zdetronizować aktualne mistrzynie Polski. Chociaż chyba nie warto się na tym zbytnio koncentrować. Finał rządzi się swoimi prawami i wszystko może rozstrzygnąć się w głowach zawodniczek. Kto będzie mocniejszy psychicznie, zagra z większą wiarą i spokojem, ten potem będzie mógł cieszyć się ze zwycięstwa. Gdyby na boisku ważne były tylko umiejętności, sport byłby bardzo nudny.

W jakim stopniu zostały zrealizowane Wasze założenia przedsezonowe?

- Na to pytanie chętniej odpowiedziałabym już po turnieju finałowym MP. Ale już teraz wiem, że to był przełomowy dla nas sezon. Grałyśmy w finałach EBT, powalczyłyśmy na europejskich turniejach z bardzo silnymi zespołami, widać progres w naszej grze, która myślę, że powoli może zacząć się podobać. Jeśli potwierdzimy dobrą formę w Świnoujściu, to będziemy zadowolone.

Czy myślicie już o przyszłym sezonie – co chcecie osiągnąć za rok?

- Dla nas trwa jeszcze ten sezon. Nie myślimy nawet o drugim meczu w Świnoujściu, a co dopiero o przyszłym sezonie. Musimy najpierw zakończyć bieżące rozgrywki. Potem podsumujemy sobie to, co było w nich dobre i złe i wtedy zobaczymy co dalej.

Od początku istnienia zespołu nie schodzicie poniżej pewnego, bardzo wysokiego poziomu, jaka jest Wasza recepta na sukces?

- Przede wszystkim pasja, cierpliwość, pokora i konsekwencja w działaniu. Ale to nie jest nic nadzwyczajnego, bo takie cechy są pożądane u każdego sportowca. Na pewno dużo daje podglądanie najlepszych, wyszukiwanie nowych rozwiązań taktycznych, dążenie do ciągłego rozwoju. Ciągle chcemy się poprawiać, a każdy sygnał, że jest coraz lepiej motywuje nas do dalszej pracy.

Byłaś jedną z założycielek zespołu w 2006 roku – skąd się u Ciebie wziął pomysł na beachhandball?

- W maju 2006 roku pojawiła się informacja o turnieju piłki ręcznej plażowej w Kadynach koło Elbląga. Jak dla mnie było to ogromne zaskoczenie, że taka dyscyplina w ogóle istnieje! Napisałam maila do organizatora, który już następnego dnia dzwonił do mnie i mocno namawiał na przyjazd. Wtedy nie trenowałam jeszcze nawet w żadnym ligowym klubie, bo takiego wówczas w Poznaniu nie było, a jedyny kontakt z ręczną, jeszcze jako maturzystka, miałam na zajęciach dla studentek poznańskiego Uniwersytetu. To właśnie dziewczynom z tych zajęć opowiedziałam o plażówce i namawiałam na wyjazd na turniej na drugi koniec Polski. I udało się! Choć pojechałyśmy tam w czteroosobowym składzie, zapewniane przez organizatora, że ta liczba w zupełności wystarczy, udało nam się tam nawet wygrać jakieś mecze i zająć trzecie miejsce.

Jakbyś oceniła występ polskiej reprezentacji w Omanie?

- To jest dosyć trudny temat, bo jak oceniać zespół, który pojechał na mistrzostwa świata bez jakichkolwiek przygotowań, bez selekcji zawodniczek? Patrząc na wynik to dziesiąte miejsce w stawce 12 zespołów na pewno nie jest sukcesem i chyba niestety już gorzej być nie mogło. Bardziej skłaniałabym się ocenić ten zespół przez pryzmat gry. Niestety transmitowany był tylko mecz Polek z Singapurem, który był totalnym outsiderem tych mistrzostw, więc i tutaj nie mogę się wypowiedzieć. Sporo meczów nasza reprezentacja przegrała po shoot-outach, więc jedynie domyślać się można, że pojedynki były wyrównane i dziewczyny wiele razy były blisko zwycięstwa.

Wiele osób zdziwił fakt, że wśród powołanych nie znalazła się żadna zawodniczka Pyrek. Ciebie również?

- Szczerze? Tak. Ale bardziej zdziwiło mnie powoływanie kogoś, kto nie gra w ogóle w plażówkę. Biorąc pod uwagę to, że reprezentacja nie miała żadnych konsultacji i do Omanu pojechała z marszu, to całkowicie rozumiem to, że mogła się ona opierać na najlepszym polskim zespole, czyli AZS AWF Wrocław. I takie rozwiązanie było na ówczesną chwilę zrozumiałe. Zresztą jakie by nie były decyzje trenera, to zawsze trzeba wierzyć, że wie, co robi i ma swoją wizję zespołu, który ma osiągnąć sukces. Mało jest przecież ludzi, którzy świadomie nie chcą wygrać.

Źródło artykułu: