- Nie można zaczynać zawodów od 0:5 i marnować sześciu rzutów karnych - tłumaczy w rozmowie ze SportoweFakty.pl trener Politechniki, Mirosław Robak. - Trzeba z tego wyciągnąć wnioski. Nie jest tak, że jak gramy z juniorami to nam wszystko wolno i na pewno zwyciężymy. Okazuje się, że z nimi też trzeba się sprężyć, to są utalentowani ludzie i grają coraz lepiej. Nie można przechodzić obok meczu - irytuje się doświadczony szkoleniowiec.
Inżynierowie pokonali SMS różnicą jednej bramki, po niezwykłej wymianie ciosów. Robak zaciętą końcówkę obserwował jednak ze względnym spokojem. - To tylko pozory - przyznaje. Pretensje do swoich zawodników powinien mieć szczególnie za słabą grę w defensywie. - Tak się ten mecz toczył. Rywale mieli świetnego golkipera, my zaś nie potrafiliśmy pomóc własnemu. W bramce zagraliśmy słabo, bo zabrakło wsparcia ze strony obrońców - tłumaczy.
Inżynierowie w tabeli zajmują czwartą lokatę, do lidera tracą jednak tylko punkt. Czołowy kwartet wyraźnie odjechał już reszcie stawki, a w następnej kolejce Politechnikę czeka mecz na szczycie, z rezerwami płockiej Wisły. - Faktycznie, to są derby Mazowsza, na pewno więc trzeba będzie zagrać dużo lepiej, aniżeli przeciwko gdańszczanom. To będzie zupełnie inny mecz - zapowiada Robak.
Tej jesieni Politechnikę czekają także spotkania z dwoma pozostałymi pretendentami do wygrania pierwszej ligi - Jurandem Ciechanów i Pogonią Handball Szczecin. - Emocje, kto skończy na jakiej pozycji, będą do końca sezonu. Wszyscy aspirujemy do czołówki i trudno powiedzieć, jak to się ułoży. Liga jest, jaka jest, kilka zespołów prezentuje bardzo podobny poziom i jestem przekonany, że kwestia awansu do samego końca będzie wielką niewiadomą.