Zespół Zagłębia przed rewanżem był już tylko o krok od awansu do kolejnej rundy, bowiem do Czech jechał ze sporą, bo jedenastobramkową zaliczką wypracowaną w pierwszym spotkaniu. Mistrzynie Polski przed własną publicznością rozbiły drużynę zza południowej granicy 29:18.
Na własnym parkiecie rywalki nie dały się zdominować, tak jak to było na Dolnym Śląsku, jednak przez większą część spotkania to Miedziowe kontrolowały wydarzenia na parkiecie. Ostatecznie w samej końcówce lubinianki uległy jedną bramką czeskiej drużynie, jednak dzięki zaliczce z pierwszego pojedynku mogły cieszy się z awansu do kolejnej rundy rozgrywek.
- Wynik nie odzwierciedlał naszej gry. Czeszki wielokrotnie goniły wynik. W pierwszej połowie my wygrałyśmy. W drugiej gra potoczyła się tak, że to gospodynie okazały się lepsze. Dziewczyny jednak pomimo porażki zagrały dobre zawody i walczyły do samego końca. Najważniejsze, że dostałyśmy się do kolejnej rundy - mówi Kaja Załęczna.
Skrzydłowa lubińskiej ekipy w pierwszych minutach pojedynku w Czechach doznała groźnie wyglądającego urazu, który wyeliminował ją z gry już do końca spotkania. - Nieszczęśliwie dostałam koło oka. Od razu wyszedł mi siniak. Pojawiło się nawet trochę krwi i sędziowie nie pozwoliliby mi kontynuować grę pod żadnym pozorem - tłumaczy zawodniczka.
Źródło: lubin.pl